"Miejscem dla samotnych artystów może być każde, jakie wybiorą lub jakie im się wskaże" - wywiad z Joanną Warchoł
Tytuł nowej wystawy Pani prac w galerii Floriańska 22
"Miejsca dla samotnych artystów" prowokuje do zadania pytania: czy
rzeczywiście artyści są dziś samotni, a jeśli tak to dlaczego?
Problem, jaki poruszam w swej wystawie jest dla mnie
bardziej uniwersalny i niż „tu i teraz”. Odnoszę się w nim do pojęcia
samotności, jako elementu egzystencji człowieka, która jest mu dana z natury i
której obecność w życiu każdego istnieje okresowo lub chronicznie. Termin ten
jest bogaty, złożony, ambiwalentny i historycznie obciążony, gdyż zależnie od
epoki wyraża sytuację pozytywną, poszukiwaną i wręcz uświęconą lub negatywną,
potępianą i pogardzaną.
Samotność, to stan obiektywny lub subiektywny, wynikający z
własnego wyboru lub czynników od nas niezależnych. Może stać się przekleństwem
życia, udręką lub przywilejem. To problem wielopłaszczyznowy pod każdym
względem: egzystencjalnym, psychologicznym, socjologicznym i filozoficznym…Ponieważ obracam się w kręgu artystów i to środowisko
najlepiej znam, dlatego w swym projekcie odnoszę się właśnie do niego.
Samotność dotyka każdego, a wyjątkowo podatny jest na nią pewien typ ludzi –
osoby o szczególnej psychice i wrażliwości, widzące często dalej, szerzej i
głębiej. Będąc indywidualistami, często niezrozumianymi przez innych, kierują
się w stronę uprawiania sztuki, dzięki której porozumiewają się z otoczeniem i
która jest dla nich sposobem na wyrażenie siebie i własnych poglądów, a
nieświadomie – często formą autoterapii
i receptą na życie.
Dla artystycznej kreacji, w bardzo szerokim rozumieniu tego
słowa, odizolowanie jest wręcz niezbędne, ponieważ daje możliwość skupienia się
na dziele, szerszą panoramę problemu i świata, głębszą możliwość analizy,
wglądu w siebie i uzyskania wewnętrznej harmonii. Wyostrza i szereguje
zjawiska, doprowadzając do ich zhierarchizowania pod względem wartości i
późniejszego wyboru. W tym wypadku bycie samym, to przywilej, wręcz
konieczność, a to, co może wydawać się męką, staje się szczęściem… Innym rodzajem samotności jest ta, niezależna od człowieka,
która przekształca jego życie w ciąg nieszczęśliwych dni i lat, z którą nie
można sobie często poradzić do takiego stopnia, że popycha człowieka do jeszcze
większej izolacji, a przekroczenie jej progu może wydawać się niemożliwe.
Zdarza się, że to stan niejako dany z urodzenia – pewna forma nadwrażliwości i
postrzegania rzeczywistości oraz nieumiejętność poddania się czynnikom
społecznym mogą powodować ciągłe wyalienowanie w każdym środowisku. Samotność nie jest neutralna ani obojętna. Wiążąc się z
naszym pojmowaniem ludzkiej kondycji, zależy i od czasu i od miejsca, od
świadomości i rozumienia. Życie samemu a czucie się samotnym, to dwie zupełnie
różne sprawy, których nie rozróżnia życie obiegowe, co stanowi źródło
niezrozumienia problemu i wielu dwuznaczności. Swoje prace kieruję do wszystkich ludzi – tych, którzy są
samotni i poszukują wsparcia, ale również do tych, dla których samotność jest
szczęśliwym wyborem.
Jakie to miejsca przeznaczone są dla samotnych
artystów i skąd inspiracja do podjęcia tego tematu?
Miejscem dla samotnych artystów może być każde, jakie
wybiorą lub jakie im się wskaże. Moje prace to metafora takich miejsc, a do ich
wykonania wykorzystałam formę symbolu jakim jest mebel-stół, gdyż posiada on
bardzo szeroki kontekst znaczeń – od miejsca rodzinnych, biznesowych i
przyjacielskich spotkań, poprzez świadka naszych rozterek, powodzeń i
niepowodzeń, po azyl służący pracy, wyciszeniu i artystycznej kreacji. Właśnie
ten rekwizyt, od zawsze powszechnie używany w każdym domu i będący milczącym
statystą naszego codziennego życia, wydawał mi się trafnym elementem moich
rysunkowo-przestrzennych kompozycji. Oczywiście, mogły pojawić się i inne
rekwizyty, ale chciałam zastosować taki, jaki wydawał mi się uniwersalny. Te
kompozycje stanowią tylko pretekst do poruszenia problemu samotności w naszym
życiu – punkt wyjścia, który być może będzie kiedyś nadal kontynuowany w innej
już postaci...
