Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

                                                         Foto: Natalia Kabanow
 


Idąc na premierę MANEKINÓW do Opery Wrocławskiej 1 marca zupełnie nie spodziewałam się dzieła tak wyrafinowanego, tak pełnego niuansów i subtelności schulzowskiego tekstu (wykorzystano opowiadania z cyklu SKLEPY CYNAMONOWE - Manekiny", "Traktat o manekinach albo Wtóra Księga Rodzaju," "Traktat o manekinach. Ciąg dalszy", "Traktat o manekinach. Dokończenie"), a przy tym tak nowoczesnego, wzbogaconego multimedialną scenografią, znakomitymi szalenie skomplikowanymi kostiumami (Martyna Cierpisz) przywodzącymi na myśl Teatr Józefa Szajny i dawne spektakle według prozy Witkacego (Teatr Cricot 2 Tadeusza Kantora). Reżyserka Kamila Siwińska stworzyła widowisko niełatwe, pełne współczesnych odniesień, które wraz z muzyką i śpiewem wzbudza w widzu ogrom różnorodnych emocji - od refleksji po zachwyt wizualnymi atrakcjami. 

Właściwie, cytując dwie barwne postacie dziewczyn do szycia - nieukończonych manekinów: Poldy (Liliana Jędrzejczak) i Pauliny (Aleksandra Malisz) - "mało wymagamy od rzeczywistości". To co robią z głosami występujące dotąd w chórze artystki jest doprawdy niezwykłe. Naśladują świergotanie ptaków, popiskiwanie wykluwających się pisklątek,  wydające dźwięki niczym istoty, które jak elfy (przypominają  Puka z szekspirowskiego "Snu nocy letniej") są rozbiegane, roziskrzone, rzucające się w oczy niczym barwne ptaki, na tle niemal monochromatycznie ubranych postaci - zmultiplikowanego Żyda Jakuba (Tomasz Rudnicki), kupca bławatnego, który jest w "Manekinach" postacią uosabiającą Twórcę, demiurga zastępującego Boga, choć mającego świadomość swoich niedoskonałości. 

Mimo starań  Jakub stwarza rzeczy gorsze, lichsze, jednorazowe; jest rozdarty między poczucie tymczasowości i bylejakości swoich tworów a uporczywe pragnienie ciągłego tworzenia. Nie chce być tylko handlarzem, bo czuje się artystą. Ta postać jest wbudowana w akcję szalenie nowocześnie - holograficzne wizerunki Jakuba mnożą się i unoszą na wszystkich planach wyświetlanych na wielkich ekranach. Jakub jest twórcą manekinów, które nie dorównują dziełom boskim - są kalekie i słabe, niczym Golemy albo twory Doktora Frankensteina. Postacie takie jak Edzio Kaleka (Jędrzej Tomczyk), genialny młodzieniec onanista, czy królowa Serbii Draga (Barbara Bagińska), cierpiąca i ślepa (ma skomplikwany kostium, w którym zamiast rąk są belki, którymi się podpiera, a twarz zasłania jej woal) to twory Jakuba, które są efektem jego twórczej pasji. 

Manekiny są niczym dzieła artysty współczesnego - źle wykonane i słabe, pozbawione ostatecznej formy stają się bytami "o krótkim oddechu", skazanymi na zagładę. Pojawia się tu wątek witkacowskiego dążenia do osiągnięcia czystej formy, ostatecznej, idealnej treści. Schulz tak jak i inni twórcy uznani  po wielu latach za wybitnych (Kafka) zajmowali się za życia trywialnym zarabianiem na życie (Kafka był agentem ubezpieczeniowym, Schulz  nauczycielem rysunku), a swoim pasjom literackim oddawali się po godzinach. W najnowszym spektaklu operowym, kupiec bławatny jest zmuszony zajmować się handlem i jego próby bycia artystą są niedoceniane. Nie rozumie go służąca Adela, która brutalnie wjeżdża z odkurzaczem na scenę, sprzątając "puch marny", który pozostał z marzeń Jakuba. Adela przewija się przez całą akcję i nadaje jej realistyczny wymiar. Postać w wałkach na głowie, w czarno - czerwonym stroju, wulgarna, prymitywna gosposia Jakuba, szyje, sprząta i zaznacza swoją obecność tupiąc drewniakami, zanim jeszcze wkroczy na scenę. Ta postać to majstersztyk stworzony przez Elizę Kruszczyńską (sopran i to jaki!), która wywołała prawdziwą burzę braw publiczności po zakończeniu spektaklu. Drugą jej rolą w "Manekinach" jest stworzona z fantazji Jakuba i wywodząca się z jego rysunków i grafik (zwłaszcza z Xięgi Bałwochwalczej) Magda Wang, kobieta z biczem. Ta perwersyjna dama, do stóp której pada Jakub, wielbiciel kobiecych nóg i pantofli na obcasikach, potrafi go ujarzmić i ukoić jego życiowe rozterki. Zmysłowa, pełna erotyzmu Magda Wang jest femme fatale rodem z twórczości Schulza, dla którego widok kobiecych nóg w pończoszkach i pantofelkach był jednym ze stałych wątków twórczości plastycznej i częścią jego prywatnej mitologii. Kobiecość władcza, silna, jest w MANEKINACH dominująca i pozwala artyście zdruzgotanemu i niepewnemu siebie, wątpiącemu w swoją moc twórczą, odpocząć i ukoić smutek. 

