Nocne zwiedzanie muzeów

Pierwsza Noc Muzeów miała miejsce w 1997 roku w Berlinie. Cieszyła się ogromnym powodzeniem, dlatego pomysł zainteresował Francuzów i Holendrów, którzy u siebie organizowali nocne zwiedzania. W Polsce jako pierwsi  w 2003 roku podjęli tę inicjatywę muzealnicy z Poznania. Rok później zorganizowano Noc Muzeów w Krakowie. Z czasem coraz więcej muzeów włączało się do tej akcji, która odniosła niesamowity sukces.
Muzea, które w zwykłe dni świeciły pustkami i gdzie na siłę ciągnięto wycieczki szkolne i przedszkolne, nagle stały się miejscem nieco snobistycznej rozrywki mieszczuchów, którzy zabierając dzieciarnię, znajomych i sąsiadów - emerytów ustawiali się w gigantycznych kolejkach i bez słowa skargi na niewygody rzucali się na masowe oglądanie dzieł sztuki.
Ten swoisty fenomen przekształcony w coroczny rytuał obejmował swoim oddziaływaniem coraz większe rzesze ludzi. Okazało się, że nie jest z kulturą w Polsce aż tak źle. Ludzie tłumnie, niczym wampiry, nawiedzali muzea, starając się wysączyć doznania artystyczne do samego dna. Darmowe przepychanie się  w muzealnych salach, rzucanie okiem to w jedną to w drugą stronę,  stało się czymś co w jakiś sposób integrowało ludzi. W kolejkach przed otwarciem  bratali się starsi z młodszymi, dzieci mniejsze z dziećmi większymi, nieznajomi młodzi ludzie znajdowali swoje dawne lub nowe sympatie. I można powiedzieć: cieszmy się, chwalmy się,  bawmy się, podczas muzealnego nocnego zwiedzania. Ludzie mają co wspominać, nastolatki wstawiają na fb lub instagrama nocne fotki z muzealnymi eksponatami, sąsiadki plotkują kogo znanego widziały w salach z rzeźbami, dzieci rozbawione chwalą się warsztatami.
Inicjatywa ta niewątpliwie znakomicie propaguje sztukę, przyciągając do muzeów nawet tych, którzy zwykle unikają muzealnego  wnętrza jak ognia. Ludzie są zadowoleni, bo za darmo mogą wchodzić na wystawy,  na które zwykle trzeba kupić bilety. Nasuwa się jednak kilka refleksji. Po pierwsze: czy Noc Muzeów spowoduje, że ludzie zachęceni taką akcją zaczną chodzić do muzeów częściej. Mam wrażenie, że nie. Spytałam kilka zaprzyjaźnionych osób, czy po nocnych odwiedzinach, pojawili się w muzeum później - np. w dniach kiedy jest zwyczajowe darmowe zwiedzanie. Odpowiedź w większości brzmiała: "Nie", albo "Nie, bo po co?".
Zastanawiam się nad przyczynami tej sytuacji. Na logikę, osoby które uczestniczyły w nocnym zwiedzaniu powinny zachęcone artystycznymi doznaniami powrócić, wybrać się na jakiś wernisaż albo spotkanie z artystą zorganizowane w muzeum. Tak się jednak zazwyczaj nie dzieje. Ci którzy często chodzą do muzeum, idą też na nocne zwiedzanie. Ci którzy przychodzą tylko raz do roku, traktują Noc Muzeów jak specjalną atrakcję, która ze sztuką nie ma wiele wspólnego, bo  ciekawi ich raczej sama atmosfera - to że inni idą, bo wypada, bo można spotkać znajomych, pochwalić się, albo zobaczyć co to właściwie się w tym muzeum dzieje.
Oczywiście są i tacy, którzy po jednorazowym  nocnym zwiedzaniu mają dosyć, bo nie lubią "owczych spędów" albo nie podobają im się skojarzenia z peerelowskimi kolejkami, albo też zwyczajnie niezbyt dobrze czują się w ścisku i wolą iść do muzeum wtedy kiedy jest cicho i spokojnie. Ci ostatni bardziej zainteresowani są akcjami w rodzaju  SLOW ART, która organizuje Dzień Wolnej Sztuki, kiedy to również można wejść do muzeum za darmo, ale i powoli, bez pośpiechu, a często także w towarzystwie kompetentnych pracowników oprowadzających, kontemplować  wybrane dzieła.
Czy zatem nocne zwiedzanie jest potrzebne? Myślę, że najlepszą odpowiedzią są kolejki i tłumy pojawiające się co roku przed muzeami, tak jak to miało miejsce w tym roku 16 maja.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Nasze imprezy są flamenco, żyjemy flamenco, śpimy flamenco i jemy flamenco" – wywiad z Tomatito