Posty

Wampirycznie, nostalgicznie, czyli o kobietach Fałata

Antoni Fałat urodził się w 1942 roku w Warszawie. Studia ukończył na warszawskiej ASP w 1969 roku w pracowni Aleksandra Kobzdeja. Był współzałożycielem grupy Aut (aut pictura, aut nihil), która głosiła hasła "polskiej figuracji, polskiego stylu i polskiej egzotyki". Był związany z ruchem "O poprawę" wraz z Ewą Kuryluk i Łukaszem Korolkiewiczem. Jego twórczość bywała łączona także z Nową Figuracją i hiperrealizmem. Zafascynowany rodzinną, najczęściej prowincjonalną fotografią retro, o typowo sentymentalnym charakterze,  tworzy obrazy przedstawiające  niecodzienne i wyalienowane postacie, które  wyglądają trochę jak wampiry - żyjące nocą , w cieniu, niebezpieczne, bo swojskie, ale też takie co do których nie wiadomo czego możemy się po nich spodziewać. Od 2000 roku na obrazach Antoniego Fałata dominują kobiety - młode, stare, dziewczynkowate i w typie peerelowskiej dziewuszki. Klimat tych prac przypomina "Kołysankę" Juliusza Machulskiego z ge...

Nocne zwiedzanie muzeów

Pierwsza Noc Muzeów miała miejsce w 1997 roku w Berlinie. Cieszyła się ogromnym powodzeniem, dlatego pomysł zainteresował Francuzów i Holendrów, którzy u siebie organizowali nocne zwiedzania. W Polsce jako pierwsi  w 2003 roku podjęli tę inicjatywę muzealnicy z Poznania. Rok później zorganizowano Noc Muzeów w Krakowie. Z czasem coraz więcej muzeów włączało się do tej akcji, która odniosła niesamowity sukces. Muzea, które w zwykłe dni świeciły pustkami i gdzie na siłę ciągnięto wycieczki szkolne i przedszkolne, nagle stały się miejscem nieco snobistycznej rozrywki mieszczuchów, którzy zabierając dzieciarnię, znajomych i sąsiadów - emerytów ustawiali się w gigantycznych kolejkach i bez słowa skargi na niewygody rzucali się na masowe oglądanie dzieł sztuki. Ten swoisty fenomen przekształcony w coroczny rytuał obejmował swoim oddziaływaniem coraz większe rzesze ludzi. Okazało się, że nie jest z kulturą w Polsce aż tak źle. Ludzie tłumnie, niczym wampiry, nawiedzali muze...

Kiejstuta Bereźnickiego martwe natury

Kiejstut Bereźnicki jest jednym z tych artystów, dla których rzeczywistość minionych epok i współczesność stopiły się w jedną  wielką niezwykle poetycką i nostalgiczną całość. Świat przedstawiony na obrazach tego związanego od 40 lat z Sopotem malarza to siedemnastowieczne holenderskie scenki zabłąkane w nasze, nieco trywialne, czasy. Ale czyż mali mistrzowie holenderscy nie odtwarzali na obrazach drobnych, banalnych przedmiotów - ułożonych na stołach naczyń, sztućców, owoców, warzyw, muszli - tkliwie odwzorowując zaplątane w kielichy kwiatów motyle czy muchy spacerujące po dzbanach? Kiejstut Bereźnicki stwarza na swoich obrazach świat bliski atmosferze Balthusa - nieco surrealistyczny, hieratyczny, znieruchomiały. Intryguje go wieczność. Maluje obrazy z czaszkami, klepsydrami, lustrami. Martwe natury stworzone ze śmiertelnie smutnych garnków, sieci, depresyjnych czosnków, samotnych egzotycznych muszli. Często maluje też sceny pasyjne. Chrystus niby frasobliwy świąte...

