Posty

Wyświetlanie postów z grudzień, 2014

Ostatnie godziny starego roku, czyli podsumowanie

Miniony rok w sztuce nie zaznaczył się jakoś szczególnie. Owszem, było głośno o niektórych wystawach  (np. wrocławskiej ekspozycji "Tauromachie" prezentującej kopie grafik hiszpańskich artystów w odnowionych salach zespołu pobernardyńskiego), było też kilka ekspozycji, które wzbudziły emocje z powodu... okoliczności pozaartystycznych (inauguracyjna wystawa w nowej siedzibie Cricoteki, którą wkrótce po otwarciu trzeba było zamknąć). Była wystawa poświęcona twórczości amerykańskiego reżysera Stanleya Kubricka w krakowskim Muzeum Narodowym, która nie wszystkim przypadła do gustu.  Otwarto również w salach Gmachu Głównego MN w Krakowie wielką monograficzną wystawę  poświęconą Oldze Boznańskiej, która chyba wszystkim się podobała, bo któż nie lubi Boznańskiej i jej wspaniałych szarości i czerni? Jednak nie było wielkich, odkrywczych wydarzeń artystycznych. Być może jest to spowodowane mizerią funduszy, jakimi  dysponują polskie instytucje kulturalne - od dużych muzeó

Historia pewnej fontanny w Bydgoszczy

Kilka dni temu w Muzeum Okręgowym w Bydgoszczy otwarta została wystawa poświęcona  nieco już zapomnianemu niemieckiemu rzeźbiarzowi Ferdinandowi Lepckemu (1866-1909), urodzonemu w Coburgu profesorowi berlińskiej Akademii Sztuk Pięknych. Zasłynął  dzięki stylowym rzeźbom plenerowym, w których akademicka forma i uwielbienie dla antyku przełamywane bywają  bliską secesji dekoracyjnością. Jego prace znajdują się w takich miastach jak Berlin, Coburg, Seebad, Petersburg i Bydgoszcz. Najbardziej znanymi dziełami Lepckego są "Łuczniczka" oraz fontanna "Potop" w parku w Bydgoszczy (źródło zdjęcia: Wikipedia). Obie te prace stały się już symbolami miasta, które niegdyś nazywało się Bromberg. Fontanna "Potop" ustawiona ponownie kilka miesięcy temu w jednym z bydgoskich parków,  to kopia dzieła, którego oryginał  umieszczony tam był  110 lat temu. Odsłonięty w 1904 roku gigantyczny (7 m wysokości) "Potop" przedstawiający niezwykłą kompozycję p

Niemiecki źrebaczek

Do wrocławskiego ogrodu zoologicznego zwabiło mnie Afrykarium, otwarte w październiku w nowo zbudowanym gmachu, pełnym małych i dużych rybek, żółwi, hipopotamów i  afrykańskich pingwinów. Schodząc po schodach do sztucznie wybudowanych grot w półmroku widziałam nad sobą gigantyczne płaszczki i inne wodne stwory, które z uwielbieniem fotografowali i nagrywali zwiedzający, bynajmniej nie w wieku przedszkolnym. Widok dorosłych z zachwytem wpatrujących się w niebiesko-zielone odmęty, a  w nich  ogromne manaty, niczym przepływające torpedokształtne istoty wynurzające się i zagłębiające, nie należał do odosobnionych. I ja również z niedowierzaniem wpatrywałam się w szklane ściany, za którymi rekiny dosłownie przepływały mi koło nosa, a ogromny żółw przebierał łapami tuż nad moją głową, w pomieszczeniu przypominającym grotę. Po opuszczeniu Afrykarium człowiek czuje się jakby wyszedł z głębin oceanu, albo jakby wrócił z nurkowania w Afryce. Reszta wrocławskiego ZOO o tej porze rok