Spektakl w reżyserii, scenografii i inscenizacji Kamili Siwińskiej jest wielkim śpiewanym awangardowym teatrem świateł, holograficznych postaci, odnoszących się zapewne do nieistniejącej już żydowskiej enklawy ze specyficznymi zwyczajami, które przedstawione zostały na fotografii z 1925 r. wykonanej przez  kantora, dziennikarza i felietonistę Menachema Kipnisa, opisanej jako "Chasydzkie wesele w Grodzisku. Na dworze cadyka w Grodzisku, na weselu córki rebego. Tysiące chasydów czeka na zewnątrz. Słynny wariat Brudasz wygłasza przed wszystkimi zebranymi swoje mądrości", która zainspirowała reżyserkę. Portrety Żyda Jakuba noszą  także na plecach członkowie orkiestry - przez cały spektakl są zanurzeni w półmroku. Wyróżnia się wśród tego tłumu Jakubów realnych i multimedialnych stojący pośrodku na tylnym planie Trajan Muryń, który nie tylko znakomicie dyryguje orkiestrą, ale jest też na swój sposób częścią obsady aktorskiej MANEKINÓW. 

Aleksander Zuchowicz jako terrorysta Luccheni rozbija akcję szalonej kreacji Jakuba serią z kałasznikowa. Wojna wkracza w świat schulzowskich fantasmagorii, tak jak II wojna światowa wkroczyła w życie Schulza, zabitego przez gestapowca na ulicy Drohobycza. Na scenie anarchista w jarmułce i z karabinem oraz czymś w rodzaju przymocowanego do ciała pasa szahida,  kładzie kres światu, w którym żyje Jakub. Ten zaś chroni się w objęciach Magdy Wang, kobiety z fantazji. Jest niczym wrażliwe dziecko, obawiające się zniweczenia planów twórczych i ostatecznej klęski. Nie sposób w naszych czasach nie mieć skojarzeń z wojną na Ukrainie, gdzie wielu artystów musiało sięgnąć po broń, żeby bronić swojej ojczyzny, i wielu zginęło. Świat realny brutalnie wdarł się w świat fikcyjny. Zaskakujące jak ta sztuka, napisana wiele lat temu w zupełnie innej rzeczywistości przez Zbigniewa Rudzińskiego, kompozytora, pedagoga, ale i autora piosenek dla dzieci ("Gucio i Cezar"), stała się dziś aktualna. Proza Schulza, a w szczególności "Sklepy cynamonowe"są gęsto tkane słowami i obrazami, a najnowszy spektakl Kamili Siwińskiej podąża tą drogą, wiodąc widza do wnętrza świata, w którym my wszyscy możemy się odnaleźć. Dodatkowym smaczkiem muzycznym do wychwycenia  przez melomanów- koneserów są  cytaty (popularny kankan, ale i  utwory takie jak  awangardowy, trudny "Koncert na orkiestrę" czy "V Kwartet smyczkowy" Beli Bartoka ) Po czterdziestu latach od premiery spektaklu napisanego specjalnie dla Opery Wrocławskiej  w 1981 r. przez Zbigniewa Rudzińskiego, "Manekiny" wciąż są interesujące. Wspaniała premiera i wspaniały spektakl. Polecam.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Nabucco" - o żądzy władzy, miłości i nienawiści

"Nasze imprezy są flamenco, żyjemy flamenco, śpimy flamenco i jemy flamenco" – wywiad z Tomatito