WARTO ZOBACZYĆ w polskich muzeach i galeriach, odc. 65


Foto: mat.pras.


Styczeń. Zimno. Mroźno. Od czasu do czasu plucha. Nic nowego, wszak co roku tak samo odbieramy zimę w większych i mniejszych miastach. Muzea i galerie jawią nam się jako miejsca schronienia. Ciepłe, przytulne, pełne obrazów, rzeźb, grafik, fotografii. Często także ciszy, tej szczególnej muzealnej ciszy, gdy w milczeniu można kontemplować dzieła sztuki. Spokojnie przyglądać się dziełom dawnych mistrzów i pracom artystów najnowszych. Z roku na rok coraz mniej jest w Polsce wielkich kosztownych ekspozycji. W zapowiedziach coraz mniej takich wystaw, o których marzymy, bo za daleko albo drogo by zobaczyć na żywo. A ja z coraz większym trudem znajduję ekspozycje do mojego comiesięcznego cyklu polecanek. Niektóre galerie zawiesiły działalność, inne stają się coraz kameralniejsze, coraz ostrożniej dobierają artystów. Z jednej strony szkoda, z drugiej artyści mniej rozreklamowani mają większe szanse, aby pokazać swoje prace. Najbardziej żal mi tych gigantycznych przedsięwzięć, pełnych smakowitości, blasku i uroku aranżacyjnych, zaskakujących projektów, pokazów znanych dzieł sztuki od innej strony. Z coraz większym trudem znajduję młodych artystów, którzy wnosiliby powiew świeżości w skostniałe instytucje nieustannie dające szanse wciąż tym samym twórcom. Nie znajduję nowych nazwisk, które mówiąc kolokwialnie powalałyby na kolana, wkurzałyby jakimś nowatorstwem albo wściekłością, wszak to właśnie młodzi powinni niczym buldożery rozryć  ustabilizowane ramy planów wystawienniczych. Zastanawiam się, dlaczego  tak mało artystów niewypromowanych pokazuje się obecnie w dużych muzealnych czy galeryjnych salach? Dlaczego docierają tam ludzie w średnim wieku, którzy mają już nazwiska i swoją publiczność chętną do podziwiania tego co już dobrze znają? Takie refleksje pojawiły się u mnie, gdy oglądałam wystawę młodego grafika Dawida Ławickiego w Miejskiej Galerii Sztuki MM w Chorzowie. Wystawę "Bydło i drewno",  na której zobaczyć możemy drzeworyt odświeżony i nieuładzony, kolorowy i swobodny, robiony ot tak, bez zadęcia. Tę ekspozycję polecam osobom znudzonym ładniutkimi i grzecznymi pokazami, na których wciąż te same motywy, te same tytuły mogą zniechęcić zwłaszcza młodych fanów sztuki, którzy chętnie zaglądają do galerii dalekich od mainstreamowych szlaków, wychwalanych przez znane osobistości, celebrytów, których  socialmediowe zasięgi biją rekordy i świadczą o fascynacji instagramowym pięknem. Wystawa Dawida Ławickiego (ur.1996 r.) jest takim orzeźwiającym pokazem artystycznej odmienności. Ta ekspozycja czynna do 29 stycznia  otwarta jest dla publiczności bezpłatnie, co nie jest bez znaczenia w tych trudnych czasach, gdzie wielu ludziom po prostu brakuje pieniędzy na aktywne uczestniczenie w kulturze. 



Druga wystawa, która mnie zaskoczyła pozytywnie i pokazała jakiś mały artystyczny kobiecy pazur to niewielka ekspozycja  ukraińskiej artystki - rezydentki Domku Miedziorytnika  i  wolnej słuchaczki Pracowni Grafiki Warsztatowej  wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych Anastasii Litvinovej w Domku Miedziorytnika we Wrocławiu. Otwarta zaledwie kilka dni temu ekspozycja "W procesie", czynna do 25 stycznia, pokazuje grafikę, rysunki i książki artystyczne wykonane świeżo i bezpretensjonalnie (choć nieco przypominają książki artystyczne Zbigniewa Makowskiego), a znane motywy sakralne rozrywa na strzępy beztrosko i obojętnie przyjmując własne zasady odejścia od stałego repertuaru tematów setki razy pokazywanych  w taki sam sposób. Warto przyjrzeć się twórczości wciąż nie skrystalizowanej i zobaczyć rzeczywistość tak ją widzi mierząca się z nią młoda kobieta (urodzona w 2001 roku). 

