Polonia i Lituania według Grottgera
Artystyczną edukację rozpoczął we Lwowie u Jana Maszkowskiego. Nie bez znaczenia były też konsultacje u znanego polskiego malarza Juliusza Kossaka. Artystyczne studia kontynuował w Krakowie, pod kierunkiem Wojciecha Stattlera i Władysława Łuszczkiewicza oraz w Wiedniu u takich artystów jak Karl Mayer czy Karl von Blaas. Jako ilustrator zaczął też współpracę z popularnymi pismami ("Illustrierte Zeitung"), wydawanymi w Wiedniu. Ze stolicy monarchii odbywał artystyczne podróże do Monachium i Wenecji, a także na Węgry, gdzie przebywał na zaproszenie swojego mecenasa hrabiego Pappenheima.
Najbardziej znany jest Grottger dzięki patriotycznym rysunkom, wykonywanym czarną kredką na żółtawym kartonie o półokrągłym zwieńczeniu, pogrupowanym w cykle poświęcone powstaniu styczniowemu.
Kilka miesięcy temu, w listopadzie i grudniu 2014 roku, we wrocławskim Muzeum Narodowym można było oglądać rysunki Grottgera z cyklu Warszawa I i Wojna. Była to pierwsza po latach ekspozycja tego artysty w stolicy Dolnego Śląska. Nawiązywała do słynnej wystawy Grottgera zorganizowanej we wrocławskim muzeum w 1987 roku, kiedy to wypożyczono z londyńskiego Victoria and Albert Museum cykl Warszawa II, a cykl Polonia sprowadzony został z Muzeum Sztuk Pięknych w Budapeszcie, gdzie znajduje się w stałej kolekcji. Ekspozycja ta, podobnie jak prezentowane na niej prace, miała charakter patriotycznej manifestacji.
23 marca otwarta została wystawa "Polonii" i "Lituanii" Grottgera w gmachu warszawskiego Muzeum Wojska Polskiego. Można tu zobaczyć 8 rysunków z pierwszego cyklu i 6 z drugiego - nieczęsto eksponowane, o niewielkich rozmiarach, wypożyczone specjalnie na tę okazję ze zbiorów muzeum w Budapeszcie (znalazły się tam jako dar hrabiego Pallfy, który kupił je bezpośrednio od artysty) i z kolekcji Muzeum Narodowego w Krakowie.
W niektórych pracach kobiece wizerunki wzorowane były na postaci Wandy Monne, narzeczonej Grottgera, którą artysta poznał podczas balu we Lwowie, gdy miała zaledwie 16 lat. Była to miłość od pierwszego wejrzenia, prawdziwie romantyczna, bo napotykająca na przeszkody nie do przezwyciężenia. Rodzina młodej patriotycznie nastawionej dziewczyny sprzeciwiła się związkowi z biednym malarzem, który dorabiał ilustracjami do gazet i miał kłopoty ze zdrowiem. Po wyjeździe do Paryża artysta zdołał jedynie ukończyć największy, bo składający się z dwunastu kartonów, cykl Wojna, dla którego źródłami inspiracji były "Okropności wojny" Goyi i "Piekło" Dantego.
13 grudnia 1867 roku Artur Grottger zmarł na gruźlicę we francuskich Pirenejach. Pochowany został na cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie, dzięki Wandzie która sprzedała kosztowności, aby sprowadzić prochy ukochanego do Polski. Do dziś na cmentarzu tym znajduje się grób zarówno Artura Grottgera, jak i Wandy oraz jej męża malarza Karola Młodnickiego (poślubionego zresztą za aprobatą umierającego Grottgera), a także ich córki Marii Wolskiej, która była poetką młodopolską publikującą pod pseudonimem Iwo Płomieńczyk.
W epoce Młodej Polski krakowski rzeźbiarz Wacław Szymanowski wykonał pomnik Grottgera, który stanął w 1901 roku na Plantach w Krakowie. Nazwisko Grottgera widnieje również na gmachu warszawskiej Zachęty, obok Józefa Chełmońskiego i Jana Matejki. Grottger pojawia się na kartach wielu podręczników i przy okazji artykułów poświęconych patriotyzmowi XIX wieku. Jest więc twórcą bardzo dobrze znanym, ale niemal wyłącznie z reprodukcji.
Wystaw jego twórczości nie było w ostatnich latach zbyt wiele, dlatego młode pokolenie Polaków zna Grottgera głównie ze szkoły i nigdy nie miało okazji oglądać jego prac na żywo. Warto wybrać się do warszawskiego muzeum, choć ekspozycja trwa zaledwie miesiąc. Obejrzeć prace Grottgera można do 26 kwietnia. Szkoda tylko, że na razie żadne muzeum nie planuje ekspozycji poświęconej całości jego twórczej aktywności w tym i prezentacji jego dzieł malarskich z czasów paryskich, kiedy to jego styl zaczynał ewoluować od romantycznego historyzmu ku realizmowi, co widoczne jest w jego portretach męskich i kobiecych ("Fryne", "Gość w pracowni"), bliskich pracom Honore Daumiera, Gustava Courbeta, a nawet Edouarda Maneta. Myślę jednak, że nawet wybiórcze poznanie dzieł tak rzadko prezentowanych jest godne polecenia.
Foto: Rysunek „Ludzkości, ty rodzie Kaina” Artura Grottgera ze zbiorów Muzeum Narodowego we Wrocławiu
Komentarze
Prześlij komentarz