Polak w Brazylii, Brazylijczyk w Polsce, czyli na tropie... ludzi

Polski artysta multimedialny Sławomir Rumiak pojechał do Sao Paulo fotografować ludzkie ślady. Brazylijski architekt i fotograf Cristiano Mascaro przyjechał do Polski w tym samym celu. Obaj artyści znaleźli sie w obcym dla siebie środowisku, starając się odnaleźć specyfikę miejsc, w których uwiecznić mieli ślady ludzkiej działalności. W efekcie powstały zdjęcia, które można obejrzeć w Międzynarodowym Centrum Kultury w Krakowie. Aranżacja wystawy "Ślady ludzi" jest nieco szokująca. Widz, aby dostać się do pierwszej sali musi przedrzeć się przez gęstą "zasłonę" z czarnych pasków. W półmroku widzi dwa monitory ustawione po przeciwnych stronach linii usypanej na podłodze z piasku, takiego jaki można znaleźć na plaży. Na jednym monitorze można obejrzeć pokaz zdjęć wykonanych w Polsce przez Brazylijczyka. Na drugim - pokaz fotografii wykonanych w Brazylii przez Polaka. Najbardziej zdumiewające jest to, że scenki z Brazylii wyglądaja jakby je uwiecznił Brazyl...

Zaułek Estreichera

W Krakowie jednym z żelaznych punktów programu zwiedzania jest dla turystów Collegium Maius z pięknym dziedzińcem i Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego, które mieści się  w środku. Od kilku miesięcy można też podziwiać Zaułek Esteichera, wybitnego historyka sztuki, który w 1946 roku przywiózł do Polski zrabowany przez Niemców Ołtarz Mariacki i ponad pół wieku temu założył Muzeum UJ. Aby uhonorować profesora stworzono  na dziedzińcu Huta to urokliwe miejsce,  które nazwano Zaułkiem Esteichera. Idąc od strony rynku w kierunku kościoła św. Anny natrafić można na ten niewielki wypełniony rzeźbami na postumentach podwórzec, uroczyście otwarty w październiku 2014 roku. Jest wyremontowany, na ścianach pnie się bluszcz, ustawione ławeczki kuszą, żeby przysiąść na moment i popatrzeć na postacie znane i mniej znane. Dzieła krakowskiego rzeźbiarza Karola Badyny przestawiają bowiem postacie tak zasłużone dla Uniwersytetu Jagiellońskiego jak papież Jan Paweł II i ksiądz p...

Peerelowski urok "pikasów"

Wytwórnia ceramiki Steatyt była jedną z nielicznych prywatnych fabryk w czasach PRL -u. Działała w Katowicach od 1947 roku do 1994 roku. Jej założyciel Zygmunt Buksowicz, był również autorem  wielu projektów.  Najbardziej znane wyroby - wazony, serwisy do kawy i herbaty, drobne rzeźby w kształcie zwierząt - powstały w latach 50. i 60. Buksowicz wprowadził na rynek nieznane wcześniej w Polsce lampki pochłaniające zapachy - o zwierzęcych kształtach i ukrytych wewnątrz pojemniczkach na wodę kolońską, która podgrzewana przez żarówkę wydzielała zapach ulubiony przez właściciela tego zabawnego bibelotu. O ile w latach 50. w Steatycie powstawały głównie kopie ceramiki rosenthalowskiej (czerpano również wzory z porcelany  bawarskiej wytwórni Hutchenreuthera), o tyle w latach 60. zaczęto sięgać do bardziej awangardowym rozwiązań.  Stosowano  wówczas śmiałe, jaskrawe kolory takie jak czerwień, błękit i zieleń, liczne drobne złocenia, asymetryczne kształty i...

Tygrysie czapeczki, śliniaczki z wężami i jaszczurkami

Chińczycy są ludem przesądnym. Z obawy przed demonami chińskie kobiety na wsiach robiły wycinanki, które potem  paliły w misach wypełnionych wodą, a resztki popiołu rozrzucały na rozstaju dróg. Chińskim dzieciom ubierano czapeczki w kształcie tygrysich głów, a ich małe stópki obuwano w buciki w kształcie tygrysów. Na śliniaczkach chińskich niemowlaków widniały  wyhaftowane jadowite stworzenia - węże i jaszczurki, które miały odstraszać złe duchy. We wrocławskim Muzeum Narodowym można oglądać wystawę "Estetyka rytuału. Chińska sztuka ludowa z kolekcji dr Zlaty Cerny". W niewielkiej salce o pomalowanych na czerwono ścianach z półmroku wyłaniają się gabloty z chińskimi bibelotami, figurkami teatru cieni, zabawkami dziecięcymi w kształcie tygrysów (niektóre z nich w środku miały wszyte woreczki z ziołami, które odstraszały insekty), ubrankami zdobionymi motywami  zwierząt z mitologii chińskiej, jaskrawymi, gęsto haftowanymi szatami, a także drzeworytami przedst...