Spalony dach rezydencji księżnej Daisy

Niedawno o zamku Książ było głośno, z uwagi na pożar jaki  10 grudnia strawił sporą część dachu tego  zabytkowego obiektu. Pożar zaprószyli robotnicy remontujący poddasze. Na zdjęciach, które pojawiły się w mediach wyglądało to upiornie, a koszty jakie szacunkowo trzeba włożyć w przywrócenie zamku do stanu poprzedniego to około miliona zł. Zamek Książ mający ponad 400 pomieszczeń jest obiektem ogromnym, trzecim pod względem wielkości, po Malborku i Zamku Królewskim na Wawelu. Został zbudowany w XIII wieku w miejscu drewnianego gródka, z inicjatywy księcia świdnicko-jaworskiego Bolka I Surowego. Potem jego losy były burzliwe – znajdował się w posiadaniu czeskim, później należał do sławnego rozbójnika, aż wreszcie w XVI wieku trafił do zamożnego rodu Hochbergów, którzy po wojnie trzydziestoletniej i zniszczeniach swego rodowego gniazda dokonali znacznej przebudowy zamku Książ, zatrudniając do tego celu architekta Antonia Domenica Rossiego. Na zgliszczach fortyfikacji powst

Tron, który czeka

W Parku Słowackiego we Wrocławiu znalazło schronienie kilka rzeźb, które często minąć można nie zwracając na nie większej uwagi. Ot, coś tam sobie stoi, pewnie jakieś historyczne pamiątki, usłyszeć można czasem komentarze spacerowiczów. Jednak idąc w kierunku Muzeum Narodowego dosłownie naprzeciwko głównego wejścia, tuż przed przejściem na drugą stronę ulicy ustawiono dwa ogromne siedziska. Na jednym siedzi smukła piękność w przejrzystej sukni i ciemnych okularach. Drugie jest puste. Oba ustawiono na niewielkich postumentach po artystycznym plenerze w Twardogórze w 1979 roku. Są dziełem wrocławskich twórców: specjalizującej się w ceramice Anny Malickiej-Zamorskiej i rzeźbiarza Ryszarda Waldemara Zamorskiego, ucznia Xawerego Dunikowskiego. Siedziska wykonano z ceramiki spiekanej w temperaturze 700 stopni C w zakładach w Żarowie i po plenerze ustawiono przed wrocławskim muzeum. Całość nosi tytuł "Oczekiwanie" i faktycznie - można w jednym z tronów zasiąść i czekaj

Góralskie pejzaże i hardzi staruszkowie

W jego pejzażach, akwarelkach i drzeworytach, piękno przyrody, zwłaszcza Beskidów, i  ich mieszkańców oddane jest z niesamowitą wręcz precyzją. Twarze hardych górali, poorane zmarszczkami oblicza biedaków, które wszystko już widziały i niczemu się już nie dziwią, oglądać można na wielu odbitkach graficznych. To największe osiągnięcie Pawła Stellera, urodzonego jeszcze w XIX wieku, w 1895  roku, niedaleko Ustronia artysty, który za granicą zrobił taką furorę, że francuscy krytycy obwołali go "śląskim Durerem". Niemal przez całe twórcze życie (1925-1974) związany był z Katowicami, gdzie przez kilka lat funkcjonowało muzeum jego imienia, którym opiekowała się żona arysty. Niestety, po jej śmierci muzeum przestało istnieć, a prace Stellera na mocy testamentu przeszły w posiadanie Muzeum Historii Katowic i  katowickiego Muzeum Archidiecezjalnego. Spuścizna tego malarza i drzeworytnika, zmarłego w 1974 roku jest niemała. To ponad 10 tysięcy prac, z czego 243 to drze

O śląskim rzeźbiarzu Egonie Kwiatkowskim

Obraz
Jerzy Kwiatkowski urodził się w Chorzowie w 1928 roku. Na chrzcie dostał imię Egon i w towarzystwie rodziny i przyjaciół wszyscy tak do niego mówili. W czasach gdy niemiecko brzmiące imiona były źle widziane na Śląsku Kwiatkowski spolszczył swoje imię i wpisane miał w dowodzie Jerzy. Taką w każdym razie historię rzeźbiarz ten przedstawił mi pod koniec lat 90. XX wieku, kiedy odwiedziłam go w jego pracowni w Mikołowie. Miał już wtedy za sobą lata sławy i chwały, które przypadły na okres PRLu. W czasach gdy nie było co prawda wielu potrzebnych do pracy składników, trudno było o materiały i narzędzia, w myśl ówcześnie obowiązującej zasady "Polak potrafi" twórcy kombinowali i dzieła powstawały. W latach 60. na Śląsku stawiano liczne pomniki, organizowano plenery, a rzeźbiarze dostawali zlecenia. Wielkie pomniki  na placach i skwerach miejskich i to nie tylko te uwieczniające bohaterskich żołnierzy i jedynie słusznych posągowych towarzyszy  robotników, projektowano o

