"Sztuka ludowa jest zdecydowanie inspirująca" – wywiad z graficzką i ilustratorką Gabrielą Gorączko

 


W cyklu WYWIAD Z ARTYSTĄ - Gabriela Gorączko

Artystyczne spojrzenie: Czy pochodzi Pani z artystycznej rodziny?

Gabriela  Gorączko: Zdecydowanie tak. Moja babcia Alicja Labas malowała  i robiła wazony z topionego plastiku, natomiast mama Renata Gorączko ukończyła niedawno malarstwo na Wydziale Artystycznym UMCS w Lublinie. To jej zawdzięczam start mojej artystycznej drogi. Wierzyła we mnie od samego początku. Pamiętam, że w natłoku prac związanych z rodzicielstwem, które nie było łatwe, z uwagi na to, że z bratem kłóciliśmy się cały czas, ona potrafiła sobie w kuchni ustawiać do malowania martwą naturę z pięknym atłasowym obrusem w kolorze butelkowej zieleni, żelazkiem na węgiel i owocami. Wtedy szłam do niej, siadałam przy stole obok i grzecznie obserwowałam jak buduje obraz. Takich sytuacji w dzieciństwie było kilka. Dopiero jak poszłam do liceum mogła trochę zawalczyć o swoje pasje. Jestem bardzo z niej dumna i mogę się zaliczyć do fanek jej malarstwa. Szczególnie krajobrazów, dlatego że nie są oczywiste. Jej malarstwo jest bardzo tajemnicze.

 

Artystyczne spojrzenie: Urodziła się Pani w Sanoku; czy lokalni artyści ludowi wywarli wpływ na Pani twórczość?

 

Gabriela  Gorączko: Właściwie to wychowałam się na Beksińskim, jeśli można tak to nazwać. Chyba jego twórczość najbardziej mi utkwiła w pamięci. Jednak nie był to zachwyt  i  nie zaliczam go do ulubionych. To raczej pewne odczucie, że w jakimś stopniu na mnie oddziaływał. Jeszcze tego nie rozgryzłam. Jeśli chodzi o ludowość, to nie sama sztuka utkwiła mi w pamięci, a obrzędy, tańce i budownictwo ludowe. Dopiero na studiach sztuka użytkowa zaczęła się zakorzeniać we mnie mocno i to właśnie ona zaczęła napędzać moją twórczość i chęć powrotu do tych tradycji.

 

Artystyczne spojrzenie: W Sanoku mieszkał m. in. Zdzisław Beksiński, jest też Muzeum Historyczne z bogatą kolekcją jego prac. Nie sposób więc nie spytać, czy ceni Pani twórczość tego wszechstronnego artysty i czy woli Pani jego malarstwo czy fotografię?

 

Gabriela  Gorączko: Tak jak wspomniałam wcześniej, Zdzisław Beksiński nie zalicza się do grona moich ulubionych artystów, ale bardzo go cenię. Nie bał się posługiwać różnymi mediami. Eksperymentował chyba ze wszystkim co miał pod ręką. W tych zbiorach znajdziemy prace z wielu dziedzin artystycznych. Nawet i filmy, bo przecież wszystko dokumentował kamerą. Właśnie za to go cenię. Był zafascynowany technologią. Jeśli coś go zainteresowało to pochłonięty był tym całkowicie.  Nieraz zastanawiałam się nad tym, czy przypadkiem jego postać i twórczość mocno nie zakorzeniła się we mnie, kiedy byłam dzieckiem. Z czasem dostrzegłam w sobie wiele podobnych cech.

Jeśli chodzi o twórczość to zdecydowanie wolę jego rysunki i fotografie. Być może dlatego, że już po latach napatrzyłam się za dużo na jego malarstwo. A może dlatego, że sama odeszłam od malarstwa? Tego nie wiem. To się u mnie zmienia. Myślę, że wraz z moim rozwojem zmienia się i gust.

 

Artystyczne spojrzenie: Dlaczego wybrała Pani studia na ASP we Wrocławiu, a nie w bliższym przecież Krakowie? Co o tym zadecydowało? I dlaczego właśnie grafika?

Gabriela  Gorączko: Wrocław jako miasto zawsze mi się podobał. W czasach kiedy chodziłam do liceum, często odwiedzałam   brata, który studiował we Wrocławiu. Myślałam też o Krakowie, ale  egzaminy były w tych samych dniach i Wrocław wygrał pod wieloma względami. Wybrałam jeszcze ASP w Poznaniu, lecz tam nie do końca pasowała mi organizacja. We Wrocławiu egzaminy wspominam jako bardziej profesjonalne. Nie zawiodłam się też na samych studiach. Dzięki Akademii pojechałam do Japonii i USA .Oba wyjazdy były związane z wystawami, w których miałam przyjemność uczestniczyć. W Japonii była to wystawa studencka, w której uczestniczyło po dwóch studentów z każdej uczelni artystycznej na świecie. Wraz z koleżanką reprezentowałyśmy wrocławską akademię. W USA natomiast brałam udział w wystawie z artystami bardziej doświadczonymi. Wśród nich znalazło się wielu profesorów z akademii artystycznych z całego świata. Oczywiście to też moja zasługa, bo bez chęci i ostrej pracy nie byłoby takich rezultatów. Grafiką artystyczną zajmowałam się już w liceum plastycznym w Jarosławiu. Już wtedy podobał mi się cały proces jej powstawania. Nieraz trzeba się nieźle naprodukować, ale za to efekty są niebywałe. Natomiast w grafice użytkowej cenię sobie to, że potrafi upiększyć każdy produkt, każdą ścianę, każdą książkę. To trochę smutne, ale czasami nawet potrafi przekonać kogoś, że produkt jest dobry, kiedy tak nie jest. Bo przecież ile razy kupiliśmy coś, bo ma  ładną okładkę lub etykietę? Grafika potrafi być "wpływowa". Popatrzmy na same plakaty propagandowe. Ile potrafią wzbudzić emocji.

