Ogród rozkoszy Krzysztofa Koraba

W  galerii Szara Kamienica w Krakowie mieszczącej się w piwnicach jednej z kamienic przy Rynku, otwarto niedawno wystawę prac młodego artysty Krzysztofa Koraba, absolwenta katowickiej Akademii Sztuk Pięknych, w pracowni profesora Ireneusza Walczaka. Kilka miesięcy temu miałam okazję oglądać wystawę malarstwa i obiektów tego artysty w galerii Rondo Sztuki w Katowicach "Widoczne w ukryciu", gdzie wielkoformatowe malarskie "wiry" przypominały  tajemnicze skłębione materie, w których dopatrzyć się można było elementów figuralnych wyłaniających się z magmowatej, szczelnie wypełniającej obrazy warstwy farby.
Obecna krakowska wystawa nosi tytuł "Ogród rozkoszy ziemskich" odnoszący się do twórczości niderlandzkiego malarza Hieronima Boscha (1450-1516)  i jego niemal surrealnej wizji ludzkich grzechów i występków. Boschowskie dzieło to tryptyk, który obecnie możemy oglądać w madryckim muzeum Prado. Katowicki artysta tytułem wystawy daje nam trop do odczytywania źródła inspiracji swoich prac, które cechuje podobne jak u Boscha horror vacui (lęk przed pustką), a także podejmowanie tematu nagości, cielesności i zmysłowości. Krzysztof Korab tworzy współczesną wersję boschowskiej wizji ciała - słabego, nieczystego, podlegającego pragnieniom i pożądaniom, ulegającego pokusom i "brudnego". Kreuje obraz świata, który ukryty jest w półmroku, o którym nie wypada mówić, ale który skutecznie wodzi na pokuszenie. Pod skłębioną malarską materią rozgrywają się sceny niczym z podejrzanej sypialni. Fragmenty nagich ciał, skotłowane kształty wynurzają się z ciemności anonimowe i bierne. Korab maluje ten świat wskazując na jego nieczyste, chore, lecz bezwiednie pociągające oblicza. Nie sposób tu nie przywołać literackich  konotacji; dla są to mnie to przede wszystkim opisy z książek Pasewicza, Szczygielskiego czy Witkowskiego. Aura chorobliwej erotyki, uległość, nienasycenie. To także, jak sądzę, malarstwo, któremu patronują wielkoformatowe obrazy Ireneusza Walczaka, z ich wirowaniem i dążeniem do zamknięcia w przestrzeni obrazu ruchu, dynamiki i gwałtowności. Jednak u młodego artysty pod tym pozornym malarskim skłębieniem, dostrzec można elementy stagnacji,  zatrzymania w momencie, w którym cielesność zwyciężyła dynamiczną materię i zamarła w chwili nasycenia. Jest w tych obrazach coś z Jacksona Pollocka i malarstwa materii - fascynacja możliwościami, jakie stwarza działanie farbą mocno nasycającą podłoże aż do przesytu, aż do powyginania. Te prace mają też w sobie nieco z malarstwa Witkacego; jego kłębowiska kształtów są jednak bardziej niż u katowickiego artysty  realne, czytelne i łatwiejsze do przyswojenia dla widza.  Dostrzec też można u Koraba  pewien  rys pokrewny twórczości Tadeusza Brzozowskiego i Jerzego Tchórzewskiego. Malarstwo katowickiego artysty tworzy swoją własną rzeczywistość, w której postacie zamknięte są w środku, wewnątrz obrazów. Przechodząc obok tych prac na pierwszy rzut oka widać wyłącznie formy abstrakcyjne. Dopiero wpatrując się w nie z pewnej odległości możemy dostrzec "drugi plan". Na wystawie obejrzeć też można obiekty dość szczególne: przypominające nieco dzieła Zbigniewa Makowskiego, księgi, ciężkie od warstw ciemnej smołowatej farby, leżące na podłodze lub też umieszczone są na specjalnym stelażu, tak by można było obracać  karty i oglądać zawartość tych czarnych ksiąg. Nie jest to ładna wystawa, nie ma tu nic co budzi zachwyt; sztuka ta raczej wciąga jak piekielne bagnisko. Artysta jest dopiero u początku swojej drogi twórczej, mam wrażenie jakby jego styl się dopiero wykluwał, a zawartość jego malarstwa dopiero zaczynała się krystalizować. Z pewnością warto obserwować jego dalsze działania.
Wystawa czynna do 7 października

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Nasze imprezy są flamenco, żyjemy flamenco, śpimy flamenco i jemy flamenco" – wywiad z Tomatito