Grafiki Iwony Ornatowskiej-Semkowicz w Artemisie

 


Krakowska artystka Iwona Ornatowska-Semkowicz niezmiernie rzadko prezentuje swoje prace na wystawach zbiorowych. Wyjątkowo w ostatnim czasie mieliśmy okazję obejrzeć jej prace na zakończonej pod koniec września wystawie "Botaniczne poszukiwania. Sztuka botaniczna w XXI wieku" w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha, gdzie wśród wielu twórców pokazujących inspirowane tematyką floralną dzieła, można było obejrzeć dwie niezwykłe grafiki jej autorstwa, stanowiące interesujące zestawienie z instalacją Yoshiro Sudy "Śpiący lotos"; a także na krótkim pokazie zbiorowym zorganizowanym w ramach KRAKERS w Jan Fejkiel Gallery w czerwcu.

Najnowsza indywidualna ekspozycja w galerii Artemis "Zmysły" jest więc doskonałą okazją do zajrzenia w głąb twórczego świata krakowskiej graficzki. Po pokazach z ubiegłych lat, m.in. w galerii Floriańska 22 i  galerii Pryzmat, gdzie pokazywane były intelektualne, hermetyczne, technicznie dopracowane grafiki Iwony Ornatowskiej-Semkowicz, tym razem w Artemisie możemy obejrzeć dzieła zupełnie odmienne. Artystka od lat pracująca cyklami, w których analizuje różnorodne motywy, wykorzystując specyficzną technikę własną, łączącą akwafortę i akwatintę (warto przyjrzeć się tym pracom pod tym kątem), tym razem skupiła się na tematyce floralnej, tworząc cykl przedstawień lilii, niezwykle malarskich, wysmakowanych kolorystycznie (patrząc na te prace przez monitor komputera ma się wrażenie, że to obrazy namalowane farbami, a nie dużych rozmiarów, pięknie oprawione grafiki) i emocjonalnych.


Seria lilii odznaczających się jasnymi kolorami, przyciągającymi wzrok, rzec by można wręcz, że wytwornymi, kształtami, wyróżniającymi się na szarym tle, czasem umieszczonymi w wazonach, czasem samotnie tkwiącymi w centralnej części kompozycji, przywodzi na myśl dzieła dawnych mistrzów, a raczej ich fragmenty (lilie pojawiają się często w malarstwie baroku symbolizując niewinność, ale i śmierć, wszak obecność tego kwiatu ma w sobie żałobne, funeralne konotacje, będąc znakiem przedwczesnej śmierci), które jakby przeniosły się w czasie i osiadły jako pełnoprawny motyw pośrodku współczesnych grafik. Te piękne, ale też niezwykle samotne kwiaty, zdają się wskazywać, że wciąż żyją, opuszczone, wciąż czepiają się istnienia, choć ich otoczenie zdaje się je pochłaniać szarością i beznadzieją.


Nie bez powodu warto przywołać czas, gdy te grafiki powstawały. Wiosną 2020 roku wraz z pojawieniem się koronawirusa i lockdownem, wszystko się zatrzymało, znieruchomiało i uległo zamrożeniu - kontakty międzyludzkie się urwały, galerie i muzea zamknięto, artyści przestali opuszczać pracownie, skupiając się na tworzeniu i obserwacji najbliższego otoczenia. Iwona Ornatowska-Semkowicz w swojej krakowskiej pracowni zaczęła tworzyć cykl zupełnie nowych grafik, które nazwała "Zmysły". Pełne nowych odczuć, tęsknoty za normalnym życiem, za czasami, w których kwitnieniu, spacerom, bujnej roślinności towarzyszyła ludzka obecność, gwar, hałas, rozmowy. Nowe grafiki są wezwaniem do życia, pokazaniem, że wciąż trwamy, że jasne kolory przebijają wśród szarości, a kształty choć niepozorne i nieco rachityczne za chwilę zmienią się w obfitość barw i zapachów.

Najnowsze prace Iwony Ornatowskiej-Semkowicz odbieram jako pokaz pełny elan vital, twórczej siły życia, które choć stłamszone, nie poddaje się, czepia się istnienia, pokazuje swoje barwy, jakby chciało udowodnić, że nie wszystko stracone, że życie się nie kończy, a świat powróci do swego piękna. Twórczość może być lekarstwem na depresję, smutek, poddanie się. Moim zdaniem te grafiki mają symboliczny i na swój sposób profetyczny charakter. Powstawały w ciężkich czasach, gdy stłamszeni, siedząc w domach zastanawialiśmy się, czy pandemia kiedykolwiek się skończy, czy będziemy oddychać pełną piersią, wdychać zapach kwiatów, odwiedzać parki i lasy, spotykać się z innymi ludźmi. Te grafiki mają w sobie wiele tęsknoty za normalnością, przyjemnościami czerpanymi z drobnych spraw, małych doznań, na które wcześniej nie zwracaliśmy uwagi, zagonieni pomijaliśmy je, jak wciąż otaczające nas piękno przyrody, która nagle okazała się naszym sprzymierzeńcem, bo dawała nadzieję, że skoro i ona się nie poddała, a wręcz przeciwnie, wciąż istnieje, to i ludzkie życie powróci na dawne tory. Te niezwykle malarskie grafiki są trochę jak motyl, który wbrew przeciwnościom losu wykluwa się z poczwarki. Szare paskudne czasy odejdą, a rośliny które przetrwały rozkwitną w pełni, ciesząc nasze oczy. Obserwując od kilku lat prace krakowskiej artystki mam wrażenie, że Iwona Ornatowska-Semkowicz jest o krok od powrotu do malarstwa,  które przecież studiowała na krakowskiej Akademii Sztuk Pięknej u profesora Adama Marczyńskiego i które na wiele lat zastąpiła grafiką. Myślę, że już niedługo będziemy mogli obejrzeć obrazy artystki, która wciąż się rozwija, wciąż zaskakuje, ciągle analizuje nowe tematy i daje nam radość oglądania swoich prac.

Foto: Marek Gardulski

Wystawa "Zmysły" Iwony Ornatowskiej-Semkowicz czynna jest w Galerii Artemis w Krakowie do 16 października.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Nasze imprezy są flamenco, żyjemy flamenco, śpimy flamenco i jemy flamenco" – wywiad z Tomatito