Cętkowane tygrysy, czyli zwierzyniec Wilkonia

Smutne lamparty, wtulone w siebie nosorożce, wilk trzymający w ramionach psa - to tylko niektóre z postaci z wykreowanego przez Józefa Wilkonia świata. Ten mieszkający w Zalesiu Dolnym pod Warszawą grafik i rzeźbiarz  to prawdziwy fenomen - trafia do serc zarówno dzieci jak i  dorosłych. Przez ostatnie  półwiecze  stworzył specyficzne bestiarium, które zaludnia karty ponad 200 książek wydanych w Polsce i kilkudziesięciu za granicą (m.in. w prestiżowym wydawnictwie Flammarion).  Książeczki takie jak "Tygrys o złotym sercu" Czesława Janczarskiego czy "Była sobie Ruda" (napisana przez jego syna Piotra Wilkonia) wabią pięknymi ilustracjami pełnymi baśniowych, nieco egzotycznych zwierzęcych bohaterów. Gdy w listopadzie podczas ostatniego spotkania z cyklu "Zmysły sztuki"  gościł w Muzeum w Wilanowie, sala pękała w szwach. Artysta zapowiedział, że w przyszłości w ogrodach w Wilanowie pojawią się rzeźby zwierząt z drewna, które zostaną wykonane według zapisków z czasów króla Jana III Sobieskiego, który miał swój własny zwierzyniec. Jak na razie warto wybrać się do Radziejowic, gdzie w miejscowym parku zobaczyć można drewnianą  "Arkę Wilkonia" - rzeźbę przestrzenną w kształcie domku z okienkami, z których wyglądają zwierzęce głowy (lew, łoś, niedźwiadek, tygrys, słoń, żyrafa i inne), a także wielką "Bramę Teatru Narodowego", nad którą umieszczono anielskie skrzydła (metaloplastyka). Wystawy wilkoniowych prac przyciągają mnóstwo dużych i małych wielbicieli. O fenomenie Wilkonia świadczy też fakt, iż dostępną w sieci empikowskiej w  tzw. Strefie Sztuki  serią zdobionych jego zwierzęcymi bohaterami przedmiotów interesują się i starsi i młodsi wielbiciele tego artysty. W kubeczkach  z czarnymi smukłymi kocimi sylwetkami popijają herbatę sami, częstują gości lub dają je na prezenty swoim znajomym. Nowoczesność i baśniowy świat wzajemnie się uzupełniają. Spytałam kilka  osób, które kupiły kubeczki, czy wiedzą coś o Wilkoniu. I byłam w szoku, bo jak się okazało, wiedzą bardzo dużo, potrafią opisać zwierzaki, wymienić książki, a nawet  z rozrzewnieniem wspomnieć  wilkoniową okładkę niezwykłej,  wydanej wiele lat temu powieści  "Marcin spod Dzikiej Jabłoni" Eleanor Farjeon, która jest specyficzną odmianą "Baśni z tysiąca i jednej nocy", tyle że narratorem jest tu nie arabska piękność, lecz romantyczny chłopak szukający prawdziwej miłości. A ja byłam pewna, że osób które czytały "Marcina" nie ma zbyt wiele... I nawet takie szczegóły jak paski u tygrysów są przez fanów Wilkonia analizowane. "Bo jakby miały paski, to byłyby takie zwykłe tygrysy, a tak są czarodziejskie", powiedziała moja znajoma, posiadaczka kubeczków z przykrywką z obejmującymi się zwierzakami. Nie wyprowadzałam jej z błędu, bo zestawy, które kupiła zdobiły lamparty, a nie tygrysy, ale każdy widzi to co chce widzieć i moje delikatne sugestie iż oddała serce (i herbatę) nie temu zwierzęciu, jakie miała na myśli, nie spotkały się ze zrozumieniem. "Ja bym chciała, żeby mnie tak ktoś obejmował", westchnęła, popijając  earl greya ze swego cętkowanego tygrysa. Wiem już teraz czemu te tulące się, urocze drapieżniki budzą w ludziach takie rozmarzenie. Bo współczesny człowiek szuka w sztuce wspomnień i iluzji. Błogiego dzieciństwa i miłości, która połączyć może nawet tak różniące się istoty jak  wilk i pies i sprawia, że nosorożce zamiast walczyć ze sobą, trzymają się w ramionach.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Nasze imprezy są flamenco, żyjemy flamenco, śpimy flamenco i jemy flamenco" – wywiad z Tomatito