Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2015

Honorata Martin i śmierć

Śmierć wywołuje w nas różne emocje. Sprawia, że zachowujemy się irracjonalnie, albo udajemy że nic się nie stało. Wystawa prezentująca ten pierwszy sposób podejścia do spraw ostatecznych, do sytuacji granicznych otwarta została we wrocławskim BWA. Tytuł ekspozycji prac Honoraty Martin jest nieco obrazoburczy - "Bóg Małpa". Wystawę reklamuje głowa małpoluda, a wchodzący  do sali wystawienniczej musi przedzierać się przez misternie ułożone odlewy kości. Dalej jest coraz straszniej. Filmy prezentujące kota jako drapieznika podczas rytualnego niemal pożerania kurzej (?) nóżki, nagranie z artystką, która trzymając w dłoni gigantyczną kość obmywa ją w falach błękitnego niczym z folderu biura podróży morza. W zupełnej ciemności za kotarą można zobaczyć słabo oświetlony model jakiejś ameby czy innego paskudztwa, które prowadzi zarażonego do śmierci ("Naegleria fowleri"). Potem sala z małpami, wśród których można zobaczyć małpie macierzyństwo i małpki o oczach,

Alfons Dunin Borkowski, uczeń Jana Matejki

Polowania, scenki rodzajowe, ziemiańskie zwyczaje i stroje, pieczołowicie oddane kształty fauny i flory i wspaniałe akademickie rzemiosło, które od wielu lat cieszy się ogromnym powodzeniem wśród kolekcjonerów, chociaż jeszcze sto lat temu było pogardzane i wykpiwane przez znawców sztuki i artystów. Jednym z podejmujących taką tematykę  malarzy był Alfons Dunin Borkowski (1850-1918), rówieśnik  Piotra Michałowskiego. Zachowały się zaledwie cztery obrazy tego ucznia Jana Matejki, który malował głównie sceny rodzajowe ("Przy kufelku", "Chora żona"), sceny myśliwskie (" Polowanie na niedźwiedzia". "Połów ryb") i batalistyczne ("Bitwa pod Cudnowem"), a także  podobno - co można  domniemywać po zachowanych w zbiorach  rodziny artysty licznych szkicach - portrety, obrazy religijne stworzone na zamówienie kościołów, zwierzęta (szczególnie fascynowały go psy, kaczki i lisy; słynął z tego, że bardzo lubił zwierzęta, co nie przeszka

Młodzi graficy z Warszawy - wystawa w GM

Nad ulicą, przy której mieści się wrocławska Galeria Miejska wiszą wielkie czarne i białe kule, zaprojektowane przez Lecha Twardowskiego. Wewnątrz  niedawno otwarta została wystawa prac młodych grafików, które można obejrzeć na dwóch poziomach - wchodząc wprost z ulicy i schodząc do piwnic typowych dla starych zabytkowych kamienic o ceglanych ścianach. Artystów, których prace  zdobią ściany galerii jest kilku: Agata Gertchen i Marta Kubiak z Wrocławia, Aleksandra Prusinowska z Gdańska oraz Michał Kochański, Iwona Cur i Piotr Jędruszczak z Warszawy. Najbardziej interesujące wydały mi się propozycje warszawskich grafików. Grafika warsztatowa kojarzy się zwykle z pracami  artystów z minionych epok, pracujących w niewielkich formatach. Można by się zatem spodziewać, że w galerii przy Kiełbaśniczej będzie można zobaczyć maleńkie dziełka wykonane z benedyktyńską cierpliwością przez zakochanych w minionych epokach artystów. Nic bardziej mylnego. Na ekspozycji "Młoda grafik

Ossolińskie rarytasy

We wrocławskim Ossolineum obejrzeć można wystawę ze zbiorów tej jakże szacownej instytucji. Z ulicy Szewskiej, przechodząc przez ogromne drewniane drzwi, dostajemy się wprost na niesamowicie zielony dziedziniec, pośrodku którego rośnie okazałe, obrośnięte bluszczem drzewo. Ściany otaczających podwórzec budynków gęsto pokryte zielonym kilimem bluszczowych liści zachęcają do zatrzymania się na chwilę, rozejrzenia, pokontemplowania urody tego miejsca i dopiero wówczas ruszenia dalej na pierwsze piętro, gdzie w sali, a raczej w salach, Pod Kopułą mieści się fragment bogatych zbiorów z dawnego Muzeum Lubomirskich we Lwowie, który obecnie jest w posiadaniu Zakładu imienia Ossolińskich. Wystawa niewielka, ale pełna perełek, które nawet niezbyt zaznajomionego z historią sztuki widza mogą oczarować. Bo któż nie zna słynnej Panoramy Racławickiej? Jeden z jej autorów Jan Styka jest twórcaą ogromnego prezentowanego na ossolińskiej wystawie obrazu "Polonia", gdzie dojrzeć m

