Bartek Materka w podziemiach Pałacu Potockich

 


Bunkier Sztuki przeniósł się na czas remontu do pałacu Potockich (Rynek 20). Czynna od kilku tygodni wystawa Bartka Materki "Tak to wygląda" prezentowana jest w podziemiach, do których schodzi się z niewielkiego wewnętrznego dziedzińca, po krętych schodkach widocznych na prawo od otwarcia szklanych drzwi bunkrowej księgarni. Pokaz malarstwa w dwóch formatach - kwadratowym i okrągłym, obrazów ciekawie zaaranżowanych w surowych ceglano - kamiennych murach, specyficznie podświetlonych w części piwnicznej pałacu, robi niesamowite wrażenie. Tonda wypełnione gęstą splątaną materią, przypominają przedstawienia bakterii pod mikroskopem albo powiększenie drobnych form pod lupą. Geneza tego cyklu to zdjęcia tłumu, jakie zainspirowały artystę, który ludzką masę przetworzył w gęstą abstrakcyjną kompozycję plam barwnych, oszałamiająco kolorowych i na swój niespokojny sposób uporządkowanych.


 


Ten wir czy też kłębowisko wypełniło sześć obrazów z cyklu Masa, który powstał w 2010 roku, czyli sześć lat po ukończeniu przez artystę wydziału malarstwa krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. W ubiegłym roku Bartek Materka powtórzył ten motyw, nasycając go odwołaniami do wydarzeń, jakie mogliśmy wszyscy obserwować osobiście doświadczając ich dramatyzmu. Pojawienie się koronawirusa, lockdown, strajki kobiet, tłumne demonstracje w Polsce... To wszystko oddziałało na artystę, który uaktualnił swoje prace i gdy teraz oglądamy je wynurzajace się z półmroku rozświetlonego białym i zielonym światłem, nie sposób pominąć tego kontekstu przy wpatrywaniu się w te, na swój sposób wręcz hipnotyzujace, prace. Miejsce na tę ekspozycję wybrano idealne. W salach dawnego budynku Bunkra Sztuki nie prezentowałoby się to malarstwo równie doskonale. Motyw zamknięcia w ciasnych pomieszczeniach piwnic dawnego pałacu wzmacniać może w oglądającym wystawę uczucie  klaustrofobii i poczucie zagrożenia, nadające tej wystawie szczególny klimat, rodem ni to z czasów średniowiecznej zarazy, ni to z epoki dziewiętnastowiecznych badań medycznych. Nowoczesne kolorowe plamki na obrazach rozmieszczonych przemyślnie  w niewielkich salach przywodzą na myśl sale z chorymi i eksperymenty medyczne... Patrząc na te prace myślałam o tłumach na ulicach, które w ostatnich miesiącach pojawiały się wyłącznie podczas wieczornych demonstracji, podczas gdy w dzień miasta, nawet tak zawsze pełne życia i ludzi jak Kraków, pozostawały i pozostają do dziś, puste. Te wirujące niczym bakterie czy wirusy oglądane w powiększeniu malarskie dotknięcia, przypominają też o innym aspekcie, z jakim musimy się wszyscy obecnie zmierzyć, a mianowicie z kresem życia w tłumie, w bliskości ze znajonymi i nieznajomymi ludźmi, którzy swobodnie przemieszczali się, mieszali podczas spacerów, tłoczyli się w kolejkach. To świat, którego już dziś nie ma, a w każdym razie przestał istnieć dla zwykłych jego mieszkańców w codziennym istnieniu. Pojawia się jeszcze tylko w czasie demonstracji lub... kolejek, w których czujemy się swojski, jak za dawnych czasów, którym kres położył covid19. Dziś trzeba zachować dystans, zwiedzać wystawy w małych grupkach, gdy każdy jest odseparowany od innych, także poprzez maseczki i rękawiczki, jest oddzielony od pozostałych... W taki właśnie sposób, samotnie, w maseczce, w zapachu płynu dezynfekcyjnego zwiedzałam tę wystawę. Warto ją zobaczyć. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Nasze imprezy są flamenco, żyjemy flamenco, śpimy flamenco i jemy flamenco" – wywiad z Tomatito