"Inspiracją dla mnie od wielu lat są krajobrazy Beskidu Niskiego" - wywiad z krakowskim artystą Konradem Hamada
W cyklu Wywiad z artystą - Konrad Hamada
Artystyczne spojrzenie: Na kwietniowej
wystawie w galerii Floriańska
22 będzie można obejrzeć
Pana prace malarskie. Czy może Pan w kilku słowach opisać miejsca,
które są tam przedstawione?
Konrad Hamada: W ostatnich latach mojej twórczości
staram się skupić głównie na czystym pejzażu, pozbawionym znaków
działania ludzkiej ręki. Inspiracją dla mnie od wielu lat są
krajobrazy Beskidu Niskiego, a konkretnie obszar Magurskiego Parku
Narodowego. Znam te rejony jeszcze z dzieciństwa, zanim park
narodowy został tam utworzony. To jeden z nielicznych zakątków w
Polsce o tak czystym i dzikim krajobrazie, przewyższający swoją
dzikością nawet Bieszczady. Tam również uczyłem się malować z
natury krajobrazy w technice olejnej w połowie lat 90-tych.
Zdecydowana większość prac, które obecnie prezentuję w galerii
Floriańska 22 przedstawia tamte okolice. Dzikie łąki, rozlewiska,
mroczne wnętrza lasów to właśnie kwintesencja Beskidu
Niskiego. Dla mnie w malarstwie najważniejszy jest nastrój i temu podporządkowane jest wszystko,
a tamtejsze krajobrazy stwarzają doskonały pretekst, żeby
je w ten właśnie sposób interpretować na płótnie.
Artystyczne spojrzenie: Czy w swoich
obrazach nawiązuje Pan do bogatej tradycji krakowskich pejzażystów,
czy też odwołuje się Pan do twórczości innych malarzy
uwieczniających na swoich płótnach krajobrazy?
Konrad Hamada: Kiedy mówimy o krakowskich
pejzażystach, warto się zastanowić które pokolenie krakowskich
pejzażystów mamy na myśli. Nie ukrywam, że zawsze fascynowało mnie
malarstwo młodopolskie i osobiście odwołałbym się tutaj do
tradycji malarstwa z tamtego okresu. Myślę akurat o dwóch
nazwiskach malarzy, którzy choć nie urodzili się w Krakowie, to na
terenie Krakowa przez pewien czas działali i pełnili funkcje na
krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Julian Fałat i Jan
Stanisławski. Ich twórczość zawsze była mi bliska i inspirowała
mnie do pracy. Jednak w okresie kiedy zająłem się malowaniem
krajobrazów, największy wpływ miało na mnie malarstwo Szkoły
Barbizońskiej, a później jeden z czołowych realistów rosyjskich
Iwan Szyszkin, co łatwo można dojrzeć na moich obrazach.
Artystyczne spojrzenie: Motywem
pojawiającym się w Pana twórczości jest architektura.
Jakie zabytki w Krakowie uważa Pan za najpiękniejsze? Jak wybiera
Pan obiekty do malowania, np. skąd temat klasztoru norbertanek albo
klasztoru paulinów na Skałce?
Konrad Hamada: Pomimo, że moim wykształceniem
wiodącym jest architektura, nie będę ukrywał, że nie przepadam
za malowaniem pejzażu miejskiego. Architektura pojawiająca się na
moich płótnach zwykle utopiona jest w zieleni lub też znajduje się
w otoczeniu wody, stąd też właśnie wybór takich tematów jak
klasztor norbertanek, klasztor paulinów na Skałce czy opactwo w
Tyńcu. Uwielbiam architekturę sakralną, bowiem bez względu na
epokę w jakiej powstawała, uważam ją za najbardziej malowniczą,
stąd też na moich obrazach często przewija się motyw
połemkowskich cerkwi czy katolickich klasztorów. Co do ulubionych
zabytków w Krakowie, chciałbym pozostać oryginalny, ale nie uda mi
się... Zdecydowanie Zamek Królewski na Wawelu.
Artystyczne spojrzenie: Uprawia Pan
zarówno malarstwo olejne jak i akwarelowe, która technika jest Panu
bliższa?
Konrad Hamada: Od ponad dekady zdecydowanie skupiam
się na technice olejnej i ona jest mi najbliższa. Nie da się ukryć, że jednym z
czynników decydujących jest tutaj również format, a technika
olejna pozwala tu na szersze spektrum możliwości. Ja lubię po
prostu malować większe formaty, bardzo rzadko sięgam zatem po
akwarelę. W swoim blisko dwudziestoletnim dorobku twórczym tylko
jedną wystawę poświęciłem wyłącznie malarstwu akwarelowemu. To
była wystawa „Barwy lasu” w 2003 roku w Krakowie. Był to cykl dwudziestu monochromatycznych prac. Obecnie częściej wykonuję
czarno białe rysunki, głównie o charakterze satyrycznym, niż sięgam
po akwarelę, co nie znaczy, że za nią nie tęsknię.
