Lubomir Tomaszewski w Polsce jest znany głównie jako designer, twórca porcelanowych figurek i dwóch przepięknych serwisów do kawy Ina i Dorota, które były wielokrotnie nagradzane, a po latach wciąż budzą zachwyt nowoczesnymi kształtami, wspaniałymi kolorami i prawdziwie rzeźbiarskim wdziękiem. Kiedy w 1966 r. polsko-amerykański artysta, po 9 latach projektowania dla warszawskiego Instytutu Wzornictwa Przemysłowego, gdzie współpracował z takimi projektantami jak Henryk Jędrasiak, Mieczysław Naruszewicz czy Hanna Orthwein, w poszukiwaniu sławy i wolności pojechał do Nowego Jorku, był już twórcą jednoznacznie kojarzonym z  doskonałym polskim designem.
W 1962 r. zdobył złoty medal na I Międzynarodowych Targach Form Przemysłowych w Paryżu, pokazując swój serwis do kawy Dorota, który po latach stanie się ozdobą kolekcji Victoria&Albert Museum w Londynie. Jego pracami zachwyciła się w latach 60. Aileen O. Vanderbilt, prezes Rady Amerykańskiej Sztuki i  Rzemiosła, z którą „otworzyła” mu drogę do wyjazdu Nowego Jorku.
Kariera artysty, coraz bardziej zafascynowanego formami rzeźbiarskimi (ukończył wydział rzeźby na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, choć studiował również architekturę na choć  Politechnice Warszawskiej), które doskonalił łącząc umiejętności typowo inżynierskie, wynalazki technologiczne z  elementami wziętymi wprost z natury – kamieniami, skałami, kawałkami drewna, które w  specjalny sposób impregnował i utrwalał  i wprowadzał do swych początkowo kameralnych, a z czasem coraz bardziej monumentalnych obiektów, rozwijała się coraz szybciej.
Powstawały  symboliczne, wielowymiarowe, intrygujące rzeźby animalistyczne („Przed łowami”, „Orzeł” z lat 90.), dynamiczne postacie tancerek, pogrążonych w swoim świecie skrzypków własnym  oraz rozpędzonych  jeźdźców („Łowca” z 2005 r., „Jeździec”). Technicznie wirtuozerskie przedstawienia figuralne z czasem coraz częściej wzbogacał „tłem” – gwałtownym, ekspresyjnym,  nasyconym pierwiastkami tragicznymi, które swoje źródła mają w czasach II wojny światowej („Samotny skrzypek”, „W obozie”, „Smutek”).
 W ciągu ponad pół wieku twórczej aktywności Lubomira Tomaszewskiego stałym elementem jego prac stała się postać kobieca. Smukłe damy o pięknych twarzach pojawiały się w licznych scenach tanecznych i muzycznych („Na scenie” z 2009 r., „Zawirowana w tańcu” z 2015 r.).  Artysta jest zafascynowany muzyką i jako częsty bywalec nowojorskiej Metropolitan Opera w kameralnych kompozycjach rzeźbiarskich („Tęczowy taniec” z 2000 r., „Na scenie” z 2009 r. „Zawirowana w tańcu” z 2015 r.), ale i w malarstwie utrwalał swoje wrażenia i emocje.  Na obrazach opracowaną autorską techniką ognia i dymu uwiecznia ekspresyjne sceny, w których postacie wyłaniają się z abstrakcyjnego tła i wyglądają jakby chciały wyrwać się na wolność, ulecieć jak w pracy „Wesoła wdówka”. W wielu pracach wątki tragiczne przeplatają się z pragnieniem radości życia; doświadczenia smutku, żałoby, straty, współistnieją z podziwem artysty dla piękna natury, urody człowieka i jego duchowości.
