Honorata Martin i śmierć

Śmierć wywołuje w nas różne emocje. Sprawia, że zachowujemy się irracjonalnie, albo udajemy że nic się nie stało. Wystawa prezentująca ten pierwszy sposób podejścia do spraw ostatecznych, do sytuacji granicznych otwarta została we wrocławskim BWA. Tytuł ekspozycji prac Honoraty Martin jest nieco obrazoburczy - "Bóg Małpa". Wystawę reklamuje głowa małpoluda, a wchodzący  do sali wystawienniczej musi przedzierać się przez misternie ułożone odlewy kości. Dalej jest coraz straszniej. Filmy prezentujące kota jako drapieznika podczas rytualnego niemal pożerania kurzej (?) nóżki, nagranie z artystką, która trzymając w dłoni gigantyczną kość obmywa ją w falach błękitnego niczym z folderu biura podróży morza.
W zupełnej ciemności za kotarą można zobaczyć słabo oświetlony model jakiejś ameby czy innego paskudztwa, które prowadzi zarażonego do śmierci ("Naegleria fowleri"). Potem sala z małpami, wśród których można zobaczyć małpie macierzyństwo i małpki o oczach, w których czai się smutek i oskarżenie, co jakoś skojarzyło mi się z eksperymentami na zwierzętach.
I mroczna sala z wielkim małpoludem ukrzyżowanym na drewnianym stelażu niczym pojmany King Hong (instalacja ta nawiązuje do autentycznego wydarzenia, które miało miejsce w Kongu). Pochodzimy od małpy, ale nie szanujemy naszych praprzodków, niszczymy tych od których się wywodzimy... Takie refleksje nasuwają się podczas oglądania tej ponurej i przejmującej wystawy.
Honorata Martin, artystka pochodząca z Gdańska, absolwentka wydziału malarstwa gdańskiej ASP i Universytetu Marmara w Istambule,  należy do tych  twórców, którzy czerpią z własnych osobistych doświadczeń i umieszczając je wewnątrz swoich prac próbują je trochę oswoić. Ogromne wrażenie robi druga część ekspozycji we wrocławskim BWA. Niesamowite, dojmujące doświadczenia samotności w obliczu tragedii, samotności, której nikt zdaje się nie dostrzegać obecne jest w fotografiach kreowanych przez ich bohaterkę, która próbuje popełnić samobójstwo na różne sposoby - niczym hamletowska Ofelia topi się w wodzie (zdjęcie ma bardzo starannie "zaprojektowaną" kolorystykę przez co jest jeszcze bardziej wstrząsające),  na filmie próbuje wyskoczyć z dachu wieżowca i przytrzymywana za włosy przez  niezidentyfikowaną męską postać przy dźwiękach wiejącego wiatru (nie wiemy czy jej się to udaje), albo  trzyma się  barierek balkonu i nie wiadomo czy się nie puści (sytuacja wygląda na tym bardziej dramatyczną, że nikogo na żadnym z balkonów nie ma - nikogo samobójczy gest nie obchodzi, nikt się nie interesuje wiszącą i gdyby spadła nikt by nie pospieszył jej na ratunek).
Warto też zejść do podziemi BWA, gdzie z ciemności wyłania się napis  "Koniec świata i już wszystko nieważne". Śmierć jest końcem świata dla tego kto odchodzi, ale i dla tego kto zostaje, bo ten ostatni nie zawsze potrafi pogodzić się z sytuacją. W czasach gdy jednym z ostatnich istniejących tabu jest śmierć, to niewątpliwie głos protestu przeciwko zamiataniu pod dywan uczuć, jakie się ze śmiercią łączą. Honorata Martin stworzyła przejmującą wystawę, w której nawet jeśli znajdują się elementy bliskie przekraczaniu dobrego smaku (filmik z kotem), to jednak ilość wątków poruszanych w na pozór eleganckich i perfekcyjnie przygotowanych prac (fotografie, rysunki), nie pozostawia widza obojętnym. Po takiej wystawie naprawde trudno jest ochłonąć.
Ekspozycja czynna jest do 5 lipca.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Nasze imprezy są flamenco, żyjemy flamenco, śpimy flamenco i jemy flamenco" – wywiad z Tomatito