"Kostium jest także ubiorem" - wywiad z krakowską artystką Dorotą Morawetz




W cyklu Wywiad z artystą - Dorota Morawetz



Artystyczne spojrzenie: Pani najnowsza prezentacja w galerii Floriańska 22 nosi tytuł "The Time is out of joint". Co to znaczy w kontekście wystawy, jaką możemy zobaczyć w sali galeryjnej?


Dorota Morawetz: Tytuł prezentacji w Galerii Floriańska 22 jest frazą z Szekspira, zapożyczoną jednak poprzez lekturę Derridy, który podejmując próbę zmierzenia się ze szczególną spuścizną historyczną w fascynujący dla mnie, dekonstrukcyjny sposób, analizuje tę konstatację sformułowaną przez Hamleta w kontekście pojawienia się zjawy Ojca. Wypowiadając tę frazę Hamlet określa stan epoki, w której żyje, stan swojego czasu, a więc szerzej swojego świata. Ten czas jest roz-spojony, rozregulowany, dysharmonijny, można rzec ana-chroniczny. Czas, który wypadł z ram – to wersja tłumaczenia, którą przyjęłam dla mojej wystawy. Jej trzon stanowi instalacja skonstruowana na bazie manekinów,  przedmiotów codziennych, rekwizytów codzienności oraz fragmentów moich teatralnych kostiumów, która nabiera pełnych znaczeń dopiero w kontekście projekcji rzutowanego na nią obrazu video. Rzeczywistość zbudowana w galerii stworzona została ze „szczątków” scenografii, kostiumów i rekwizytów używanych w tym filmie. Zderzenie tej namacalnej rzeczywistości z drugą, jakby podobną, ale wirtualną, wytwarza specyficzną grę rozmijających się lub nakładających przestrzeni i czasów, co sprawia wrażenie obrazu (świata), który „wypadł z ram”.


Artystyczne spojrzenie: Zajmuje się Pani zarówno scenografią teatralną i operową, jak i działaniami artystycznymi bliższymi niezależnej sztuce. Która z tych działalności jest dla Pani najbardziej satysfakcjonująca, a która najtrudniejsza?

Dorota Morawetz: Nie ujmowałabym tej kwestii w kategoriach takiego wartościowania. Są to dwie różne zupełnie działalności, choć dla mnie wcale nie rozłączne. Projektowanie scenografii i kostiumów  dla teatru czy opery jest oczywiście inne niż dla filmu, ale tu i tam jest to zawsze rodzaj pracy „na zamówienie”, w funkcji określonego projektu reżysersko-inscenizacyjnego, z którym scenograf musi się liczyć, nawet jeśli ma największą swobodę twórczą i udaje mu się w dużej mierze lub w pełni zrealizować własne koncepcje estetyczno-artystyczne. Nie znaczy to, że nie przynosi ona satysfakcji, większej lub mniejszej. Niezależna działalność, na styku teatru i sztuk wizualnych, którą sporadycznie podejmuję jest czymś co na pewno jest „moje własne”, wypływa tylko ze mnie i z mojej potrzeby osobistej wypowiedzi, w której nie ma ograniczeń lub są takie, jakie sama sobie stawiam. Jeśli mi się coś nie uda muszę mieć pretensje tylko do samej siebie, podczas gdy we współpracy z innymi ludźmi, w teatrze, operze czy filmie, ostateczny rezultat często nie zależy tylko od moich wysiłków. Gdy chce się zrealizować autorski zamysł w sferze filmowo-teatralnej, a na tym styku sytuuje się mój ostatni projekt (mam na myśli teraz sam film prezentowany w kontekście wystawy), też nie da się działać w pojedynkę, gdyż niezbędna jest współpraca ze specjalistami od zdjęć, montażu, muzyki itp. Nie mogłabym zrobić tego co zrobiłam bez ich udziału i profesjonalnego wsparcia.


Artystyczne spojrzenie: W Pani pracach przenika się moda, teatr i sztuka. Która z nich jest Pani najbliższa? Która najpełniej wyraża Pani osobowość?


