Kryzys twarzy w Galerii Miejskiej we Wrocławiu

 


Twarz jest tematem głównym refleksji artystów, których prace można obecnie oglądać na wystawie w Galerii Miejskiej. Twarz, a właściwie jej brak, w klasycznym realistycznym kształcie, w tradycyjnym rozumieniu. Na obrazach w galerii mieszczącej się przy ulicy Kiełbaśniczej próżno szukać pięknych idealnych twarzy, jakie znamy ze sztuki dawnej. Choć przecież w pewnym sensie dawne malarstwo pojawia się w niektórych pracach jako aluzja, rozmyty, zamazany, niewyraźny kształt zdeformowany i niszczejący niczym dawne malowidło, od którego odpada tynk. Wchodząc do galeryjnej sali widzimy prace, które coś nam przypominają, arcydzieła znane z wielkich wspaniałych muzeów. Tyle że zniekształcone i przetworzone przez artystę. Twarze matejkowskiego Stańczyka, velazquezowska wyniosła Infantka, Mona Liza Leonarda zostały przetworzone przez Bartosza Czarneckiego w popartowską "makatkę", niewyraźną i niedoskonałą, choć przywodzącą na myśl oryginał. Twarze przeszłości są rozpływającą się impresją, wspomnieniem arcydzieła. Krzysztof Nowicki sięga po autoportret holenderskiego mistrza epoki baroku Joosa van Cleve pokazując go niczym dzieło mocno uszkodzone, z twarzą, z której spłynęła farba. Podobnie Lena Achtelik, która tworzy medalionowe portrety nawiązujące do dawnych konterfektów, żałobnych portretów trumiennych, których twarz jest pośmiertną maską, a z głowy pozostały zaledwie akcesoria uwiecznione na malutkich obrazkach (wianki,pukle włosów,ozdoby). Barokowe obrazy czaszek pokazuje Paweł Baśnik, sugerując że wszystkie twarze wkrótce tak będą wyglądać, nawet oblicze nadczłowieka składającego się z mechanicznych, a więc nie-do-zdarcia części ("Ubermench"). Natalia Bażowska pokazuje głowy, których twarze są jedną bezkształtną masą, a Michał Czuba nawiązując do obrazów Bacona wskazuje na deformacje i zwierzęcość ludzkich oblicz.Na inny wątek zwraca uwagę Monika Chlebek, która za temat swoich prac obrała piękne, idealne fragmenty ciała - torsu, pleców, ust, oczu. Jakby starała się uświadomić nam współczesną estetyczną oczywistość, czyli to  że dziś twarz nie jest ważna, a przynajmniej nie tak ważna jak ciało. W czasach gdy nosiliśmy maseczki i twarze były przesłonięte ciało było tym elementem najbardziej widocznym, najbardziej zmysłowym, wabiącym. Justyna Andrzejowska pokazuje postaci o niewyraźnych twarzach, ponętnych kształtach i długich nogach  w wysokich szpilkach. Człowiek bez wyraźnej twarzy kusi gadżetami, ubraniem, seksualnością ("Kochanka"). Fetyszyzm rozkwita, detale ciała stają się pożądane, a strój dodatkowo podkreśla iluzję piękna. Twarz przestała być ważna, przestała być cechą osobniczą, ukryta, rozmazana, zniekształcona strachem nie przyciąga uwagi i zeszła na plan dalszy. Kryzys twarzy dokonał się i utrwalił. Antycowidowe zachowania, maseczki, dystans, odseparowanie sprawiło, że oddaliliśmy się od siebie, przestaliśmy przyglądać się swoim obliczom z bliska. Ta zbiorowa ekspozycja pokazuje szczególną perspektywę - postrzegania nas samych przez siebie i przez tych, którzy na nas patrzą. Portrety Michała Jankowskiego  "popisane" czarną farbą, która jakby stygmatyzuje namalowane postaci znakiem czarnego symbolicznego oka, uświadamia nam, że każdy może na nas patrzeć i oceniać (z pogardą, kpiąco,szyderczo,niesprawiedliwie), niezależnie od tego jak bardzo artysta stara się "dobrze" namalować daną osobę. Wystawa "Kryzys twarzy" budzi wiele gorzkich refleksji na temat kondycji człowieka współczesnego, jego lęków i obaw, a także wizerunku, jaki pokazuje innym, często diametralnie różnego od prawdziwego.

Wystawa czynna jest do 7 kwietnia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Lekarz was zeżre na kolację, czyli o "Złej dziewczynce"

Wszyscy jesteśmy barbarzyńcami?

Wystawa "Przestrzenie" w Zachęcie - zapowiedź