Freak Show Karoliny Czarneckiej


 

Foto: Maria Biel


"Freak Show" Karoliny Czarneckiej w Teatrze Muzycznym Capitol we Wrocławiu w ramach Przegląd Piosenki Aktorskiej zaśpiewane o miłości, złamanym sercu, samotności, obłędzie, samobójstwie i narkotykach. A na bis po 10 latach od debiutanckiego wykonania słynna "Kokaina" ("Hera koka hasz LSD") w podlaskim kubraczku (!). Obłędne stroje, Karolina Czarnecka w kokonie z ubrań niczym postać z obrazu Ewy Juszkiewicz albo jakaś uwięziona w materiach z lumpeksu czarownica z doczepionymi blond włosami i w srebrnych kozakach, gitarzysta o zielonych włosach w zielonych skarpetkach i czerwonych butach, gitarzystka Mela w samych liliowych skarpetkach i białym stroju a' la lata dwudzieste, Zuza grająca na keyboardzie w czarnej koronkowej sukni i wiedźmowym czarnym parasolowatym kapeluszu, a perkusista w krótkiej spódniczce i podkolanówkach oraz z czerwoną szminką na ustach. O dziewczynach, chłopakach i hybrydach rozpaczliwie i przejmująco, ale jak dla mnie trochę zbyt creepy. Nie bardzo podobało mi się nawiązywanie relacji artystki z publicznością która miała odpowiadać albo wchodzić w interakcję, choć nie bardzo miała na to ochotę. Uśmiechajcie się, śpicie? - takie pytania podczas Freak Show? Really? Sam koncert niezły, momentami przejmujący (piosenka o córach), ale te podgadywanki, te niby do siebie mówione tekściki - to mnie trochę zraziło. Pachniało sztucznością i pokazywaniem, że za wszelką cenę trzeba się na Freak Show dobrze bawić. Niezbyt zrozumiałe były też teksty wiedźmy w czarnym kapeluszu, która zapowiadała spektakl mówiąc, niby żartem, niby poważnie, że ona przyszła tu występować i jest już gotowa, choć jest biedną artystką, nieubezpieczoną (jak większość ludzi kultury), więc wszyscy widzowie powinni już siedzieć i grzecznie czekać na show.

Muzycznie było sporo recytacji w dawnym stylu piosenki poetyckiej, ale i rapowanie. Kompletnie od czapy okazał się moim zdaniem występ O.S.T.R-a (z balkonu! co zauważyłam dopiero po dłuższej chwili), który faktycznie był dziwaczny (no ale przecież to freak show), choć Wrona z różowym czubem (od razu skojarzyły mi się Różowe Czuby z rapującą Marylą Rodowicz), okazała się świetna i mimo szokującego punkowego looku, dała czadu na gitarze. Małgorzata Ostrowska znana z Lombardu, jak zawsze trzymała klasę i głosowo (choć tej chrypki jaką pamiętałam u niej z przeszłości, nie było teraz aż tak słychać) i wizualnie (jasny elegancki garnitur i białe trampki, czyli bardzo grzeczna stylówka).

Na koniec był tort dla Karoliny Czarneckiej na dziesięciolecie od debiutu. Komentarz w stylu chodźcie i kupujcie moje płytki to dostaniecie tort, nieco mnie spłoszył.

Reasumując: może wyjdę na dziaderkę nierozumiejącą konwencji freakowej, choć jestem fanką wszelkich muzycznych świrów typu Parasite czyTiger Lillies ("Hera koka hasz LSD" Karoliny Czarneckiej, która debiutowała nim na 35 edycji PPA w 2014 r., to w istocie cover utworu Tiger Lillies "Heroina i kokaina" przetłumaczonego na język polski przez Romana Kołakowskiego), tegoroczny występ Karoliny Czarneckiej w Capitolu w ramach PPA jakoś do mnie nie przemówił.

Wystąpili: Karolina Czarnecka z zespołem oraz gość i gościnie –  Małgorzata Ostrowska, O.S.T.R., Wrona

Koncert realizowany przez Fundację Się Tworzy 
Producentka: Ewelina Krawczyk

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Nasze imprezy są flamenco, żyjemy flamenco, śpimy flamenco i jemy flamenco" – wywiad z Tomatito