 

Artystyczne spojrzenie: W Pani twórczości obecne są wątki ludowe przetworzone dość nowocześnie. Czy sztuka ludowa może być dla młodej artystki inspirująca? Pytam, bo wiele osób uważa, że ludowe znaczy nudne…

Gabriela  Gorączko: O, to ciekawe. Jeszcze nie spotkałam się z taką opinią. Raczej słyszałam o folku, że jest wieśniacki. To też jest temat, który można kiedyś przy okazji rozwinąć. Takie opinie traktowałam raczej jako temat, który trzeba zgłębić i znaleźć przyczynę takiego myślenia. Przecież w sztuce ludowej nie ma za grosz nudy. Wszystko jest przemyślane i staranne. Sztuka ludowa jest zdecydowanie inspirująca. Nie jest łatwo ją powielić. Nie każdy ma na tyle cierpliwości i chęci do tego, by stworzyć coś pracochłonnego. Tym bardziej w tych czasach.Ja staram się na bieżąco zgłębiać ten temat, a efekty moich poszukiwań i inspiracji można znaleźć na stronie booku.pl, gdzie sprzedaję swoje dzieła. Dodatkowo staram się przemycać ten folk w innych projektach. Tak żeby ludzi do tego przyzwyczajać. Przykładem może być projekt książki "Leśna sprawa", którą stworzyłam razem z Tomaszem Kędrą i Wydawnictwem Wolno. Ilustracje w stylu folkowym zostały docenione i książka zdobyła wyróżnienie graficzne w konkursie Książka Roku 2020 Polskiej Sekcji IBBY oraz została uznana przez Agatę Passent za jedną z sześciu książek roku 2020. Z tym samym wydawnictwem stworzyliśmy książkę "Bylejaczek", w której autorem tekstu jest Jerzy Ficowski.

 

Artystyczne spojrzenie: Pochodzi Pani z terenu, gdzie w szczególny sposób splata się piękno przyrody, ale i trudna historia jego mieszkańców. Czy takie trudne, historyczne "bieszczadzkie" tematy oddziałały na Pani twórczość?

Gabriela Gorączko: Oj, bardzo. Przeczytałam  i wciąż czytam sporo książek o tej historii i nieraz musiałam sobie robić przerwę, żeby wrócić do normalności. Zebrałam też trochę informacji o Bieszczadach i okolicach. Dla mnie cały obszar Bieszczadów i Beskidów Niskich jest zagadką. Mam wrażenie, że  każda roślina pamięta tamte czasy. Kiedy tam już jesteś, czujesz z jednej strony niepokój, a z drugiej przywiązanie. Może tylko ja tak mam i zbytnio przeżywam, ale jest  w tym coś intrygującego. Materiały, które zebrałam, zamknęłam w książkę, mającą formę atlasu turystycznego. Zawarte są tam ciekawostki, które mają zachęcić czytelnika do zapoznania się z klimatem Bieszczadów i okolic. Jest trochę o sztuce, muzyce, kulturze, szlakach górskich, zwierzętach, które możemy tam spotkać i o historii. Tak naprawdę jest to zbiór podstawowych informacji, które mają sprawić, by czytelnik wracał po więcej i sięgał  do kolejnych źródeł informacji.

 

Artystyczne spojrzenie: Jak długo powstaje jedna Pani praca graficzna, od pomysłu do realizacji finalnej?

Gabriela  Gorączko: To zależy. Często w moich pracach pojawiają się moje sny. To znaczy, że ten pomysł przychodzi mi do głowy, kiedy odpoczywam. Rano się budzę i zapisuję lub szkicuję. Bywa tak, że jeden obraz rodzi kolejny. Z pomysłami raczej nie mam problemów. Czasami w trakcie ich robienia dopowiadam trochę więcej historii. To wynika z tego, że część prac jest bogata w ornamenty i kiedy je wykonuję, to w międzyczasie myślę o tym, co może jeszcze tam się znaleźć. Przykładowo jeden rysunek zrobiłam w 2 lub 3 dni. Jednak jest to praca, której oddaję się całkowicie. Wtedy mnie nie ma. Zamykam się i pracuję, dopóki nie skończę. Nie lubię wracać do tych samych prac. Albo zrobię ją za jednym zamachem albo nic z tego nie wyjdzie. Natomiast jeśli chodzi o sitodruki czy linoryty, to ten czas jest wydłużony. Przerwy są konieczne. Chociażby ze względu na prasę, która trochę waży i żeby zrobić kilkadziesiąt odbitek, trzeba zaplanować to na kilka dni.

