Rozpakowanie polsko-białoruskiej historii






"Un-packing" to sztuka białoruskiego dramaturga Mikity Iłynczyka  zainspirowana książką Anety  Prymaki-Oniszk "Kamienie musiały polecieć. Wymazywana przeszłość Podlasia". Wieloznaczną, pełną podtekstów, mrocznych  odniesień  do autentycznych historii Podlasia political fiction, wyreżyserowała  Katarzyna Kalwat bardzo subtelnie prowadząc aktorów i tych z zespołu Wrocławskiego Teatru Współczesnego i tych warszawskich (spektakl powstał w koprodukcji z Teatrem Dramatycznym imienia Gustawa Holoubka w Warszawie). 

Tytułowe rozpakowywanie rozgrywa się w "tiktokowym domku" posłanki Joanny Jachimczuk  (Ewelina Paszke-Lowitzsch), która nagrywa tu spot wyborczy z uchodźcami w tle; choć powinni być w roli głównej, to jednak sprowadzeni są przez nieco nieogarniętą polityczkę do roli milczących obserwatorów, którzy przez długi czas po prostu siedzą i czekają. Scena zastawiona jest kartonami. Nawet łóżko jest wykonane z kartonów, a uchodźcy są niczym przedmioty porzucone z boku - siedzą i patrzą zdumieni, że poza wściekłym na sytuację synem polityczki Janem Marią (właściwie Jeanem Marie, po Sorbonie, w tej roli świetny Dominik Smaruj, po raz kolejny, jak w "Młodym mężczyźnie", tworzący z Eweliną Paszke-Lowitzsch pasywno-agresywną parę, która przez cały spektakl sprzecza się, ale i niezależnie od sytuacji darzy się miłością), nikt nie ma pomysłu co z nimi zrobić.

W domu posłanki kręcony jest spot wyborczy, wywiad przeprowadza ambitna dziennikarka Marta Wyklęcka (Marta Ojrzyńska), gospodyni programu "Nasz dom, wasz dom", a za kamerą tkwi Operator (Robert Majewski). Akcja toczy się zatem  w mediach i realu. Jest fikcyjna rzeczywistość kreowana fałszywie przez posłankę, która stara się pokazać z jak najlepszej strony, ale i rzeczywistość zawalonego pudłami domu, gdzie równocześnie w przerwach Joanna kręci komórką reklamy z dochodowymi obiadkami w pudełkach. 

Pierwszym uchodźcą jaki pojawia się na scenie jest  notujący coś uparcie i deklamujący po  białorusku Autor (Kirył Masheka). Potem pojawia się para muzyczno-dziennikarska, sprowadzona przez posłankę na wywiad (grający na ludowych cymbałach białoruskich Tomasz Taranta w niezwykłym stroju przypominającym najnowsze outfity Stromae'a belgijskiego rapera czerpiącego z flamandzkiego folkloru oraz odziana w zakrwawioną białą suknię blondwłosa Magdalena Taranta, dziennikarka prosto z więzienia). 

Pojawiają się absurdalne hasła wyborcze i dziwaczne propozycje polityczki, która w tym chaosie zupełnie traci głowę ("Wszyscy jesteśmy uchodźcami", mówi, rzucając hasła typu "Karta uchodźcy, zamiast dowodu osobistego"). Na scenie widzimy to co od czasu do czasu pojawia się i współcześnie, gdy politycy wszystkich partii kłócą się i próbują zyskać przewagę w tak zagmatwany sposób, że w końcu nikt już nic nie rozumie. 

Tymczasem w spektaklu pojawia się Wujek Mietek, domorosły historyk, prowincjonalny muzealnik, rekonstruktor minionych wydarzeń, dla którego powojenna  dwudziestowieczna rzeź na Podlasiu jest jakąś marginalną opowieścią, podczas gdy posłanka, której media w trakcie kampanii wyborczej wyciągnęły upiornego dziadka, uczestniczącego w owej rzezi, zszokowana uświadamia sobie, że nieźle się wpakowała. Dość niemrawo próbuje ratować sytuację, ale jest coraz gorzej. Jan Maria wystylizowany jest w spektaklu trochę na prezydenta Francji Macrona (jego ambicje polityczne zawiodą go ostatecznie do Moskwy), pozornie podporządkowanego matce i wygłaszającego puste slogany słabeusza. 

