Rośliny, manekiny i życie sąsiadów, czyli o malarstwie Marka Filipiuka


Wchodząc do galerii ASP w Krakowie wkraczamy w świat niemal teatralny. Wszędzie widzimy okna, z roślinami  ustawionymi na parapetach, z firankami, suszącą się bielizną i krawieckimi manekinami widocznymi gdzieś w tle. Takie prowincjonalne nieco podglądanie życia innych ludzi. Widz na tej wystawie wchodzi trochę w sytuację zabłąkanego turysty, który otoczony jest obrazami, wykonanymi na nietypowych blaszanych podłożach. Krakowski artysta Marek Filipiuk, mieszkający od lat w Toronto prezentuje w galerii na krakowskiej uczelni  zdumiewające prace. Techniki tradycyjne i techniki nowoczesne  stosowane równocześnie stworzyły w efekcie niezwykłą przestrzeń. Oglądając tę wystawę miałam wrażenie jakbym znalazła się na scenie teatru, gdzie obserwowały mnie zza firan niewidoczne postacie. Technicznie niezwykle intrygujące prace skłaniają do pochylenia się nad nimi, przyjrzenia z bliska tym srebrzystym fragmentom, które zdają się powiewać na wietrze, unoszącym firany i pozwalającym zajrzeć tylko odrobinę do środka. Do pomieszczeń, w których widoczne są salony mody, a może pracownie krawieckie z pięknymi sukniami, a nawet bezgłowe modelki w koronkowych  majteczkach. Na balkonach stoją rowery i zamyślone kobiety, niczym duchy z przeszłości. Taka widmowa "nadrzeczywistość" egzystuje na płytach aluminiowych, gdzie artysta umieścił swoje wspomnienia, marzenia, a może pragnienia. Na tych obrazach budzących zaciekawienie widzimy jedynie to co najbliżej okna. Balkon z balustradą, parapet z nieśmiertelną paprotką albo cienie zasłonek. Czasem parapety są puste, okna zamknięte, a za nimi mamy wrażenie nic nie ma. Pustka. Tęsknota. Cisza. Znakomicie "zakomponowana" wystawa w tym niewielkim galeryjnym wnętrzu pokazuje malarstwo, które zdaje się nie być malarstwem, postacie, które są jedynie wspomnieniami, przedmioty wykonane z nierzeczywistej materii. Urzekające, wyrafinowane podglądanie, ale bez wścibstwa, bez wkraczania w przestrzeń należącą do ludzi, którzy mieszkają lub mieszkali w tych miejscach. Te obrazy mają w sobie urok architektonicznych przedstawień z dawnych szkicowników, na których kamienne barokowe obramowania fascynowały malarzy minionych wieków. Nie sposób nie zauważyć tych wszystkich drobnych ornamentów, balustradek, zwieńczeń o historycznych kształtach. Wszystko to budzi nostalgię za starymi kamienicami i ich chylącym się ku upadkowu pięknem. Chodząc po Krakowie, podnosząc głowę wysoko, możemy znaleźć podobne do tych, namalowanych przez Marka Filipiuka, miejsc, w których w słońcu wysychają rachityczne roślinki doniczkowe, na balkonach widać stare rowery, a czasem mignie nam jakaś twarz staruszki lub młodej studentki wynajmującej pokój od starszej pani. Wizyta na wystawie Marka Filipiuka skłoniła mnie do spaceru po uliczkach otaczających krakowski Rynek. Słońce świeciło mocno, niebo było błękitne, a lekki wiatr poruszał firankami, za którymi czaiły się koty, zdumione, że im się przyglądam.

Wystawa "Życie sąsiadów, roślin i manekinów" Marka Filipiuka można oglądać do końca września 2018 r. w Galerii ASP w Krakowie

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Nasze imprezy są flamenco, żyjemy flamenco, śpimy flamenco i jemy flamenco" – wywiad z Tomatito