Cętkowane tygrysy, czyli zwierzyniec Wilkonia

Smutne lamparty, wtulone w siebie nosorożce, wilk trzymający w ramionach psa - to tylko niektóre z postaci z wykreowanego przez Józefa Wilkonia świata. Ten mieszkający w Zalesiu Dolnym pod Warszawą grafik i rzeźbiarz  to prawdziwy fenomen - trafia do serc zarówno dzieci jak i  dorosłych. Przez ostatnie  półwiecze  stworzył specyficzne bestiarium, które zaludnia karty ponad 200 książek wydanych w Polsce i kilkudziesięciu za granicą (m.in. w prestiżowym wydawnictwie Flammarion).  Książeczki takie jak "Tygrys o złotym sercu" Czesława Janczarskiego czy "Była sobie Ruda" (napisana przez jego syna Piotra Wilkonia) wabią pięknymi ilustracjami pełnymi baśniowych, nieco egzotycznych zwierzęcych bohaterów. Gdy w listopadzie podczas ostatniego spotkania z cyklu "Zmysły sztuki"  gościł w Muzeum w Wilanowie, sala pękała w szwach. Artysta zapowiedział, że w przyszłości w ogrodach w Wilanowie pojawią się rzeźby zwierząt z drewna, które zostaną wykonane wedł

Steller, Duda-Gracz,Kilar i inni

W Katowicach od 2004 roku na placu Grunwaldzkim, na niewielkim skwerku, naprzeciwko kina Kosmos, tworzy się Galeria Artystów związanych z Górnym Śląskiem. Tworzy się, bo wciąż dodawane są nowe płaskorzeźby, które upamiętniają wybitnych przedstawicieli śląskiej kultury. A decydują o tym sami mieszkańcy regionu, wybierający co roku w specjalnym plebiscycie osobę, która najbardziej, ich zdaniem, zasłużyła się dla Śląska. Zestaw popiersi (a właściwie płaskorzeźb, które jak plastelina wtopione zostały w marmurowe postumenty), w otoczeniu niziutkich drzewek i ławeczek, na których można usiąść i pokontemplować galerię, jest doprawdy imponujący. Już na pierwszy rzut oka widać, iż są tu umieszczeni twórcy ogólnopolskiej, żeby nie powiedzieć wręcz, światowej klasy. Jest tu  i "śląski Duerer" - grafik Paweł Steller, jest "polski James Dean", czyli aktor Zbigniew Cybulski,  porównywany do Pietera Bruegela malarz i scenograf Jerzy Duda - Gracz, a także dwie nasze e

Skąd się wzięły krasnale we Wrocławiu?

Niegdyś Wrocław był miastem, które szczyciło się wpisanym na listę UNESCO późnogotyckim ratuszem, odbudowaną po zniszczeniach wojennych średniowieczną katedrą i barokowym Uniwersytetem z Aulą Leopoldina, w której można oglądać wspaniałe malowidła plafonowe i dekorację rzeźbiarską. Z Wrocławia wywodzili się związani z uniwersytetem nobliści. We Wrocławiu urodził się twórca kryminałów retro Marek Krajewski i kontrowersyjny autor-celebryta Michał Witkowski. Jednak to z czym w ostatnich latach stolica Dolnego Śląska jest kojarzona to... krasnoludki. Można je spotkać dosłownie wszędzie. Pod kościołami, restauracjami, galeriami handlowymi, a nawet w ZOO. Skąd ten krasnoludkowy szał? Dlaczego krasnoludkowy ludek wypełnił miasto nad Odrą i sprawił, że wycieczki po Wrocławiu ruszają często szlakiem krasnali? Wszystko zaczęło się... nie, nie jak w "Kingsajzie" w fikcyjnej Szuflandii, lecz w stolicy Dolnego Śląska latach 80., kiedy to Waldemar "Major" Fydrych stw