Na wystawie obejrzeć będzie można rysunki, ale i
obiekty przestrzenne. Czy może Pani powiedzieć coś o tych pracach - czy będą
nawiązywać do form jakie znamy z Pani wcześniejszej twórczości, swoistej
kontynuacji dotychczasowych artystycznych rozważań o przestrzeni, czy też może
powinniśmy spodziewać się niespodzianek i nowości?
Na pewno te prace są nieco inne od tego, co dotychczas
robiłam, gdyż płaski w swej formie rysunek, wyprowadziłam w przestrzeń poprzez
zastosowanie trójwymiarowych elementów, które są integralną jego (rysunku)
częścią. Sam problem przestrzeni pozornej w obrębie obrazu czy rysunku zawsze u
mnie istniał i miał związek zarówno z poruszanymi przeze mnie tematami plastycznych
wyobrażeń, jak i z moją wrodzoną tendencja do przestrzennego widzenia. Tak
więc, cykl „Miejsca dla samotnych artystów” jest zarówno kontynuacją, w sensie
formalnym, wcześniej interesujących mnie zagadnień artystycznych, jak i pewnym
rodzajem poszerzenia problemu przestrzeni prac plastycznych, które z natury
swej płaskie, nabierają realnego, znaczeniowego i plastycznego wizerunku
trójwymiarowości. Tak więc w tym, co dla mnie stałe i od lat kontynuowane,
pojawia się pierwiastek nowości, będący zapewne zaskoczeniem dla niejednego
odbiorcy.
Obserwując współczesny świat sztuki, organizując wiele
wystaw i biorąc w nich udział, czy dostrzega Pani jakieś tendencje schyłkowe,
wszak wielu krytyków i artystów mówi o końcu sztuki, o zmianach na gorsze... Czy
Pani zdaniem sztuka może jeszcze zainteresować odbiorcę, który często w ogóle
nie rozumie tego co widzi w galerii, a artysta tworzy dzieła niesłychanie
hermetyczne, które wymagają dodatkowych wyjaśnień.
Sztuka musi się zmieniać i rozwijać – taka jest jej
podstawowa natura. Jest i zawsze była na podobieństwo membrany rzeczywistości,
obserwowanej i przeżywanej przez jej twórców. Jest odpowiedzią na czas, w
którym powstaje, na warunki bytowe, społeczne i polityczne. Może dotykać
nieskończoności czy transcendencji, problemów uniwersalnych i ponadczasowych,
realności współczesnego świata. Zawsze istniały w niej epoki, kiedy rozwijała
się wyjątkowo bujnie, zaskakując wielością nowości i oryginalnych rozwiązań, po
nich następowała pewna forma stagnacji czy wtórności rozwiązań. Tak jest i w
innych dziedzinach twórczości – muzyce, literaturze czy filmie również w
filozofii, wynalazczości, technice…
Nie wierzę w koniec sztuki, gdyż zawsze będą pojawiać się
ludzie, dla których akt twórczy jest ważny i tak długo, jak będzie istniał
świat, będzie istnieć artystyczne jego przeobrażanie. Być może żyjemy w czasach
kryzysu sztuki, charakteryzującego się m.in. brakiem silnych indywidualności i
genialnych osobowości twórczych, być może to obecna kondycja ludzkości z powszechnym
uniformizmem, gadulstwem i obserwowanym od jakieś czasu silnym spadkiem poziomu
edukacji artystycznej powodują, że wszystko wydaje nam się już znane i w kółko
powtarzane. Na pewno wpływ na opinie o końcu sztuki mają obecne, ogólnoświatowe
tendencje do wybiórczego promowania każdego, kto tylko ma ochotę bycia artystą,
często przypadkowej i słabo wyedukowanej krytyki artystycznej oraz systemu
kuratorskiego, który spowodował, że artysta stał się instrumentem w rękach osób
uzurpujących sobie prawo do kreowania tendencji i kierunków. Obecnie, to nie
osobowość artysty jest ważna, tylko moda i kuratorskie ambicje. W obliczu
takiego postępowania wiele interesujących osobowości pozostaje na
niezauważalnym marginesie twórczości.