Dorota Morawetz: Myślę, że to iż te trzy dziedziny się u mnie przenikają mówi samo za siebie.
Scenografia jest moim zawodem, który mnie fascynuje i który kocham. Sztuka, w sensie sztuk plastycznych, wizualnych, stała się obiektem mego głębszego zainteresowania w okresie, kiedy zaczęłam studiować historię sztuki, choć wtedy mój stosunek do niej był czysto teoretyczny. Zainteresowanie modą, nie tylko w sensie własnych praktyk ubraniowych, ale jako próba zgłębienia jej mechanizmów i związków ze sztuką ujawniło się, gdy szukałam tematu pracy magisterskiej i zwierzyłam się mojemu promotorowi, prof. Mieczysławowi Porębskiemu, że chciałabym pisać coś o modzie. W sensie praktycznego projektowania autorskich kolekcji zajęłam się modą w zasadzie równolegle z ukończeniem studiów na podyplomowym Studium Scenografii Teatralnej, Telewizyjnej i Filmowej w ASP w Krakowie. Od tego czasu tworzyłam własne kolekcje unikatowych ubrań, w nieregularnym rytmie, dyktowanym większą lub mniejszą intensywnością moich zobowiązań scenograficznych, ale też teatr i moda zaczęły się coraz bardziej, w tym co robiłam, przenikać, wpływać wzajemnie na siebie i się inspirować, a doświadczenie zdobyte w teatrze przekładało się na to co robię w sferze pracy z ubiorem. Szło to także w drugą stronę. Powiedziałabym więc, że to co robię z kolei w sferze sztuk wizualnych, a co nie jest już ani kostiumem ani modą, jest moją osobistą strefą działań, sytuującą się gdzieś „pomiędzy” teatrem i modą, w której ubiór stanowi medium dla wypowiedzenia treści, które mnie żywo zajmują. Poszukuję własnego środka wypowiedzi tworząc od kilku lat to, co nazywam fashion-video-instalacjami, a także małe formy filmowo-parateatralne, niekiedy łącząc je w całość. Przykładem jest obecna wystawa. Z tego punktu widzenia na pewno jest to sfera działań najbardziej związana z moją osobowością, najbliższa mi emocjonalnie.

Artystyzne spojrzenie: Przy tworzeniu prac stricte artystycznych sięga Pani, jak sądzę, do wielu źródeł. Gdzie szuka Pani inspiracji i skąd bierze Pani materiały do swoich prac?

Dorota Morawetz: Kiedy pracuję nad własnym projektem nie działam w całkowitym oderwaniu od świata i ludzi, choć w pewnej mierze tak jest. Nie projektuję wtedy na zadany temat, ale kieruję się osobistą potrzebą podjęcia pewnych nurtujących mnie problemów. Nie jest jednak tak, że z góry jasno wiem co chcę zrobić i jaki ma być tego rezultat. Proces poszukiwania inspiracji i materiałów jaki poprzedza zwykle pracę projektową w sytuacji, gdy opracowuję scenografię czy kostiumy, jest w tym wypadku zupełnie inny lub w ogóle go nie ma. Albo też ta inspiracja zadziała inaczej dając o sobie znać w inny sposób, w momencie, kiedy jeszcze zupełnie nie jestem nastawiona na skupienie się nad moją własną działalnością artystyczną. Wtedy odkładam to gdzieś do głębokiego „archiwum”. Najczęściej pomysł przychodzi nieoczekiwanie, na skutek pewnych przeżyć, wrażeń, emocji, jakichś niejasnych asocjacji. Czasem impulsem może być niedosyt po pracy w teatrze, który skłania mnie do kontynuowania i pogłębiania poszukiwań jakie tam podjęłam.


Artystyczne spojrzenie: Czy praca w charakterze kostiumografki lub scenografki zmieniła w jakiś sposób Pani postrzeganie codziennego ubioru? Czy inaczej patrzy Pani np. na ubrania ludzi na ulicach? Jako to się stało, że zajęła się Pani projektowaniem mody?