Czy ten węzeł gordyjski da się przeciąć, gdy próby jego rozwiązania zawodzą? To rozpakowywanie historii jest bolesne, nieudolne, choć w gruncie rzeczy komiczne ("Twój kutas jest twoim wrogiem", stwierdza gorzko Autor, a posłanka zagalopowuje się, mówiąc, że "Czechow jest terrorystą"). I zdawałoby się nie ma żadnej możliwości porozumienia - wszyscy skazani są na klęskę. Polityczka okazuje się naiwną, nieżyciową i pozbawioną wyobraźni starzejącą się kobietą, która w końcu zmęczona i przegrana oddaje władzę synowi. Polityką trzeba umieć się zajmować, zdaje się być przekonany Jan Maria. A on to potrafi. A jak nie, to się nauczy, myślimy patrząc na rodzącego się w nim nacjonalistę.

Ten spektakl tworzą duety i to duety mistrzowskie. Magdalena Taranta i Tomasz Taranta grąją w spektaklu role uchodźców, ale i siebie samych (prawdziwe historie rodzinne aktorów dają nam dodatkowe pole do refleksji). 

Duetem o niezwykłej skali intymności jest relacja Jana Marii i Autora, którzy ścierają się w szermierce słownej o różnej skali natężenia (scena z udowadnianiem przez zacietrzewionego Autora dominacji bardziej wyrafinowanego języka białoruskiego nad prostszym językiem polskim na przykładzie słowa SMUTEK jest dosłownie powalająca) i łączy ich dopiero wirtualny czat, który rozgrywa się równocześnie z absurdalnym groteskowym monologiem Wujka Mietka. Aktor Mariusz Drężek na granicy przeszarżowania, z ogromną dezynwolturą, ale i z  celowo "użytą" pewną dozą nieświadomości własnej śmieszności, gra pewnego siebie prowincjonalnego chłopka-roztropka. 

Nad  rozjuszonym Wujkiem Mietkiem dyskutującym z Joanną,wyświetlana jest  scena rozgrywająca się z tyłu, za pudłami. Ta  niebywale intymno-voyerystyczna scena to właściwie spotkanie Autora i Jana Marii na płaszczyźnie uczuciowej. Obaj obserwują żołnierzy na czacie, a potem obnażają swoje emocje, do tego stopnia że Jan Maria, który wcześniej zdawał się nienawidzić Autora jako wroga, uchodźcy, obcego,  nagle z ufnością opiera  głowę  na jego kolanach i zamyka oczy, a Autor kładzie na nim rękę, podkładając pod palce skrawek płaszcza, aby broń Boże go bezpośrednio nie dotknąć, ani aby on sobie czegoś nie pomyślał... Ta scena ma niesamowitą wymowę, zwłaszcza że obaj w tej pozie tworzą (być może nieświadomie) znany motyw ikonograficzny popularny w  sztuce sakralnej (Pieta). Spokój przynosi dopiero brak walki i uświadomienie sobie, że w pewnych sytuacjach, w pewnych sferach są podobni, choć głośno tego nie przyznają...

