Barwny świat Fridy w Operze Wrocławskiej
To dość karkołomny zdawałoby się pomysł, aby bohaterką spektaklu baletowego uczynić kontrowersyjną artystkę, w dodatku unieruchomioną przez chorobę i niepełnosprawność. Jednak w Operze Wrocławskiej ten barwny, ekscytujący, kipiący od radości życia i bogatej symboliki portret meksykańskiej malarki Fridy Kahlo udał się doskonale. Wspaniały wieloznaczny migotliwy wielopostaciowy świat Meksykanki, której życie pełne bólu fizycznego i cierpienia, na przekór okolicznościom udało się odtworzyć w formie nowoczesnego baletu to wielki sukces zespołu baletowego pod kierunkiem Małgorzaty Dzierżon z choreografią belgijskiej tancerki pochodzenia kolumbijskiego Annabelle Lopez Ochoa i muzyką Petera Salema oraz zachwycającymi kostiumami i scenografią autorstwa Dieuweke van Reij.
Taneczna wersja życia, miłości i podróży z Meksyku do Nowego Jorku to dwuaktowa opowieść o artystce, która malowała, uwodziła i flirtowała, stając się w XX wieku prawdziwą ikoną sztuki. Jej obrazy, w większości autoportrety, nawiązywały do folkloru i uchodzą obecnie za prace należące do realizmu magicznego, tego samego nurtu, który w literaturze reprezentował Gabriel Garcia Marquez, kolumbijski pisarz, noblista, twórca "Stu lat samotności".
Projektantka kostiumów i scenografii do FRIDY wykazała się znakomitym wyczuciem koloru i formy (falbaniaste spódnice tancerzy będących męską wersją Fridy, ale i wielkie kwiaty unoszące się nad tancerzami), tworząc także niezwykłe kostiumy tańczących Szkieletów, które wyglądają jak postacie z meksykańskiego Święta Zmarłych, Dia de Muertos, czuwających przy Fridzie od początku spektaklu, czyli od momentu gdy zdrowa, piękna, młoda dziewczyna żyje pełnią życia i związana z Alejandrem ma przed sobą wspaniałą przyszłość... Grająca Fridę Phoebe Anderssen jest delikatna, drobna i ma w sobie mnóstwo uroku, ale tworzy postać, która ma także mocny charakter. Gdy spotyka Diega Riverę to ona robi pierwszy krok, mimo że Diego ma opinię kobieciarza, komunisty, a fizycznie jest właściwie odstręczający. Łukasz Ożga wcielił się w tę kontrowersyjną postać meksykańskiego malarza i tańczył "pogrubiony", w taki sposób jak tańczyłby ktoś o gabarytach prawdziwego Rivery. To niełatwa rola, a Łukasz Ożga poradził sobie z nią doskonale. Frida w wykonaniu debiutującej na scenie Opery Wrocławskiej Australijki Phoebe Anderssen to finezyjnie wykreowana postać, która jest zarówno krucha fizycznie i momentami dręczona bólem, jak i silna duchem, pełna pasji i namiętności.
W wykonaniu Phoebe Anderssen scena porodu martwego dziecka jest tyleż symboliczna, co wstrząsająca - za pomocą czerwonych sznurków, które oplatają jej ciało, jej cierpienie staje się niemal namacalne. Tancerze w czarnych kostiumach, na których odznaczają się białe szkielety wyglądają jak duchy, towarzyszące Fridzie w trudnych chwilach, gdy wciąż wisi nad nią widmo śmierci, które jednak odganiają radosne Panny Liściaste, a także piękny Ptak o fioletowych skrzydłach (Maki Sekuzu). W tej roztańczonej "Fridzie" kolor przynosi ukojenie, reprezentując sztukę i twórczą energię, a także optymizm.
Frida w kostiumie przypominającym gorset ortopedyczny, jaki prawdziwa Frida Kahlo musiała nosić po wypadku, podczas którego poręcz autobusu przebiła jej bok, ma momenty słabości, ale się im nie poddaje. Ma poczucie własnej wartości jako artystka i kobieta.
Ten spektakl dzięki niemal filmowej muzyce Petera Salema, wzbogaconej o elementy muzyki El mariachi i pieśni meksykańskiej artystki z Cuernavaki Chaveli Vargas, jest peanem na cześć życia i sztuki. Pokazuje, że mimo przeciwności losu można odczuwać szczęście i namiętność tak jak meksykańska artystka.
Fantastyczny spektakl i znakomita obsada, a ponadto jak zawsze w Operze Wrocławskiej doskonała orkiestra pod batutą Rafała Karczmarczyka, który stworzył z zespołem muzyków dodatkową przestrzeń dla wyobraźni, wzmacniając wizualno-taneczną opowieść o życiu i twórczości Fridy Kahlo. Polecam.
OBSADA
Komentarze
Prześlij komentarz