"Trzeba być sobą, lubić to co się robi" - wywiad z krakowską artystką Ewą Gołogórską-Kucia
W cyklu wywiad z artystą - Ewa Gołogórska-Kucia
Artystyczne spojrzenie: Jakie były początki Pani twórczej aktywności, czy od „zawsze” wiedziała Pani, że zostanie artystką?
egk: To było
oczywiste, że zostanę artystką. Mogłabym być inżynierem,
lekarzem, artystą… Zostałam artystką. Postanowiłam zdawać na
ASP i zdałam! Moi rodzice nie byli artystami (inżynier,
farmaceutka), ale żyli wśród nich, takich mieli znajomych i
przyjaciół i ja pomiędzy nimi dorastałam, słuchając rozmów,
plotek, opowieści o artystach, o sztuce i życiu w sztuce. Co prawda miałam moment zawahania, czy nie zostać
astronomem - astronautą lub archeologiem. Czasem mi się to miło
przypomina, ale wiem, że dokonałam właściwego wyboru. Akademię Sztuk Pięknych
miałam cały czas „na oku”. Mieszkałam na ulicy Wenecji, gdzie
za zakrętem, na ulicy Humberta była Akademia Sztuk Pięknych.
Bawiąc się na moim przydomowym chodniku w „klasy”,
„państwa-miasta” ciągle widywałam studentów ASP idących na
zajęcia i tak już we wczesnym dzieciństwie postanowiłam, że jak
tylko dorosnę, to też będę chodzić z teczkami pełnymi rysunków
i obrazami pod pachą. Malowanie, rysowanie było dla mnie rzeczą
absolutnie zwykłą, normalną, przyjemnością. Kolekcjonowałam
materiał do tej teczki. A kiedy już tam byłam -
na ASP - to korzystałam w pełni z życia i artystycznie i
towarzysko. Studiowałam na Wydziale
Malarstwa. Rok w pracowni Hanny Rudzkiej-Cybisowej, a potem, do
dyplomu włącznie, u Jonasza Sterna. Dodatkowo przeszłam też przez
pracownie graficzne (te właśnie były na ulicy Humberta). Rok na
„metalu” u Mieczysława Wejmana, a potem kilka lat na
„litografii” u Konrada Srzednickiego i Włodzimierza Kunza. W
tamtych czasach studia na ASP trwały 6 lat.
Artystyczne spojrzenie: Czy Jonasz Stern
wywarł wpływ na Pani twórczość?
egk: Tak! Na moją
postawę artystyczną i może w ogóle życiową. Zawsze powtarzał,
że trzeba być sobą, lubić to co się robi, być do tego
przekonanym, ale i odpowiedzialnym za swoje działania. Oczekiwał od
studentów znalezienia własnych rozwiązań i aby mieli świadomość
ich konsekwencji. Pomógł mi w zrozumieniu tego, że trzeba i można
być wiernym swoim przekonaniom i marzeniom.
Artystyczne spojrzenie: Jakich artystów ceni
Pani najbardziej? Czy ma Pani swoje ulubione dzieła sztuki, które
wciąż robią na Pani wrażenie, czy też te fascynacje się
zmieniają?
egk: Wiele dzieł
mnie interesuje. Zwracają moją uwagę, niektóre zapamiętuję na
zawsze, ciekawią mnie wielokrotnie, ale też zmieniają się całe
obszary moich ciekawości. Czy mam je nazywać? Po co? Wchodzę na
wystawę, do muzeum, pojawiam się w jakimś mieście i oglądam to
co mnie wciąga, fascynuje, poddaję się temu. Co nie oznacza, że
mi się to podoba, ale zadrażnia mój umysł. Czasem prowokuje. Może
to też być literatura, gdzie nie zawsze pociąga mnie opowieść,
treść, fabuła, lecz zadziwia mnie widzenie świata, refleksje,
wątpliwości artysty, jego przeżycia, sposób w jaki to pokazuje i
co przekazuje. Chyba interesuje mnie
jedno i to samo. Świat wokół mnie, nic nadzwyczajnego, fragmenty,
jakieś detale, zwykła codzienność, ale z czasem COŚ się dzieje,
zauważenia się gromadzą, nakładają i tworzą wartość,
która musi się pojawić, zmaterializować. Bawi mnie różne
podejście do tego. Słowo „bawi” używam w znaczeniu
„interesuje”, bo przecież nie bawiłabym się tym, co by mnie
nudziło. Rozważam, próbuję, a przy każdym nowym, następnym
działaniu znowu odkrywam COŚ - co powinnam zbadać, przeżyć i
może zobrazować. Zaczynam od posprzątania
wokół siebie. Stare musi zniknąć, schować się, aby nowe miało
miejsce na pojawienie się. Takie to jest proste! Otaczam się wieloma
przedmiotami. Można by sądzić, że zajmują miejsce w mojej i tak
niewielkiej przestrzeni. Nic bardziej mylnego. Już dawno
uświadomiłam sobie, że przestrzenie znajdują się właśnie w
tych przedmiotach, zwielokrotniają się, mają w sobie różne
światy i tworzą inne. I znowu: co mnie interesuje? Po prostu świat
wokoło.
