W cyklu Wywiad z artystą - Gabriela Morawetz


Artystyczne spojrzenie: Urodziła się Pani w Polsce,  mieszka we Francji, a od lat związana jest Pani z japońskim Festiwalem Biwako, zaś  ostatnio Pani prace prezentowane są wraz z dziełami młodego japońskiego artysty Masato Tanaki w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha w Krakowie. Nie sposób nie spytać:  dlaczego Japonia? Co w tym kraju jest takiego intrygującego, że odwiedzała go Pani i pokazywała tam z sukcesem swoje prace? Jak zaczęła się ta japońska "przygoda"?


Gabriela Morawetz: Pierwsze znaczące spotkanie z kulturą japońską nastąpiło w moim życiu dzięki V Międzynarodowemu Festiwalowi Teatralnemu w 1981 roku, który miał miejsce w Caracas, gdzie wówczas mieszkałam. Było to wydarzenie na skalę międzynarodową, w którym brały udział takie awangardowe grupy teatralne jak: Pina Bausch, Sankai Yuku, Bread and Pupett, a  z Polski zaproszone były teatry: Cricot 2 z Tadeuszem Kantorem oraz Teatr Stu. Zobaczyłam tam po raz pierwszy spektakl grupy Sankai Yuku pt. "Kinkan  Shonen", która wychodząc z butoh przekracza jednak limity narzucone przez technikę i koncepcję tego tańca. Doświadczyłam  wówczas bardzo dziwnego i nieznanego, a jednak niezwykle bliskiego mi świata, który głęboko przeniknął do mojej wyobraźni.
Późniejsze moje kontakty z Japonią, tj. od roku 2000, nawiązały się  dzięki zaproszeniu mnie do udziału w nowo powstałym biennale sztuki w Ohmihachiman, w prefekturze  Shiga. Aktualna wystawa w muzeum Manggha jest więc podwójnie znacząca dla mnie. Po pierwsze dlatego że odbywa się właśnie w Krakowie oraz poprzez fakt, że moja praca jest widziana przez pryzmat kultury japońskiej. Równocześnie wiem, że jest to tylko tymczasowy kontekst dla mojej pracy, ponieważ źródło moich inspiracji znajduje się na skrzyżowaniu wielu doświadczeń kulturowych, między innymi Japonii. Można by więc się zastanawiać, czy wielokrotne pobyty w Japonii związane z realizacją pewnych projektów artystycznych, czyli doświadczanie tej kultury w sposób bardziej empiryczny niż poprzez lekturę książek takich pisarzy jak np. Tanizaki, Mishima czy też Murakami lub  oglądanie filmów jak np. "Kobieta z wydm", czy też spektakle Sankai Yuku miało większy czy mniejszy wpływ na moją twórczość? Dla mnie do dzisiaj nie jest to zupełnie jasne. Jedno jest pewne, że wszystko to razem stanowi pewną przeżytą przeze mnie rzeczywistość, która ma wpływ na moją pracę, przyjmując różne formy na przestrzeni czasu.



Artystyczne spojrzenie: Studiowała Pani na krakowskiej ASP u profesora Jerzego Nowosielskiego, artysty kojarzonego powszechnie z ikoną i prawosławiem. Zastanawiam się czy profesor wywarł na Pani twórczość jakiś wpływ, czy dawał Pani jako studentce jakieś wskazówki, które pomogły Pani w kształtowaniu swojej drogi twórczej?

Gabriela Morawetz: Jerzy Nowosielski wywierał wpływ na wszystkich swoich studentów do tego stopnia, że jak pamiętam, wystawy końcoworoczne w naszej pracowni wyglądały tak jakby wszystko  malowała jedna i ta sama osoba. Ale to głównie rozmowy z nim i jego wizyty w  pracowni ASP, były dla nas znaczące, bo wtedy ukazywał on nam jakiś nowy aspekt malarstwa, jego znaczenie filozoficzne i duchowe. Niemniej jednak własna forma malarska profesora Nowosielskiego była tak silna i szczelna, że siła  faktu wywierała na nas olbrzymie piętno. Oczywiście będąc tego świadomym, trzeba sobie z tym było poradzić w taki lub inny sposób. W moim wypadku to była grafika na metalu, którą się bardzo intensywnie zajmowałam. Poza tym  zaraz po studiach znalazłam się w Wenezueli i ten zupełnie nowy dla mnie świat pozwolił mi w naturalny sposób na przekroczenie tego etapu.

Artystyczne spojrzenie: Pani twórczość, którą polska publiczność  może obejrzeć w Muzeum Sztuki i Techniki Manggha w Krakowie, oscyluje wokół  fotografii, instalacji, obiektów, z którymi odbiorca siłą rzeczy musi wejść w pewną interakcję - np. pochylić się nad kręgami ułożonymi na podłodze, obejść dookoła instalacje ustawione w sali. Czy widz i jego reakcja jest dla Pani ważny i czy różni się jego sposób odbioru Pani prac, w zależności od tego z jakiego kręgu kulturowego pochodzi? Czy inaczej reagują na Pani prace Polacy, a inaczej Francuzi czy Japończycy?

