Misiaczek, który nie może zasnąć


 

We Wrocławskim Teatrze Lalek pewien miś nie może zasnąć. Próbuje, lecz mu się nie udaje. Mieszka w lesie, gdzie wiele zwierząt stara się mu pomóc. Radzą mu liczyć barany, pić mleko (fuj!), doprawić je miodkiem (mniam!), a nawet ziewać (w ten sposób połyka srokę). To nic nie daje, bo Misiaczek zdaje się cierpieć na bezsenność. Jak wiele dzieci, woli w nocy rozrabiać, a nie smacznie spać. Podczas spektaklu adresowanego do dzieci od 3 do 6 lat na sali są też rodzice. Zadziwiające, że oni, dorośli, patrzą na scenę z zainteresowaniem i oglądają historię o Misiaczku, dla dzieci, na chwilę zapominając, że to nie dla ich kategorii wiekowej ten spektakl jest przeznaczony. Zapewne mają ze swoimi maluchami taki sam problem. Gdy wszyscy w domu śpią, małe dzieci często spać nie chcą. Nie pomagają żadne sposoby. Rodzice podczas premierowego spektaklu towarzyszyli dzieciom, które przyniosły do teatru swoje miśki i chętnie wdawały się w przekomarzanki z aktorkami, które sterowały misiami. Trzy panie animujące zwierzątka nawiązywały doskonały kontakt z dziećmi. Kukiełki wykonane z materiałów wyciągniętych z teatralnych magazynów są mięciutkie, przytulaśne, a niektóre wywoływały zachwyt maluchów. Zielona błyszcząca sroka, która uwolniona z brzucha Misiaczka ledwie zipała albo śliczny rudy lisek z puszystym ogonkiem  to wykonane z przyjaznych materiałów stworzonka mające uczyć dzieci ekologicznego podejścia do przyrody. Scenografia Agnieszki Zdonek przygotowana zgodnie z zasadami upcyklingu zachęca  dzieci do pełnego przyjaźni podejścia do zwierząt, również tych żywych, realnych, spotykanych w lesie albo w parku, podczas rodzinnego spaceru. 

Spektakl rozgrywa się w leśnych zakamarkach, gdzie nocą, przy księżycu przewraca się z boku na bok bezsenny Misiaczek, mający ochotę na psoty i zabawę, a nie na jakieś leżakowanie, które z pewnością widzowie-dzieci znają z własnego przedszkolnego doświadczenia. Pokazane na scenie niziutkiej, dostosowanej do możliwości dziecka (jedna z dziewczynek, chyba trzyletnia wdrapała się  podczas premierowego przedstawienia na scenę, ledwo powstrzymana przez mamę) środowisko leśne, pełne jest zwierząt, jakie dzieci dobrze znają. 

Misie są chyba najbardziej lubianą dziecięcą maskotką. Za pomocą lalek autorka sztuki Marta Guśniowska  edukuje wykorzystując do tego celu proste sytuacje znane dziecku z codziennego życia. Pokazuje, że trzeba sobie pomagać, że przyjaźń w trudnych sytuacjach jest ważna, a współpraca daje lepsze efekty niż indywidualne samotne zmaganie się z problemami. Na przykład ziewanie. W samotności jest nudne, ale już zbiorowo bywa bardzo ciekawe. Zwłaszcza gdy ziewa nie tylko sam Misiaczek, ale i cała dziecięca widownia z rodzicami, a aktorki przekomarzają się z publicznością mówiąc "Jakie ładne mleczaki" albo "Jakie ładne czarne plomby". I wszyscy się śmieją, i rodzice i dzieci. 

W spektaklu pojawiają się też zabawne scenki, w których śmieszna jest już sama sytuacja (siusiający za skałami Misiaczek czy wynurzająca się znienacka zza drzew rogata krowa). Jest tu też bardzo istotny walor edukujący widza, który dostrzec może także misiaczkowe wady, jego samotność, bo wszyscy inni zajmują się czym innym, czyli śpią. Misiaczek też udaje, że śpi tak mocno, że aż chrapie. Aktorki Anna Bajer, Aneta Głuch-Klucznik i Aleksandra Mazoń  mówią do misia:"Dzieci przyszły, a ty śpisz?". I Misiaczek otwiera oczy i  już jest gotowy do zabawy, bo księżyc jasno świeci oświetlając scenę, a piękna muzyka, taka ambientowa, kołysząca do snu (która jednak na bezsennym Misiaczku nie robi wrażenia), skomponowana przez Szymona Tomczyka, sączy się w nocnej scenerii.

Spektakl jest jednak bardziej atrakcyjny dla młodszych dzieci, które przedstawione sytuacje odbierają bardziej bezpośrednio. "Misiaczek" zawiera uniwersalne treści, łagodną muzykę i delikatnie poprowadzoną akcję. Bo przecież nie tylko "Dzieci lubią misie, a misie lubią dzieci", jak śpiewał kiedyś dobranockowy Miś Uszatek. Dorośli też je lubią, zwłaszcza że od wielu lat trwa moda na niedźwiadki i na ubraniach i na gadżetach. Polecam "Misiaczka" w reżyserii Piotra Soroki, bo to bardzo miła 50-minutowa bajka, w której dziecko znajdzie świat, gdzie mimo problemów (wszak nasz Misiaczek jest niepocieszony, że nie umie liczyć owiec, bo w ogóle nie umie liczyć - sowy nie przyjęły go do szkoły) wszystko się dobrze kończy, a miłość niespodziewanie wybudzonej ze snu zimowego mamy Misiaczka ukoi wszelkie smutki.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Nasze imprezy są flamenco, żyjemy flamenco, śpimy flamenco i jemy flamenco" – wywiad z Tomatito