 

Artystyczne spojrzenie: Czy tworzy Pani w ciszy czy przy muzyce, a jeśli przy muzyce, to jakiej?

Gabriela  Gorączko: Zawszę tworzę przy muzyce. Jest dla mnie bardzo ważna. Pobudza moją wyobraźnię. Sprawia, że potrafię zbudować sobie w głowie scenkę, którą tworzę. Ożywiam moją pracę. Buduję w głowie cały film. To zostanie tylko dla mnie. Nie potrafię teraz wskazać konkretnego gatunku muzyki. Wybieram ją sobie w zależności od tematu jaki podejmuje. Przy większości prac, które będą na wystawie, pracowałam słuchając lokalnej muzyki zespołów tj. Tołhaje, Matragona, Angela Gaber Trio, czy też pieśni łemkowskich.

 

Artystyczne spojrzenie: Ważnym wątkiem w Pani pracach jest przesłanie prozdrowotne, skąd takie, adresowane do kobiet, motywy w Pani grafikach?

Gabriela  Gorączko: Na co dzień jestem wnikliwą słuchaczką. Trochę nieświadomie zebrałam sporo informacji od znajomych kobiet, ich znajomych, podcastów, historii z sieci, które mnie ciekawiły itd. Przeanalizowałam sobie ten problem i okazało się, że bardzo dużo kobiet w codziennym zabieganiu, zajmowaniu się swoimi rodzinami, zapomina o sobie, o regularnych badaniach, a przecież to nasze zdrowie jest bardziej narażone niż u mężczyzn. A że od wielu lat ten problem istnieje, to postanowiłam wciąż zachować styl ludowy na znak, że niewiele się zmieniło od tamtych czasów w tej sferze. Mam tu też na myśli  zdrowie psychiczne i  to, by nie zaniedbywać swoich uczuć, tylko starać się je wnikliwie analizować.

Staram się szerzyć tę misję, sprzedając plakaty. Aby kobiety o tym nie zapomniały i choć trochę moja sztuka przypominała im, aby regularnie się badać.

 

Artystyczne spojrzenie: Najbliższa wystawa Pani prac odbędzie się we Wrocławiu, w małym drewnianym kościółku w Parku Szczytnickim. Czy może Pani zdradzić, co tam obejrzymy? I skąd tytuł ekspozycji?

Gabriela Gorączko: "Wśród dawnej ciszy" to cykl prac, które powstały w czasie, kiedy mocno interesowałam się historiami bieszczadzkimi oraz pogranicza, jakie miały miejsce do okresu II wojny światowej.

Prace, które znajdą się na wystawie w Otwartej Przestrzeni Kultury są hołdem dla ludności wysiedlonej, ludności, która nie chciała się mieszać w politykę, tylko żyć z godnością i serdecznością dla wszystkich zamieszkujących Bieszczady jak niegdyś bywało. Jest to hołd dla Łemków, Bojków, Żydów, Cyganów, Polaków i Ukraińców, ale też dla tych, którzy chcą zmienić świat na lepsze bez nienawiści. Są odzwierciedleniem mojej wdzięczności. Wdzięczności za to, że żyję w lepszych czasach i nie muszę martwić się o to, co mam włożyć do gara i czy przeżyję następne dni. Seria, która pokazuje w dawny sposób nowy świat i to co możemy z niego wyciągnąć. Jest symbolem lepszej rzeczywistości, lepszych relacji międzyludzkich.

Pierwotnie część prac została wykonana techniką rysunku cienkopisami oraz markerami połączonego ze stemplami wyciętymi z gumki do mazania. Na wystawie pokazane zostaną skany prac wydrukowanych drukiem pigmentowym wysokiej jakości. Znajdzie się też tam seria linorytów inspirowanych zduńskim piecem. Każda matryca z linoleum przypomina kształtem jedną płytkę, która przedstawia ludowe scenki z życia codziennego. Jeśli odwiedzającym spodobają się moje prace, to na zachętę wspomnę, że wszystkie plakaty i grafiki sprzedaję na stronie booku.pl. Jest to studio, które założyłam razem z moim bratem Marcinem, moją drugą ręką. Od każdej sprzedanej grafiki część dochodu oddajemy fundacji wspierającej kobiety, jak również do Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku lub fundacji wspierającej choroby oczu.

Artystyczne spojrzenie: Dziękuję, że zechciała Pani odpowiedzieć na moje pytania.

Rozmawiała: Ewa Mecner

Foto: dzięki uprzejmości artystki


Wystawa "Wśród dawnej ciszy" czynna będzie w soboty i niedziele od 8 do 23 maja w kościółku św. Jana Nepomucena w Parku Szczytnickim we Wrocławiu.

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Flamenco to sposób bycia, śmiechu...kochania..." – wywiad z artystą flamenco FARRU