Artystyczne spojrzenie: Jednym z tematów Pani
prac jest miasto - jakie miasta lubi Pani najbardziej?
egk: Ogromne,
duże, „miejskie”. Kocham miasto, po prostu jestem mieszczuchem.
Kiedy znajduję się poza miastem zaczynam mieć zawroty głowy,
ogarnia mnie lęk przestrzeni, to tak jakbym traciła ściany do
podparcia, a w mieście czuję się bezpiecznie, oddycham pełną
piersią, nawet smogiem. To jest moje środowisko naturalne. Pamiętam
jak w dzieciństwie wracając z cudownych, oczywiście zdrowych,
dwumiesięcznych wakacji na łonie natury stawałam wreszcie na
Dworcu Głównym w Krakowie i czułam jego zapach: parowozy (jeszcze
były) i miasto razem, byłam tam gdzie jest moje miejsce, szczęśliwa
i bezpieczna. MIASTO zapisuję w
obrazach, grafikach, kolażach. Moje prace - moje życie. A LALKI, z którymi
pracuję? Idealne modelki. Cierpliwe. Chyba też mnie lubią.
Artystyczne spojrzenie: Tworzy Pani zarówno
prace malarskie, graficzne, jak i fotomontaże. Które z nich są dla
Pani najtrudniejsze do zrealizowania, a które dają Pani najwięcej
przyjemności podczas pracy?
egk: Korzystam z takich środków przekazu, wyrazu, które dają mi
możliwość oddania moich wrażeń, odczuć, spostrzeżeń. Pozwolą
zapisać to co chcę zapamiętać i doświadczyć. Malarstwo,
grafika, fotografia. Nie mam ulubionego “medium”. To w którym
pracuję w danej chwili jest dla mnie teraz najwłaściwszym, daje mi
największą satysfakcję i przyjemność. Nie kontynuuję jednego
stylu, jednej techniki, ale to dlatego, że zbyt wiele mnie
interesuje. Chcę zdążyć chociaż dotknąć wszystkiego. Jestem
niemal pewna, że gdybym miała więcej czasu, to teraz nauczyłabym
się języka chińskiego, ale nie mam tego czasu i tak to znowu muszę
z czegoś zrezygnować. Ale chociaż mam z czego rezygnować! To też
jest coś warte. Nie ma pustki.
Artystyczne spojrzenie: Najnowsze Pani prace można było niedawno obejrzeć w krakowskiej galerii Floriańska 22, a więc w samym centrum Krakowa; jakie są Pani kolejne plany
wystawiennicze, jeśli to nie tajemnica?
egk: Wystawy robię
w momencie, w którym czuję potrzebę konfrontacji. Ze sobą, ze
swoją sztuką, z widzem. Są lustrem, w którym wszystko widać. Ale
są długie okresy przerw, bo z drugiej strony bardzo przeszkadzają,
przerywają ciągłość myśli. Są podsumowaniem pewnego etapu.
Zakończam go, idę dalej. Kiedy będzie następna wystawa? Nie wiem.
Artystyczne spojrzenie: Czy
mogłaby Pani zdradzić jak wygląda zwykły dzień artysty, kiedy
tworzy? Zaczyna się od kawy,
a potem... od razu do pracowni? Wiele
osób wyobraża sobie, że w Krakowie artysta przesiaduje w kawiarni,
dyskutuje o sztuce, a na wenę czeka spacerując po Rynku... Czy to
wyobrażenie całkowicie mylne, czy jednak ma coś wspólnego z
rzeczywistością?
egk: Kiedyś
myślałam, że byłabym szczęśliwym artystą, gdybym rano wstała,
wypiła kawę w mojej ulubionej, cienkiej filiżance i poszła dumać
do pracowni, może wcześniej przechodząc Plantami, gdzie na pewno
spotkałabym innych porannych artystów. Tak nigdy nie było i być
nie może. Ale pewnego razu zrozumiałam, że to byłby ktoś inny i
pewnie robiłby coś innego. Zdecydowałam: nie zamieniam ani nie
zmieniam swojego życia.
Artystyczne spojrzenie: Bardzo dziękuję, że zechciała Pani odpowiedzieć na moje pytania.
Rozmawiała: Ewa Mecner
Autorka zdjęcia Ewy Gołogórskiej-Kucia: Agnieszka Kucia.
W tle - wystawa prac Agnieszki Kuci
Komentarze
Prześlij komentarz