Po latach dzieła rzeźbiarskie zaludniły ogród  niesamowitej posiadłości ogród  Lubomira Tomaszewskiego  znajdującej się na granicy stanu Nowy Jork i Connecticut – w miejscu skalistym, lesistym, tak bliskim naturze, gdzie skrzynki pocztowej pilnować zaczął monumentalny bizon, zaś między drzewami i na polanach pojawiać zaczęły się niemal 3-metrowe  rzeźby tancerzy czy wirtuozów jak Paganini. Jego amerykańska pracownia zaczęła tak jak w Polsce przypominać kuźnię mitologicznego Hefajstosa.
Lubomir Tomaszewski bardzo szybko zainteresował marszandów, a zwłaszcza pochodzącą ze Szwajcarii  kolekcjonerkę Margot Rosenmund Calles, dziś mieszkającą w stanie Pensylwania, która po latach w swoich zbiorach posiada jedną z najciekawszych kolejce w Stanach Zjednoczonych, w tym niesamowite rzeźby z lat 70. z cyklu Holokaust Monument.  W 2014 roku pani Rosenmund złożyła propozycję sprzedaży pięciu prac Lubomira Tomaszewskiego ze swoich zbiorów  do Fundacji za kwotę jednego miliona dolarów amerykańskich lub trzech konkretnych prac – "The Last Walk", "The Couple" i "The Prisoner" za kwotę 600 tysięcy dolarów. Lubomir Tomaszewski miał  szczęśliwą rękę do kolekcjonerów. Pięć rzeźb zakupił  Rockeffeler.
Jednak, co ciekawe, za granicą o jego designerskiej sławie mało kto wiedział. W Stanach Zjednoczonych kojarzony był z pracami rzeźbiarskimi i unikatowym malarstwem.
W 1994 roku, jako artysta, ale też teoretyk sztuki (z dwójką przyjaciół artystów), założył międzynarodową grupę Emocjonaliści, w której skupił  grono rzeźbiarzy, malarzy, fotografików i muzyków. Emocje są zdaniem Lubomira Tomaszewskiego najistotniejsze w procesie twórczym, o czym można się przekonać oglądając jego prace na wystawie prezentowanej obecnie w gotyckich piwnicach  Międzynarodowego Centrum Kultury w Krakowie. W ceglano-kamiennych średniowiecznych murach  ekspresyjne rzeźby w towarzystwie obrazów wykonanych techniką ognia i dymu wyglądają po prostu doskonale. W przestrzeni łączącej dwie z trzech sal wystawienniczych możemy podziwiać porcelanowe figurki i słynny czerwony serwis Dorota. W 2000 r., po wielu latach przerwy, ponownie zaczęto produkować te porcelanowe dzieła sztuki, korzystając ze starych, oryginalnych form z lat 60., w Ćmielowie – miejscu, gdzie obecnie, w dawnej fabryce porcelany Świt, stworzono stałą ekspozycję prac Lubomira Tomaszewskiego. W chwili obecnej na ponad 350 m2 można podziwiać ponad kilkadziesiąt prac.
Warto wybrać się na krakowską wystawę, przyjrzeć się niezwykłym obrazom, rzeźbom i porcelanowym figurkom, które działają na widza przede wszystkim formą, gdyż pokazywane są bez dekoracji. Te prace budzą nie tylko zachwyt, ale i zdumienie. Można długo przyglądać się im z bliska, zadając sobie pytania w jakich okolicznościach i w jaki sposób powstały, jak to możliwe, że stoją, a także jak fantastyczną trzeba mieć wyobraźnię by połączyć drewno, znalezione w lesie kawałki obumarłych drzew, i elementy z brązu, które sprawiają wrażenie wrośniętych w drewniany czy skalny „stelaż” albo szklane kobiece twarze wtopione w drewno, dające efekt symbiozy.
Ekspozycja czynna będzie do 10 października 2017 r.
Foto: Art & Design Lubomir Tomaszewski Foundation

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Nasze imprezy są flamenco, żyjemy flamenco, śpimy flamenco i jemy flamenco" – wywiad z Tomatito