Dorota Morawetz: Odpowiadając na pierwszą część pytania powiem: tak, na pewno. Zajmując się zawodowo poszukiwaniem formy i estetyki kostiumu, ale także przede wszystkim jego sensu dramatycznego, znaczenia w kontekście konkretnej rzeczywistości teatralnej, jest się szczególnie wyczulonym na ubiór, także w jego codziennym funkcjonowaniu. Owszem, obserwuję jak ubierają się ludzie, zastanawiam się niekiedy kto może skrywać się pod danym ubraniem, jaki człowiek, jaka osobowość, próbuję rozszyfrować znaki, jakie dają ludzie o sobie, czyniąc takie a nie inne kompozycje z własnych ubrań. Szczególnie wówczas, gdy czyjś wygląd mnie zaskoczy, zaintryguje, przyciągnie moją uwagę. Dawniej wręcz zapisywałam w zeszyciku bądź szkicowałam takie nietypowe lub przeciwnie, wręcz bardzo typowe, wyglądy, gdyż wiedziałam, że kiedyś mi się to przyda i zechcę je wykorzystać w teatrze czy filmie. Teraz raczej fotografuję, jeśli coś mnie zaintryguje czy poruszy i chcę to zapamiętać. Jednak trzeba powiedzieć, że dzisiaj ludzie inaczej myślą o ubieraniu się niż w czasach kiedy zaczynałam działalność w zawodzie scenografa. Ciekawych pomysłów i stylizacji jest o wiele więcej niż wówczas, natomiast nie spotyka się już tak łatwo na ulicach tak zwanych typów, takich indywiduów, w których zawiera się kwintesencja jakiejś osobowości czy środowiska, którą można by przełożyć na postać teatralną. Dzisiaj, kiedy moda tak bardzo się zdemokratyzowała, trudno jest traktować strój jako wyróżnik społeczny czy psychologiczny, ludzie się „stylizują”, przebierają, ogólnie rzec biorąc ubierają coraz lepiej, z dużą pomocą kolorowych pism i poradników dotyczących mody, popularyzującej rozmaite zachowania i zwyczaje ubraniowe telewizji, kina itp., często skrywając pod tym prawdziwy przekaz na swój temat. Taki czy inny, ten przekaz i tak zawsze jest kodem, który można próbować rozszyfrowywać.

Artystyczne spojrzenie: Jaką funkcję w Pani twórczości artystycznej pełni kostium, np. taki jaki możemy obejrzeć na wystawie w galerii Floriańska 22?

Dorota Morawetz: Kostium jest także ubiorem. Jest ubraniem „roboczym” aktora na scenie. W moich niezależnych projektach wykorzystuję niekiedy własne kostiumy teatralne obok ubrań, które powstały jako efekt poszukiwań formalnych w zakresie projektowania mody lub zwykłych ubrań, których sporą kolekcję posiadam w moich zasobach, gdyż nigdy nie jestem w stanie oprzeć się, gdy znajduję jakiś ciekawy, oryginalny, niecodzienny strój w trakcie penetrowania magazynów teatralnych czy second-handów podczas realizacji projektów związanych z teatrem czy filmem. Często potem przetwarzam te ubrania lub ich fragmenty, nadaję im własne interpretacje i piętno. To co mnie najbardziej interesuje w tych transformacjach, to proces dekonstrukcji zastanych ubrań, demontażu, rozbiórki na części, docieranie do ich wnętrza i potem poddawanie ich własnym interpretacjom, nie tylko formalnym, ale też znaczeniowym. Jest to kreacja poprzez dekonstrukcję, poprzez zanegowanie wcześniejszej formy i nadanie nowej, częściowo lub całkowicie innej. Tak spreparowany ubiór włączam następnie w pewne nowe konteksty, stwarzam dla nich pewne środowisko dramaturgiczne, wywołując tym nowe skojarzenia znaczeniowe i efekty estetyczne. Tworzę za ich pośrednictwem moje własne narracje.

Artystyczne spojrzenie: Czy studia z historii sztuki wywarły wpływ na Pani twórczość artystyczną? Czy ma Pani swoją ulubioną epokę i artystów, którzy Panią inspirują?

Dorota Morawetz: Studiowanie historii sztuki było ważnym etapem  w moim życiu, był to czas najciekawszych odkryć intelektualno-artystycznych i spotkań z ludźmi, który ukształtował mnie i wywarł ogromny wpływ na moje późniejsze wybory życiowe i zawodowe. Nie umiem powiedzieć czy wpłynął na to co robię w zakresie moich niezależnych artystycznych poczynań, gdyż to jest suma wielu nakładających się na siebie elementów. Inspirują mnie różni artyści i różne epoki, w zależności od tego czym w danym momencie się zajmuję, więc chyba też nie potrafiłabym się zdeklarować co do jednego określonego źródła. Generalnie rzecz biorąc, jeśli już, to inspirują mnie różne rzeczy równocześnie. Lubię synkretyzm, łączenie ze sobą epok i stylów pozornie sprzecznych, wykluczających się, takie zgrzyty estetyczno-znaczeniowe. W takim ścieraniu się i zestawianiu przeciwieństw widzę wielki potencjał i możliwość tworzenia czegoś nowego.

Artystyczne spojrzenie: Jak rodzą się pomysły twórcze i czy je Pani zapisuje, czy kształtują się dopiero w trakcie tworzenia?