Artystyczne spojrzenie: Czy Pana
pejzaże powstają wyłącznie w plenerze, czy też kończy je Pan w
pracowni?
Konrad Hamada: W czasie kiedy zaczynałem zajmować
się malarstwem sztalugowym, malowałem wyłącznie w plenerze. Nie
wierzę, że można nauczyć się rysować czy malować pejzaż,
postać czy martwą naturę, patrząc jedynie na dwuwymiarowe zdjęcie.
Z czasem jednak człowiek nabiera pewnych nawyków i nie myślę tu
tylko o nawykach warsztatowych, czy też o tym, że potrafi się
namalować pewne rzeczy już z pamięci. Po prostu człowiek też się
rozleniwia. Być może wielu skrytykowałoby mnie za to co powiem,
ale dziś nie chce mi się już jeździć w teren, walczyć ze zmieniającym się
światłem, kaprysami pogody i ewentualną publicznością za
plecami. To strata czasu i rzadko sobie na to pozwalam. Większość
malarzy, śmiem twierdzić, woli pracę pod dachem niż pod chmurką i
ja nie ukrywam, że również się do nich zaliczam. Maluję wyłącznie
inspirując się własnymi fotografiami i dzięki temu mogę bardziej
dopracowywać duże formaty, niż miało to kiedyś miejsce w
plenerze, gdzie namalowanie płótna o długości 1,5 metra przy
wietrznej pogodzie jest praktycznie niewykonalne. Moi idole sprzed
stu lat - Chełmoński, Fałat, bracia Gierymscy i inni - również
posiłkowali się niejednokrotnie fotografią, co jest udowodnione.
Śmiem twierdzić, że to żadna ujma, a potrafi
zaoszczędzić sporo czasu i nerwów, które traci się malując pod
gołym niebem. Dziś na pracę w plenerze pozwalam sobie głównie na
wyjazdowych plenerach malarskich, bowiem wychodzę z założenia, że
jeśli jadę na plener, maluję w plenerze. Kiedy jestem natomiast w
Krakowie, pozostaje pracownia.
Artystyczne spojrzenie: Czy maluje Pan
przy muzyce, czy też potrzebuje Pan przy malowaniu ciszy, skupienia,
samotności?
Konrad Hamada: Nienawidzę zarówno ciszy jak i
samotności. Muzyka zawsze odgrywała w moim życiu ogromną rolę.
Maluję więc zawsze przy muzyce, kiedy jest to tylko możliwe, czyli
mam tutaj na myśli malowanie w pracowni. Plener, o czym również
już wcześniej wspomniałem, jak wiadomo rządzi się innymi
prawami, ale tutaj cisza mi nie przeszkadza, ponieważ przyroda sama
dostarcza mi szerokiego spektrum dźwięków.
Artystyczne spojrzenie:Jak długo
maluje Pan jeden obraz?
Konrad Hamada: James McNeill Whistler odpowiedziałby
z pewnością: całe życie. Ja powiem to samo. Na to doświadczenie pracuje się całe
życie. Gdybym chciał to przeliczać na godziny pracy, malowałbym
ściany i układał gres, co zresztą też potrafię.
Artystyczne spojrzenie: Zajmuje się
Pan również filmem. Czy może Pan opowiedzieć o swoich projektach
w tej dziedzinie?
Konrad Hamada: O reżyserii zacząłem myśleć luźno
jako uczeń ósmej klasy szkoły podstawowej, ale na poważnie zacząłem traktować
to zagadnienie, dopiero kiedy obejrzałem na piątym roku studiów
film Larsa Von Triera „Tańcząc w ciemnościach” z 2000 roku.
Wówczas zrozumiałem jak wielką moc ma kino, żeby przenieść
odbiorcę w stan ducha bohatera. Zacząłem kupować książki o tym
jak tworzyć scenariusze, o reżyserii filmowej, pracy z aktorem, czy o tym jak działa kolor
w filmie na percepcję widza. Napisałem swój pierwszy scenariusz.