Gabriela Morawetz: Pytanie na temat widza jest interesujące nie tylko pod kątem jego aktywnego udziału w odbiorze pracy. Zastanawiam się do jakiego stopnia fakt, że  obraz będzie oglądany przez tych lub innych ludzi, wpływa na jego treść i jakość. W przypadku form przestrzennych, wchodzi również w rachubę fizyczność widzów, ich liczba, możliwość przemieszczania się w obrębie dzieła itp.  Mogę powiedzieć z własnej obserwacji, że owszem, jest różnica w relacji  widza z obiektem, która zależy od jego uwarunkowania  kulturowego. Po prostu inaczej eksplorują przestrzeń Japończycy, inaczej Chińczycy, a z kolei Polacy, czy też Amerykanie, mają zupełnie inny sposób poruszania się. Niemniej jednak  sztuka odnosząc się do sfery mentalnej, czyli w jakimś sensie do tej uniwersalnej sfery odczuć, która jest wspólna nam wszystkim, przenika do wszystkich ludzi w podobny sposób. Dla mnie zawsze jest ważne to by stworzyć pewną atmosferę, spowodować u widza zaskoczenie, zaburzając pewną logikę jego myślenia. Zależy mi na tym, aby poprzez materialność instalacji przyciągnąć uwagę widza, zadziałać na jego wrażliwość i zmysły w pewnym oderwaniu od racjonalnej analizy. Magia “obrazu” powinna stworzyć możliwość oderwania się od tej rzeczywistości, która jest doświadczeniem codziennym i już znanym.



Artystyczne spojrzenie: Skąd czerpie Pani inspiracje? Czy nawiązuje Pani w swoich pracach do literatury, teatru czy filozofii?

Gabriela Morawetz: Wszystko to się liczy i równocześnie miesza z tym, czym jest moje życie, czyli moja percepcja rzeczywistości, tej którą przeżywam fizycznie i tej psychicznej, niewidocznej z zewnątrz. Te dwa światy wchodzą w swoisty dialog i w pewnych momentach następuje coś w rodzaju zderzenia, które można by określić bardzo nieprecyzyjnie jako inspiracja. Z czasem, w trakcie pracy, wszystko nabiera coraz bardziej konkretnych kształtów, staje się działaniem coraz bardziej świadomym. Na tym etapie lubię skonfrontować się z przemyśleniami innych, poetów czy filozofów.  Poprzez lekturę ich dzieł  odkrywam pewną zbieżność z ich tokiem myślenia i to jak gdyby poszerza jeszcze bardziej pole mojego działania, które jednak odnosi się również w dużej mierze do materii, bo to ona właśnie jest nośnikiem idei.


Artystyczne spojrzenie: Czy określone miejsca, np. w  Krakowie lub Paryżu, a może w Kioto, są dla Pani ważne?  To znaczy czy są takie miejsca, w których lepiej się Pani pracuje i takie, w których źle się Pani czuje i nie mogłaby Pani pracować twórczo? Czy miasto lub miejsce jest dla Pani istotne w procesie twórczym?


Gabriela Morawetz: Miejsce, w którym powstaje większość  moich prac to moja pracownia, od wielu już lat w Paryżu. Jest to moje centrum. Z tego punktu widzenia, wydaje mi się, że pracownia to niezależne od świata miejsce, które w zasadzie może istnieć w jakiejkolwiek sytuacji geograficznej. Jest ono raczej związane z psychiką, a nie tylko z fizycznym zapleczem. Myślę, że głównie chodzi o to by znaleźć jakąś równowagę między tym co człowiek do niej wnosi, a co z niej wychodzi jako rezultat całego procesu pracy. Zdarza się, że jest konieczność realizacji pewnych form poza własnym zasięgiem  i wówczas  to fizyczne przywiązanie do miejsca jest raczej symboliczne niż racjonalne.



Artystyczne spojrzenie: Jak powstają tytuły Pani prac, np. "Oko księżyca", "Oko słońca", "Das Ding - niski horyzont"? Czy najpierw powstaje praca, a potem tytuł, czy odwrotnie? 

Gabriela Morawetz: Tytuły  to zwykle ostatni etap pracy, ale równocześnie jak gdyby decydujący o tym, jaki będzie pierwszy kontakt widza z daną pracą. Toteż w trakcie całego procesu twórczego jestem cały czas otoczona aurą idei-obiektu, który powstaje. Nie definiuję jednak tego stanu za pomocą słów, aż do momentu, kiedy uznam, że właśnie określenie go słownie stworzy dla niego pewną nową przestrzeń.