Trzecia wystawa, którą chciałabym polecić, aby otrząsnąć się ze styczniowego zgnuśnienia to zadziwiająca prezentacja "Gdyby. Niezrealizowane wizje nowoczesnego Wrocławia" we wrocławskim Muzeum Architektury, również dopiero co otwarta w dawnym kościele zespołu pobernardyńskiego w samym centrum Wrocławia. Możemy tu obejrzeć alternatywny i prowokacyjnie rewolucyjnie architektoniczny Wrocław i pomyśleć co by było, gdyby projektowane budowle naprawdę zbudowano i postawiono w różnych miejscach miasta. Czy byłoby ciekawiej? Oryginalniej? Bardziej światowo? A może to jedynie ironiczne żarty znanych twórców? Każdy powinien sam odpowiedzieć sobie na to pytanie. Na mnie porażające (a nawet przerażające wrażenie zrobiła makieta ratusza obok którego pokazano nowoczesną budowlę projektu Maxa Berga  i przyznam, że ze zgrozy zamarłam patrząc na ten projekt! Tego nie da się odzobaczyć, ale myślę, że każdy ze współczesnych projektantów architektonicznych potworków powinien zostać skazany na codzienne oglądanie tej makiety tuż po przebudzeniu!). Na tej wystawie są przywołane nazwiska tak znanych architektów jak wspomniany już Max Berg, ale i Hans Poelzig czy Adolf Radig. Warto przyjrzeć się ich projektom. Ta szokująca, ale też odświeżająca wystawa czynna będzie do 21 kwietnia.


                                Foto: M.Jodko

Czwarta z polecanych  wystaw to pokaz wrocławskiej artystki Danieli (Dy) Tagowskiej w galerii Entropia we Wrocławiu. Ta prezentacja należy do coraz częściej pojawiających się prób przyjrzenia się wybitniej tragicznie zmarłej himalaistce Wandzie Rutkiewicz i górskiej perspektywie w kontekście artystycznym. Na wystawie "Ucieczka w góry. Sen o Wandzie Rutkiewicz" znalazły  się fotografie udostępnione przez rodzinę himalaistki przedstawiające góry i samą Wandę Rutkiewicz. W ramach poszerzenia tematu warto wybrać się do  Muzeum Śląskiego w Katowicach, gdzie warto obejrzeć dużą wystawę zdjęć zrobionych  przez samą Wandę Rutkiewicz. Natomiast we Wrocławskim Teatrze Współczesnym grany jest spektakl "Symonia alpejska" inspirowany jej postacią. Wystawa Dy Tagowskiej jest takim twórczym zmierzeniem się z tematem fascynującym wszystkich, którzy uważają, że jak głoszą spiskowe teorie, Wanda Rutkiewicz nie zginęła, lecz wciąż żyje, być może w jakimś klasztorze tybetańskim. Galeria Entropia to od lat awangardowe i bardzo niezależne miejsce, gdzie pojawiają się ciekawi twórcy zadający różnorodne nierzadko kontrowersyjne pytania i stawiający nieoczywiste tezy. Daniela Tagowska należy do takich artystek. Wystawa czynna jest do 7 lutego.

Na ostatnią z polecanych ekspozycji trzeba wybrać się do Miejskiej Galerii Sztuki w Częstochowie, gdzie swoje prace pokazuje absolwentka wrocławskiej ASP Marta Olejniczak (urodzona w 1996 r. w Kaliszu). Wystawa "Kompleksy" to ceramika, a konkretnie porcelana. Młoda artystka jest asystentką w pracowni ceramiki profesora Przemysława Lasaka na wrocławskiej uczelni. Do 3 marca  w częstochowskim muzeum można oglądać prace przedstawiające ludzkie ciało, głównie kobiece - bezgłowe, niedoskonałe jak nieidealna i pełna dziur jest powierzchnia rzeźb Marty Olejniczak  wiszących lub leżących w sali. Wpływ rzeźb ceramicznych Przemysława Lasaka jest tu widoczny, ale osobowość artystki odznacza się dość wyraźnie. Ciekawy jest też pewien perwersyjny rys uformowanych mimo wszystko dość klasycznie postaci powiązanych sznurkami niczym na fotografiach Beksińskiego albo  fotograficznych prowokacjach Nobuyoshiego Arakiego. Pytanie o to co jest piękne, zadawane w ostatnim czasie dość często nasuwa tu się samo. Hit ubiegłego roku - film BARBIE pokazuje przesłodzoną estetykę, która staje się w czasach ciałopozytywności po prostu śmieszna, za to ceramiczne KOMPLEKSY są prawdziwie realnym wydobyciem niedoskonałości cielesnej na plan pierwszy. Smukłe ceramiczne sylwetki wykonane przez Martę Olejarczyk są okaleczone i martwe.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Nasze imprezy są flamenco, żyjemy flamenco, śpimy flamenco i jemy flamenco" – wywiad z Tomatito