Był oczywiście beznadziejny, przegadany i z mnóstwem didaskaliów
napisanych w taki sposób, w jaki pisze się prozę. To typowe błędy
początkujących scenarzystów. Kolejne scenariusze również były
kiepskie. Dopiero po czterech latach pisania zaczęło się coś z
tego wykrawać. W tamtym okresie podjąłem zaocznie kształcenie w
prywatnej szkole filmowej. Napisałem wtedy scenariusz kameralnej,
10-minutowej etiudy, która zupełnie nie była związana z
działaniami szkolnymi. To była moja własna inicjatywa i kolegów,
którzy pomogli bardzo przy realizacji filmu, a jedną z głównych
ról zgodziła się przyjąć ode mnie Anna Dymna. Było to dla mnie
wspaniałym doświadczeniem móc pracować z aktorką tego formatu
przy niezależnej, niskobudżetowej krótkometrażówce. Ośmielony
tymi działaniami napisałem natychmiast scenariusz
średniometrażowego dramatu psychologicznego pt. „Czwarty grzech”. To była już
trochę większa produkcja, niemal godzina czasu ekranowego, ale
podobnie jak poprzedni film finansowana z własnej sakiewki i
realizowana przy pomocy grupy filmowej, którą wówczas z kolegami
tworzyliśmy. Poza tym, że byłem głównym twórcą filmu jako jego
scenarzysta i reżyser, podjąłem się również funkcji producenta
i scenografa. Zdjęcia rozpoczęły się w styczniu 2011 roku. Ekipa
filmowa składała się z kilkunastu osób, nie licząc aktorów.
Główną rolę grał Marcin Kalisz, wówczas aktor Teatru Starego w
Krakowie. Miałem przyjemność pracować tu również z takimi
indywidualnościami jak Krzysztof Globisz i Dorota Segda. Przyznaję,
że onieśmielali mnie jak na tamten czas. Dziś patrzę już na
pracę z aktorami inaczej, mimo że od dawna nie stałem za kamerą i
bardzo mi tego brakuje. Tak czy inaczej „Czwarty grzech”
nazbierał trochę nagród na festiwalach kina niezależnego, w tym
dwa razy zdobył pierwsze miejsce. Jestem bardzo wdzięczny osobom,
które wtedy realizowały ze mną tę produkcję. Nie należy
zapominać, że film to praca zbiorowa, a nie dzieło jednego
człowieka jak to ma miejsce najczęściej w przypadku malarstwa,
choć jak wiemy i w malarstwie nie zawsze tak jest. To co dla mnie w kinie jest i było
zawsze najważniejsze to bohater, jego historia i to co ma do przekazania widzowi.
Konflikty wewnętrzne i zewnętrzne bohatera, i to w jaki sposób są
one przedstawione, decydują o stopniu identyfikacji widza z
bohaterem. Tak uważam. Tematem na udany film może być wszystko,
liczy się to w jaki sposób to przedstawimy, żeby było interesujące
i co ważniejsze wiarygodne dla widzów. Dzisiejsze kino niestety
często bardziej stawia na efekty, a psychologia postaci jest sprawą
drugorzędną. Lubię też ciekawe zdjęcia, nawet bardzo, a jako
malarz dbam o kolor w poszczególnych scenach i estetykę kadru, ale to bohater jest
zawsze u mnie na pierwszy miejscu.
Artystyczne spojrzenie: Amatorsko
uprawia Pan kickboxing i kulturystykę, czy to pomaga w utrzymaniu
kondycji? Dlaczego tematyka sportowa nie występuje w Pana twórczości
malarskiej? Czy nie jest dla Pana zbyt interesująca?
Konrad Hamada: Powiem tak: sport to sport, a dziedziny
artystyczne to coś zupełnie innego. Nie widzę sensu łączenia
tych dwóch rzeczy ze sobą w postaci przelewania na płótno, bo to
są kompletnie inne światy. Można podnosić ciężary i zajmować
się zawodowo malarstwem sztalugowym. To się moim zdaniem nie
wyklucza, ale robić to trzeba na zasadzie: jedno jest zawodem, drugie pasją po godzinach pracy. Dzisiaj jednak
chciałbym się skupić na rozmowie o dziedzinach artystycznych, nie
o sportach siłowych, bo obawiam się, że moglibyśmy tutaj
niepotrzebnie odejść za daleko od wiodącego tematu tego wywiadu.
Artystyczne spojrzenie: Jakie są Pana
plany artystyczne na najbliższą przyszłość?
Konrad Hamada: Jeżeli myślę o najbliższej
przyszłości, to myślę powiedzmy dwa, trzy lata do przodu. W przyszłym roku czeka mnie duża
wystawa malarstwa z okazji jubileuszu 20-lecia twórczości w
Krakowie. Ostatnio skupiam się na poprawieniu warsztatu w dziedzinie
malowania portretów, ponieważ jest to też tematyka, którą się
zajmuję i która mnie bardzo interesuje. Pracuję również obecnie
nad dwoma scenariuszami filmowymi.
Artystyczne spojrzenie: Dziękuję, że zechciał Pan odpowiedzieć na moje pytania.
Konrad Hamada: Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Ewa Mecner
Foto: z archiwum artysty
Komentarze
Prześlij komentarz