Artystyczne spojrzenie: W niektórych  pracach pojawia się coś w rodzaju pramaterii, kłębowiska żywiołu, który wypełnia Pani prace. Skąd taki temat? Czy to aluzja do groźnej mocy natury, która w każdej chwili może przerodzić się z łagodnej w siejącą zniszczenie? 


Gabriela Morawetz: Oscylujemy między stanem równowagi  i chaosem, zarówno w przyrodzie jak i w naszym życiu. Oczywiście wszystkie elementy wpływają na siebie, a to jak my się w tym odnajdujemy zależy od punktu widzenia, tzn. od pozycji z jakiej obserwujemy daną sytuację. Myślę, że stany zagrożenia, pewne sytuacje krytyczne powodują w nas konieczność jakiejś reakcji. Coś czego nie znamy jest być może zagrożeniem,  ale też fascynuje swoim nieznanym nam potencjałem.
Zbliżenie się do tego rodzaju sytuacji w przestrzeni realnej lub też egzystencjalnej jest zawsze wyzwaniem do przekroczenia granicy własnego komfortu.

Artystyczne spojrzenie: Czy w swoich pracach odwołuje się Pani do snów, surrealistycznych skojarzeń albo wspomnień z dzieciństwa? Czy np. wyśniła Pani jakąś pracę?

Gabriela Morawetz: Nie, raczej nie robię tego na zasadzie jakiegoś programu artystycznego.  Jeżeli już się to zdarza to  w formie skojarzenia i skonfrontowania się z czymś co się pojawia w sposób równoległy do aktualnych poszukiwań. Zwykle moje prace powstają w formie cyklu, którego realizacja  często zajmuje wiele miesięcy pracy, czasem dłużej.  Z upływem czasu  wszystko się rozrasta i wzbogaca, zarówno w formie jak  i możliwościach jej interpretacji. Tak więc  nawet gdy w jakimś momencie pojawia się  relacja z przeszłością jako wspomnieniem, to jest ona zatopiona w nawale nowych możliwości  i  aktualniejszych rozwiązań.


Artystyczne spojrzenie: Czy ma Pani swoje ulubione motywy, które stale pojawiają się, w różnych konfiguracjach w Pani instalacjach czy fotografiach? 

Gabriela Morawetz: Są pewne elementy, które można odnaleźć  w różnych cyklach moich prac - są one dla mnie czymś w rodzaju alfabetu. Używając tych samych liter możemy przecież skonstruować olbrzymią ilość znaczeń i tak też rozumiem mój sposób wykorzystywania fotografii. Nie chodzi mi bowiem o udokumentowanie rzeczywistości, ale raczej o wyłuskanie z niej czegoś co będzie nośnikiem moich myśli i uczuć.W późniejszych fazach pracy wybrane fragmenty podlegają różnym działaniom, aż do momentu, gdy zatraci się ich pierwotną istotę i gdy powstanie coś zupełnie nowego. Zetknięcie się z materią jest etapem niezmiernie ważnym, ponieważ to jej fizyczna obecność będzie oddziaływała na widza.

Artystyczne spojrzenie: Czy doświadczenie emigracji zmieniło Panią jako artystkę? Wzbogaciło? Dało szersze pole widzenia? Czy może artystyczna droga jest u Pani czymś indywidualnym, niezależnym od miejsca zamieszkania czy pracy?

Gabriela Morawetz: To pytanie - rzeka, na które postaram się   jednak odpowiedzieć w skrócie. Po pierwsze jednak należałoby zdefiniować pojęcie emigracji. Niewątpliwie jest to akt pozostawienia swojego miejsca rodzinnego na rzecz innego, obcego. Powody bywają jednak różne.  Ja  po prostu wyjechałam w podróż, która trwa do dzisiaj... Podróż  to sposób ustawienia się w stosunku do teraźniejszości, która też jest w ciągłym ruchu, nawet wtedy, gdy my  fizycznie znajdujemy się ciągle w tym samym miejscu. Moja pracownia to miejsce, które mnie stabilizuje, ale równocześnie wprowadza w ustawiczny niepokój, który jest prawdopodobnie motorem twórczym. Momenty przemieszczania się zużywają dużą ilość tej energii, ale równocześnie powodują potrzebę koncentracji, która z kolei równoważy chaos związany z ruchem.
Myślę, że moja praca, wszelkie z nią związane poszukiwania wywodzą się przede wszystkim z mojego sposobu odczuwania świata. Nie jest tu ważna moja pozycja geograficzna ani też analiza sytuacji społecznej czy też geopolitycznej. Jest to raczej poszukiwanie własnego miejsca w tej skomplikowanej  sieci wrażeń, a także nowego punktu widzenia na tę rzeczywistość.

Artystyczne spojrzenie: Dziękuję, że zgodziła się Pani odpowiedzieć na moje pytania

Rozmawiała: Ewa Mecner

Foto: Anna Marchlewska

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Nasze imprezy są flamenco, żyjemy flamenco, śpimy flamenco i jemy flamenco" – wywiad z Tomatito