Wampirycznie, nostalgicznie, czyli o kobietach Fałata

Antoni Fałat urodził się w 1942 roku w Warszawie. Studia ukończył na warszawskiej ASP w 1969 roku w pracowni Aleksandra Kobzdeja. Był współzałożycielem grupy Aut (aut pictura, aut nihil), która głosiła hasła "polskiej figuracji, polskiego stylu i polskiej egzotyki". Był związany z ruchem "O poprawę" wraz z Ewą Kuryluk i Łukaszem Korolkiewiczem. Jego twórczość bywała łączona także z Nową Figuracją i hiperrealizmem. Zafascynowany rodzinną, najczęściej prowincjonalną fotografią retro, o typowo sentymentalnym charakterze,  tworzy obrazy przedstawiające  niecodzienne i wyalienowane postacie, które  wyglądają trochę jak wampiry - żyjące nocą , w cieniu, niebezpieczne, bo swojskie, ale też takie co do których nie wiadomo czego możemy się po nich spodziewać. Od 2000 roku na obrazach Antoniego Fałata dominują kobiety - młode, stare, dziewczynkowate i w typie peerelowskiej dziewuszki. Klimat tych prac przypomina "Kołysankę" Juliusza Machulskiego z ge

Nocne zwiedzanie muzeów

Pierwsza Noc Muzeów miała miejsce w 1997 roku w Berlinie. Cieszyła się ogromnym powodzeniem, dlatego pomysł zainteresował Francuzów i Holendrów, którzy u siebie organizowali nocne zwiedzania. W Polsce jako pierwsi  w 2003 roku podjęli tę inicjatywę muzealnicy z Poznania. Rok później zorganizowano Noc Muzeów w Krakowie. Z czasem coraz więcej muzeów włączało się do tej akcji, która odniosła niesamowity sukces. Muzea, które w zwykłe dni świeciły pustkami i gdzie na siłę ciągnięto wycieczki szkolne i przedszkolne, nagle stały się miejscem nieco snobistycznej rozrywki mieszczuchów, którzy zabierając dzieciarnię, znajomych i sąsiadów - emerytów ustawiali się w gigantycznych kolejkach i bez słowa skargi na niewygody rzucali się na masowe oglądanie dzieł sztuki. Ten swoisty fenomen przekształcony w coroczny rytuał obejmował swoim oddziaływaniem coraz większe rzesze ludzi. Okazało się, że nie jest z kulturą w Polsce aż tak źle. Ludzie tłumnie, niczym wampiry, nawiedzali muzea, s

Kiejstuta Bereźnickiego martwe natury

Kiejstut Bereźnicki jest jednym z tych artystów, dla których rzeczywistość minionych epok i współczesność stopiły się w jedną  wielką niezwykle poetycką i nostalgiczną całość. Świat przedstawiony na obrazach tego związanego od 40 lat z Sopotem malarza to siedemnastowieczne holenderskie scenki zabłąkane w nasze, nieco trywialne, czasy. Ale czyż mali mistrzowie holenderscy nie odtwarzali na obrazach drobnych, banalnych przedmiotów - ułożonych na stołach naczyń, sztućców, owoców, warzyw, muszli - tkliwie odwzorowując zaplątane w kielichy kwiatów motyle czy muchy spacerujące po dzbanach? Kiejstut Bereźnicki stwarza na swoich obrazach świat bliski atmosferze Balthusa - nieco surrealistyczny, hieratyczny, znieruchomiały. Intryguje go wieczność. Maluje obrazy z czaszkami, klepsydrami, lustrami. Martwe natury stworzone ze śmiertelnie smutnych garnków, sieci, depresyjnych czosnków, samotnych egzotycznych muszli. Często maluje też sceny pasyjne. Chrystus niby frasobliwy świątek, p

