Szkice z Lizbony w Willi Decjusza




Willa Decjusza w wiosennej bujnej roślinności otaczającego ją parku gości wystawę prac krakowskiej malarki Beaty Zuba, artystki, która tworzy, dzięki umieszczeniu prac w historycznych wnętrzach, dialog z miejscem. Taki właśnie tytuł nosi ekspozycja, która zaczyna się już przy wejściu, gdzie witają nas schody, zarówno te prawdziwe jak i te namalowane, prowadzące w głąb umieszczonego na zewnątrz obrazu. Będą one powtarzającym się motywem dominującym także we wnętrzu rezydencji, gdzie zaczynamy rozglądać się już na dole - wpatrując się z pewnym niedowierzaniem i zachwytem w błękitne drzwi, tak doskonale dopasowane do otoczenia, jakby  zostały do niego stworzone.

To jednak mylne wrażenie - obrazy te to "Szkice z podróży" do Lizbony, która stała się jedną z inspiracji artystki, urzeczonej portugalskimi azulejos, błękitnymi płytkami zdobiącymi domy lizbońskie i do których aluzje odkrywamy wstępując po schodach (tym razem prawdziwych), na pierwsze piętro, gdzie znajduje się loggia i pełne błękitu... ceramiczne mozaiki, doskonale zachowane i lśniące w wiosennym ostrym słońcu.
Wystawa prezentuje kilka najnowszych cykli artystki; nie tylko moje ulubione "Szkice z podróży", rozmieszczone przemyślnie w różnych miejscach Willi Decjusza (dostrzegamy je też np. na parapetach otoczone roślinami i oświetlone światłem padającym z okien). Krakowska malarka szczególnie lubi efekty świetlne, a jej obrazy przesycone są wewnętrznym blaskiem wchodzącym w relację z promieniami słońca wnikającymi do środka przez szyby wielkich okien. To niemal mistyczne światło igra na powierzchni, zarówno  wielkich płócien jak i prac o stosunkowo niewielkich rozmiarach.
Na obrazach pojawiają się schody, zwielokrotnione przez te autentyczne, realne, widoczne w renesansowym wnętrzu i zachęcające do wędrówki - i tej pomiędzy salami i piętrami Willi Decjusza i te wewnętrzne, w głąb siebie, we własne myśli, refleksje, marzenia, do których ta wystawa jest doskonalym pretekstem.
Znakomicie współgra najnowsze malarstwo z renesansowym wnętrzem, gdzie jeszcze niedawno wisiały dzieła dawnych mistrzów. Przemyślne ustawienie obrazów sprawia, że wnętrza zdają się być bardziej przestronne, a efekty iluzji pogłębiają się i widz momentami nie wie, czy to co widzi jest prawdziwe czy namalowane. Na wystawie w Willi Decjusza obejrzeć można kilka malarskich cykli, przemyślanych głęboko, kryjących tajemnice, nie zawsze przyjemne, lecz raczej mroczne i ponure, jak te z uwiecznionych miejsc w dawnej Zofiówce w Otwocku; gdzie podczas II wojny światowej miała miejsce eksterminacja osób psychicznie chorych z Zakładu dla Nerwowo i Psychicznie Chorych Żydów oraz przetransportowanych tutaj wcześniej żydowskich pacjentów krakowskiego Szpitala im. Babińskiego.

Pojawiające się w twórczości Beaty Zuba  mroczne wątki nie epatują widza, lecz skłaniają do refleksji i poszukiwania odpowiedzi na pytanie, co to za miejsce namalowane zostało z tak ogromnym pietyzmem, a tak drastyczne tematy i tragedie kryjące fragmenty pozornie zwykłej architektury ujęte zostały z ascetyczną wręcz powściągliwością.

Schody, okna, światło, gęsta materia malarska na powierzchni, którą dostrzegamy dopiero przy zbliżeniu się do obrazów. I te nietypowe miejsca, gdzie wędrując po willi, odkrywamy obrazy współczesne, które zadziwiająco dobrze się tam czują. Willa Decjusza nigdy nie kojarzyła mi się z galerią sztuki, ale de facto poprzez tą ogromną całościową prezentację stała się totalnym muzeum sztuki - historyczne mury, gdzie podziwiać można piękne meble, żyrandole, stiuki, odkryły ciągłość dziejów.


Podobnie jak to się dzieje w szacownych murach wrocławskiego Muzeum Architektury, gdzie w dawnym prezbiterium i nawie kościoła bernardynów pokazywane są dzieła twórców najnowszych, tak też i w świeckiej rezydencji renesansowej w Krakowie współczesne obrazy tworzą nową artystyczną przestrzeń. Cykle "Tam", "W stronę ciszy", "W stronę światła" czy "Szkice z podróży" pozwalają widzowi wejść w tytułowy "Dialog z miejscem".

Wystawa czynna do 25 kwietnia 2018 r.

Foto: Beata Zuba

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Nasze imprezy są flamenco, żyjemy flamenco, śpimy flamenco i jemy flamenco" – wywiad z Tomatito