Malarstwo prof. Jana Szancenbacha i jego uczniów w Pałacu Sztuki

Jan Szancenbach był synem malarki, uczennicy Olgi Boznańskiej. W latach 1940-1942 kształcił się w Szkole Przemysłu Artystycznego, pod kierunkiem takich profesorów jak Ludwik Wojtyczko, Józef Mehoffer i Andrzej Jurkiewicz. Lata 1942-1945 spędził na samokształceniu w kontaktach z kolegami: Tadeuszem Brzozowskim, Andrzejem Cybulskim, Wojciechem Hasem, Bronisławem Pawlikiem. W roku 1945 przyjęty został na drugi rok studiów w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, gdzie studiował w pracowniach profesorów Wojciecha Weissa, Eugeniusza Eibischa, Ludwika Gardowskiego. W 1948 roku uzyskał absolutorium, a w 1952 roku dyplom. Od 1948 roku był asystentem w pracowniach: E. Eibischa i L. Gardowskiego. Był pedagogiem i wychowawcą wielu uznanych artystów, dziekanem Wydziału Malarstwa ASP w Krakowie, prorektorem i rektorem ASP w Krakowie przez dwie kadencje (do 1993 roku). Działał w „Bratniaku”, ZPAP i TPSP w Krakowie. W latach 80. XX. wieku zainicjował rozbudowę Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie (gmach przy ul. Paderewskiego), a gdy w stanie wojennym cofnięto ministerialną dotację, co groziło zatrzymaniem prac budowlanych, zapłacił wykonawcy za budowę następnej kondygnacji swoimi obrazami.
Po odwilży w 1956 roku wyjechał na półroczne stypendium do Paryża, bardzo skromne, pozwalające na zamieszkanie w maleńkim pokoiku, ale umożliwiające przeżycie i zetknięcie się ze sztuką europejską, co zaważyło na jego późniejszych wyborach artystycznych. Przywiązywał ogromną wagę do wyjazdów zagranicznych młodych malarzy. W latach 90. XX. wieku zaczął fundować prywatne stypendia na wyjazdy do Paryża kolorystom, a w testamencie polecił spadkobiercom fundowanie stypendiów z pozostawionych na ten cel funduszy. Polecił również utworzenie w swoim domu muzeum i domu pracy twórczej, gdzie prezentowane powinny być obrazy jego, jego matki i jego żony, utrzymywane z pozostawionych dużych kwot pieniężnych. Zmarł w niespełna trzy miesiące po przejściu na emeryturę, pozostawiając kilkaset obrazów, willę i majątek dużej wartości.
W tym roku mija 20 lat od śmierci Jana Szancenbacha (zm. 15 grudnia 1998 r.). Jako pedagog ten wybitny kolorysta wychował w ciągu 20 lat wielu znakomitych malarzy. Gdyby żył obchodziłby 90. rocznicę urodzin (ur. 8  stycznia 1928 r.). W 2018 roku  minęło 30 lat od ostatniej ekspozycji "Profesor Jan Szancenbach i uczniowie". Z tej okazji w Pałacu Sztuki zorganizowano wystawę o tym samym tytule, na której można oglądać prace prof. Szancenbacha ze zbiorów Zbigniewa Kazimierza Witka, a także wybrane obrazy 45 malarzy - uczniów profesora z pracowni 303 na krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych.


Na wystawie w Pałacu Sztuki pokazywane są prace bardzo różne - zarówno figuratywne jak i abstrakcyjne; malarstwo zarówno tych artystów, którzy wyszli z pracowni prof. Szancenbacha w połowie lat 80., jak i roczniki  kończące edukację na krakowskiej ASP dziesięć lat później.

Mamy tu do oglądania wiele prac, które łączy  specyficzny stosunek do koloru - przefiltrowany przez indywidualne osobowości twórcze, co prawda poruszające się odmiennymi ścieżkami artystycznymi, mającymi swoje własne, ulubione motywy, ale też pokazujące delikatne oddziaływanie prof. Szancenbacha i jego bardzo skuteczne, jak się wydaje, wymagania w stosunku do opanowania warsztatu. Na obrazach pokazywanych w krakowskim Pałacu Sztuki jest kolorowo i ekspresyjnie, są wielkie akty, ale i martwe natury, są kompozycje stanowiące zwielokrotnienie portretowych głów kardynalskich, ale i mroczne pełne subtelnych gradacji kolorystycznych obrazy podejmujące temat postaci ludzkiej w pejzażu, a nawet perfekcyjnie "skomponowane" prace abstrakcyjne.


Wchodząc na wystawę od razu stajemy w obliczu przepięknych martwych natur i pejzaży Jana Szancenbacha. Moim ulubionym  obrazem jest zawieszony wysoko na ścianie widok Morskiego Oka, gdzie zachwycające niczym klejnot w górskiej oprawie zestawienie błękitu i bieli sprawia, że widz przenosi się w baśniowy zakopiański klimat.

Błękit pojawia się też w przejmującym, autobiograficznym cyklu prac Gaby Herman, które w ubiegłym roku można było oglądać w galerii Floriańska 22, a które teraz tworzą szczególną przestrzeń wraz z ułożonymi w galeryjnej sali kamieniami o ludzkich twarzach.



Na wystawie można prześledzić jak różnorodne są malowane przez absolwentów pracowni 303 sprzed lat kobiece wizerunki, jakże odmiennie postrzegane przez malarzy różnych pokoleń - od eleganckich przedstawień na obrazach prof. Szancenbacha poczynając, a na abstrakcyjnych, aluzyjnych formach kończąc. Obok mrocznych, pełnych tajemnic postaci kobiecych na tle kubistycznego pejzażu  w galerii można oglądać lapidarne, popartowsko kolorowe akty.

Innym motywem, którego nie sposób pominąć, oglądając tę wystawę jest pejzaż, tak ulubiony przez kolorystów. Zarówno ten malowany w tłach obrazów prof. Szancenbacha, jak i subtelny, wyrafinowany w pracach Sławomira Karpowicza czy u Anny Karpowicz-Westner.


Jest też wątek  surrealistyczny, który odkryć można w obrazach takich artystek jak Magdalena Nałęcz, która pracuje z wyjątkową dbałością o szczegół, atmosferę miejsca i kolorystyczne zgranie wszystkich elementów.



Oglądając wszystkie te prace zgromadzone na wystawie  nie sposób nie zawrócić uwagi na dominujący w prezentowanym malarstwie zachwyt nad światem, nad krajobrazem, człowiekiem i jego otoczeniem, który wraz z doskonałą umiejętnością warsztatową stworzył przestrzeń piękna, godną miejsca, gdzie ekspozycja jest pokazywana, czyli krakowskiego Pałacu Sztuki.
Warto tę wystawę obejrzeć i to niejednokrotnie. Szkoda jedynie, że  trwa tak krótko, bo aby należycie nacieszyć się tym pięknym malarstwem, nie należy się spieszyć, ale powoli, przystając co chwila, delektować się dziełami, które nieprędko dane nam będzie ponownie obejrzeć, bo takie wystawy nie są niestety zbyt częste. Właściwie ta wystawa jest idealnym miejscem do spędzenia Dnia Wolnej Sztuki, który odbywa się w polskich muzeach od 2011 roku ( 21 kwietnia, w sobotę) i jest doskonałą okazją do przeżywania sztuki, refleksji, a nie tylko do "zaliczania" kolejnych wystaw, które są na topie.

Wystawa czynna do 22 kwietnia 2018 r.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Nasze imprezy są flamenco, żyjemy flamenco, śpimy flamenco i jemy flamenco" – wywiad z Tomatito