W "Un-packing" rozpakowywane są nie tylko stłumione emocje i pragnienia, ale i marzenia o karierze. Fantastycznie zagrała dziennikarkę prowadzącą wywiad z polityczką, warszawska aktorka Marta Ojrzyńska. Postać ta po skandalu ze spotem Joanny Jachimczuk, zostaje internetową seksworkerką rozbierającą się za pieniądze oglądających ją internautów. Na rozkaz jednego z płacących wpycha sobie do ust garść frytek, bełkocząc fragmenty zapowiedzi z dziennikarskich czasów, które przenikają jej nowe "upadłe" życie. Ta tragikomiczna scena jest jak się wydaje symbolem złamanej kariery, na jaką wielu młodych utalentowanych ludzi liczy, mając nadzieję na sukces, jeśli tylko zrobią wszystko i odpowiednio się nagną... W spektaklu Katarzyny Kalwat jest wiele takich historii pokazanych dosłownie przez mgnienie oka. Wiele jest tu złamanych losów (nieszczęsny, choć komiczny w swojej goryczy Operator, który jest absolwentem  filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim, a zamiast pracować naukowo obsługuje psującą się ciągle kamerę marki Unitra: pragnąca dostać się do Europarlamentu polityczka z Podlasia, której dawno nieżyjący morderczy dziadek łamie karierę, a syn, który ma zgoła odmienne poglądy polityczne, nieoczekiwanie odnosi sukces).

W spektaklu jest kilka warstw, pod którymi znaleźć można to co zapomniane, paskudne, wstydliwe, mało eleganckie. Jak się okazuje po rozpakowaniu wiele osób okazuje się być niczym w tytule słynnego filmu Ettore Scoli "Odrażającymi, brudnymi, złymi".  Spektakl jest długi i naładowany emocjami, historiami, refleksjami, a w dodatku zagrany po prostu bardzo mocno i bez stawiania  łatwych odpowiedzi na sytuacje, które naprawdę się wydarzyły.  

Wrocławscy i warszawscy aktorzy zgrali się tu tworząc niby fikcyjną, a jednak podejrzanie prawdziwą, rzeczywistość, odpakowując lęki, złości, zaszłości i to wszystko na co każdy z bohaterów "Un-packing" ma inne poglądy. Warto też wspomnieć o muzyce Wojciecha Błażejczyka, na swój sposób jakoś kojącej i melancholijnej oraz intrygujące kostiumy autorstwa Tashy Katsuby (zwłaszcza suknia Magdaleny Taranty i ciemnozielona pelerynka Tomasza Taranty). 

Rozpakowywanie polsko - białoruskiej historii wciąż trwa i trwać będzie jeszcze długo i boleśnie. Polecam obejrzenie tego spektaklu wszystkim - i tym zacietrzewionym politycznie i tym, którzy lubią pooglądać dobrą współczesną sztukę poruszającą tematy bliskie nam wszystkim.


Realizatorzy

Koprodukcja z Teatrem Dramatycznym im. Gustawa Holoubka w Warszawie
reżyseria  Katarzyna Kalwat
dramaturgia Mikita Iłynczyk
przestrzeń  Zbigniew Libera
kostiumy Tasha Katsuba
językowe opracowanie tekstu Roman Pawłowski
światło Janusz Kaźmierski
dźwięk Piotr Postemski
video Marek Hajduk 
inspicjentka / asystentka reżyserki Justyna Bartman-Jaskuła
Spektakl zawiera scenę, która jest adaptacją fragmentu książki Anety Prymaki-Oniszk pt. Kamienie musiały polecieć. Wymazywana przeszłość Podlasia. 

Obsada

Wujek Mieczysław Mariusz Drężek (gościnnie), TDW
Operator Oskar Robert Majewski (gościnnie), TDW
Marta Wyklęcka Marta Ojrzyńska (gościnnie), TDW
Joanna Jachimczuk Ewelina Paszke-Lowitzsch
Jan Maria Dominik Smaruj
Migrantka Walia Magdalena Taranta
Migrant Denis Tomasz Taranta
Prapremiera odbyła się 14 czerwca we Wrocławskim Teatrze Współczesnym
Foto: Filip Wierzbicki

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Lekarz was zeżre na kolację, czyli o "Złej dziewczynce"

Wszyscy jesteśmy barbarzyńcami?

"Nabucco" - o żądzy władzy, miłości i nienawiści