Polak w Brazylii, Brazylijczyk w Polsce, czyli na tropie... ludzi

Polski artysta multimedialny Sławomir Rumiak pojechał do Sao Paulo fotografować ludzkie ślady. Brazylijski architekt i fotograf Cristiano Mascaro przyjechał do Polski w tym samym celu. Obaj artyści znaleźli sie w obcym dla siebie środowisku, starając się odnaleźć specyfikę miejsc, w których uwiecznić mieli ślady ludzkiej działalności. W efekcie powstały zdjęcia, które można obejrzeć w Międzynarodowym Centrum Kultury w Krakowie. Aranżacja wystawy "Ślady ludzi" jest nieco szokująca. Widz, aby dostać się do pierwszej sali musi przedrzeć się przez gęstą "zasłonę" z czarnych pasków. W półmroku widzi dwa monitory ustawione po przeciwnych stronach linii usypanej na podłodze z piasku, takiego jaki można znaleźć na plaży. Na jednym monitorze można obejrzeć pokaz zdjęć wykonanych w Polsce przez Brazylijczyka. Na drugim - pokaz fotografii wykonanych w Brazylii przez Polaka. Najbardziej zdumiewające jest to, że scenki z Brazylii wyglądaja jakby je uwiecznił Brazyl

Zaułek Estreichera

W Krakowie jednym z żelaznych punktów programu zwiedzania jest dla turystów Collegium Maius z pięknym dziedzińcem i Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego, które mieści się  w środku. Od kilku miesięcy można też podziwiać Zaułek Esteichera, wybitnego historyka sztuki, który w 1946 roku przywiózł do Polski zrabowany przez Niemców Ołtarz Mariacki i ponad pół wieku temu założył Muzeum UJ. Aby uhonorować profesora stworzono  na dziedzińcu Huta to urokliwe miejsce,  które nazwano Zaułkiem Esteichera. Idąc od strony rynku w kierunku kościoła św. Anny natrafić można na ten niewielki wypełniony rzeźbami na postumentach podwórzec, uroczyście otwarty w październiku 2014 roku. Jest wyremontowany, na ścianach pnie się bluszcz, ustawione ławeczki kuszą, żeby przysiąść na moment i popatrzeć na postacie znane i mniej znane. Dzieła krakowskiego rzeźbiarza Karola Badyny przestawiają bowiem postacie tak zasłużone dla Uniwersytetu Jagiellońskiego jak papież Jan Paweł II i ksiądz profesor Józef

Peerelowski urok "pikasów"

Wytwórnia ceramiki Steatyt była jedną z nielicznych prywatnych fabryk w czasach PRL -u. Działała w Katowicach od 1947 roku do 1994 roku. Jej założyciel Zygmunt Buksowicz, był również autorem  wielu projektów.  Najbardziej znane wyroby - wazony, serwisy do kawy i herbaty, drobne rzeźby w kształcie zwierząt - powstały w latach 50. i 60. Buksowicz wprowadził na rynek nieznane wcześniej w Polsce lampki pochłaniające zapachy - o zwierzęcych kształtach i ukrytych wewnątrz pojemniczkach na wodę kolońską, która podgrzewana przez żarówkę wydzielała zapach ulubiony przez właściciela tego zabawnego bibelotu. O ile w latach 50. w Steatycie powstawały głównie kopie ceramiki rosenthalowskiej (czerpano również wzory z porcelany  bawarskiej wytwórni Hutchenreuthera), o tyle w latach 60. zaczęto sięgać do bardziej awangardowym rozwiązań.  Stosowano  wówczas śmiałe, jaskrawe kolory takie jak czerwień, błękit i zieleń, liczne drobne złocenia, asymetryczne kształty i wzory rodem z obrazów P

Tygrysie czapeczki, śliniaczki z wężami i jaszczurkami

Chińczycy są ludem przesądnym. Z obawy przed demonami chińskie kobiety na wsiach robiły wycinanki, które potem  paliły w misach wypełnionych wodą, a resztki popiołu rozrzucały na rozstaju dróg. Chińskim dzieciom ubierano czapeczki w kształcie tygrysich głów, a ich małe stópki obuwano w buciki w kształcie tygrysów. Na śliniaczkach chińskich niemowlaków widniały  wyhaftowane jadowite stworzenia - węże i jaszczurki, które miały odstraszać złe duchy. We wrocławskim Muzeum Narodowym można oglądać wystawę "Estetyka rytuału. Chińska sztuka ludowa z kolekcji dr Zlaty Cerny". W niewielkiej salce o pomalowanych na czerwono ścianach z półmroku wyłaniają się gabloty z chińskimi bibelotami, figurkami teatru cieni, zabawkami dziecięcymi w kształcie tygrysów (niektóre z nich w środku miały wszyte woreczki z ziołami, które odstraszały insekty), ubrankami zdobionymi motywami  zwierząt z mitologii chińskiej, jaskrawymi, gęsto haftowanymi szatami, a także drzeworytami przedstawia