Dorota Morawetz: Wydaje mi się, że na to pytanie częściowo odpowiedziałam już wcześniej. Czasami zapisuję pierwsze idee, gdyż zdarza się, że mam ich dużo w krótkim czasie. Jednak czas je weryfikuje, a w trakcie konkretnej pracy ulegają modyfikacjom. Jeśli pomysł jest dobry, to powraca wiele razy, w różnych wersjach. Nawet jeśli już dawno o nim zapomniałam, domaga się realizacji.

Artystyczne spojrzenie: Czym jest recyklaż i dlaczego zainteresowały Panią  takie formy jak dekonstrukcja kostiumu czy recykling?

Dorota Morawetz: Recyklaż jest spolszczoną wersją francuskiego recyclage, oznaczającego powtórne użycie, recykling. Wymyśliłam to określenie w 1997 roku, kiedy realizowałam autorski pokaz-spektakl w Teatrze Groteska w Krakowie „Recyklaże – pokaz próbny”, który był połączeniem formuły pokazu mody, spektaklu teatralnego i performance. Używałam tam kostiumów zaprojektowanych wcześniej do innych, realizowanych we współpracy z rozmaitymi reżyserami i teatrami, spektakli, a także moich autorskich projektów, które prezentowali na sobie aktorzy, tancerze, artyści i znajomi w ramach krótkich taneczno-choreograficznych epizodów. Odpowiednio dobrane wątki muzyczne spajały te fragmenty w jedną narracyjną całość odnoszącą się do cykliczności czasu. Recyklaże odzwierciedlają więc metaforycznie charakter kondycji ludzkiej w jej historyczności, ale oznaczają dla mnie także specyficzne podejście do samej materii ubioru, w której interesuje mnie poszukiwanie tego, co nieoczywiste, ukryte, co stanowi samą strukturę ubioru, jej niezbadane wewnętrzne linie, cięcia i szwy. To rozkładanie na części, badanie punktów powiązań, negowanie tradycji krawieckiej, dekonstrukcja ubioru stanowi dla mnie punkt wyjścia i pretekst do dalszych eksploracji, z których dopiero wynikają nowe rozwiązania. Takie podejście jest moim modus operandi, który stosuję zarówno we własnych eksperymentach dotyczących kreacji ubraniowej, jak też w moich poczynaniach związanych z projektowaniem kostiumów.

Artystyczne spojrzenie: Podczas trwania wystawy w galerii Floriańska 22 można obejrzeć  film "Circus Familliaris"? Jak doszło do jego powstania i czy ma on związek z prezentacją, jaką można zobaczyć w galerii?

Dorota Morawetz: Film „Circus Familiaris” powstał jako całkowicie niezależna produkcja, jako autorski projekt, w którym jednak wspierali mnie inni artyści, aktorzy, tancerze, muzycy, realizator zdjęć itp., z którymi współpracowałam już we wcześniejszych instytucjonalnych produkcjach. Inspiracją do jego powstania stała się rodzinna posesja, którą postanowiłam wykorzystać jako scenografię i pole gry dla mojej własnej narracji. W jego ramach rozgrywają się pozornie nie powiązane ze sobą scenki o charakterze taneczno-cyrkowych popisów, które jednak spaja ze sobą specyficzna stylizacja postaci, powtarzające się rekwizyty i wątki muzyczne. Film jest autonomicznym obrazem, który może być wyświetlany na ekranie kinowym lub monitorze niezależnie od tego co widzimy aktualnie w Galerii Florianska 22. Niemniej jednak instalacja, która tu powstała została stworzona specjalnie w jego kontekście i powinna być oglądana jako całość z filmem, gdyż stanowi jego swego rodzaju przedłużenie. Poprzez przywołanie pewnych filmowych wątków i rekwizytów, a nawet elementów kostiumów, choć w sposób szczątkowy i niepełny, dialoguje z tym co dzieje się w filmie, rozszerzając pole interpretacji, potęgując efekt nakładania się i przenikania  czasów i przestrzeni, co stanowi zasadniczy temat filmowej narracji. Najlepiej więc jest odwiedzić wystawę w godzinach seansów, które są zaplanowane codziennie o godzinie 18-tej do końca jej trwania. Wystawa będzie czynna do 22 grudnia.

Artystyczne spojrzenie: Dziękuję, że zgodziła się Pani odpowiedzieć na moje pytania.

Rozmawiała: Ewa Mecner

Foto: Brygida Serafin

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Flamenco to sposób bycia, śmiechu...kochania..." – wywiad z artystą flamenco FARRU