Do odbioru sztuki należy odbiorcę przygotować tak, by
rozumiał sens jej istnienia i odczytywał przesłania, jakie za sobą niesie
współczesne dzieło. Niestety, od zawsze edukacja w tej materii była znikoma i
tak jest nadal. Wciąż nie rozumiem, dlaczego historia sztuki nie jest jednym z
obowiązujących przedmiotów nauczania na wszystkich poziomach edukacji, dlaczego
to, co jest wykładnikiem tysięcy lat istnienia cywilizacji, co uwrażliwia i
niesie za sobą piękno jest wciąż na dalekich peryferiach kształcenia. Dopóki
tak będzie, odbiór sztuki przez przeciętnego człowieka nie zmieni się, gdyż do
niego potrzebne są nie tylko zainteresowanie i wrażliwość, ale i wiedza
rozwijająca świadomość oraz wypracowanie u odbiorców potrzeby obcowania ze
sztuką.
Myślę, że trzeba spokojnie przeczekać obecny czas. Jak
wiadomo historia kołem się toczy, więc wierzę że nadejdzie dzień, gdy
obecny zalew przeciętności i wtórności przeminie i nastąpi korzystnie pozytywny
przełom w sztukach pięknych.
Wiele osób, które interesują się sztuką wciąż z uporem
sięga wyłącznie po klasykę, że przywołam nieśmiertelnego ducha Matejki czy
malarzy młodopolskich, a do sztuki tworzonej obecnie ma stosunek raczej
sceptyczny. Czy zgodzi się Pani z taką opinią i jak Pani sądzi dlaczego tak
jest? Czy musi minąć następne sto lat, aby to co tworzą dzisiejsi malarze stało
się interesujące dla odbiorcy?
Jeżeli obracamy się jedynie w kręgu tradycji i
ukształtowanych wzorców, to nic się nie zmieni. Klasykę należy traktować z
powagą i szacunkiem, należy się na niej uczyć i można do niej sięgać, ale bez
własnej potrzeb poszukiwania i odwagi bycia „innym”, artysta będzie tylko
odtwórcą cudzych kreacji. Taka postawa jest łatwa, gdyż słabo wyedukowany
odbiorca, który potrafi jedynie zrozumieć język klasyki, takie właśnie
działania akceptuje. Umiejętność pokazania własnej odrębności wymaga odwagi i
ryzyka, a potrzeba poszukiwań i
wypracowanie własnego stylu wypowiedzi, to ciężka praca, nie od razu owocującej
sukcesem. Artystów są tysiące, obecny system edukacji na poziomie wyższym,
dopuszcza do studiowania prawie każdego, gdyż przestała już rządzić nim
wybiórczość i poszukiwanie talentów, tylko ekonomia i egoistyczne postawy decydentów. Sceptycyzm artystów do innych, niż własne postaw, wynika
często z nieumiejętności zrozumienia podstawowej sprawy, jaką jest istota
tworzenia. To również lenistwo, zachowawczość lub brak umiejętności bycia kimś
innym, niż tylko plagiatorem cudzych odkryć i pomysłów. Tak mogą postępować
osoby zajmujące się twórczością w wolnej chwili i dla przyjemności, czyli tzw.
amatorzy. Od profesjonalistów – ludzi wykształconych w materii tworzenia,
wymagana jest wyższa świadomość, konieczność poszukiwań i próba odnalezienia
swego indywidualnego stylu, który jest dany tylko jemu i przy pomocy którego
opisuje nurtujące go problemy. Jeżeli artysta nie rozumie, że sztuka to nie
tylko samorealizacja, lecz przede wszystkim forma misji o aspektach również
edukacyjnych, to nic na to nie poradzimy. Pewne jest, że to, co wtórne teraz,
tak samo będzie ocenione za sto lat – nawet jeżeli ktoś jest obecnie popularny
i chwalony nie ma żadnej gwarancji, że jego dorobek przetrwa. Czas to
weryfikacja nas wszystkich – zawsze tak było... Obecnie powstająca sztuka,
zostanie przesiana przez jego sito oddzielające ziarna od plew i wtedy okaże
się, co ma prawdziwą wartość i jak wiele pozostanie z dzisiejszego zamętu i
całej tej artystycznej nadprodukcji...
Komentarze
Prześlij komentarz