Grzeczny rekin na statku szaleńców, czyli polowanie na Moby Dicka

 

Foto: Natalia Kabanow

Płyną, kołyszą się, piją rum, wymiotują, zawierają sojusze, chorują, w pogoni za białym wielorybem słuchają szalonego kapitana Ahaba (Artur Borkowski), który każe się marynarzom przywiązać do masztu. Nie zważając na niebezpieczeństwo i ognie świętego Elma ogarnięci chęcią pochwycenia olbrzymiego wieloryba zmierzają w nieznane. Izmael (Jakub Pewiński), naiwny pasażer tego statku  szaleńców, żądny przygód i emocji, zaprzyjaźnia się z kanibalem Queequegiem (Krzysztof Szczepańczyk) i tańczy z podejrzanym wróżbitą (ten danse macabre zakończy się pęknięciem balona złudzeń). 

Premierowy spektakl "Moby Dick" w reżyserii Jakuba Zalasy to bardzo osobliwa, przygodowa, tragikomiczna, 
pantomimiczna opowieść o poszukiwaniu celu w życiu, dążeniu do pochwycenia i ujarzmienia tego co trudne do poskromienia, nie tylko marzeń i własnych idee fixe, ale i (ostatecznie) przyjaźni międzygatunkowej, z niezwykłym zakończeniem. Spektakl jest luźno oparty na książce  Hermana Melville'a i jest to najbardziej niezwykła, ale i najbardziej ekscytująca adaptacja MOBY DICKA jaką widziałam.

Zespół Wrocławskiego Teatru Pantomimy pokazał na scenie Centrum Sztuk Performatywnych PIEKARNIA niesamowicie mocne zgranie pantomimicznej grupy - sześciu  aktorów stało się jednością - statkiem, na którym rozgrywają się ich osobliwe przygody. 

Mamy tu  podejrzanego autoramentu wróżbitę (znakomicie ucharakteryzowana Karolina Pewińska), kanibala w białym futrze z ludzką głową u nogi (Krzysztof Szczepańczyk, który w scenie agonii zakończonej słowami "Wszystko w porządku" staje się niemal zwierzęciem), zdemoralizowanego klechę jękliwym głosem próbującego nawrócić kanibala (jak zawsze świetna Izabela Cześniewicz w czarnej sutannie poruszająca się i  wydobywająca z siebie głos niczym skrzypiące powyginane pantomimiczne drzewo), naiwnego młodego Izmaela, mało skutecznie próbującego dostosować się do innych (Kuba Pewiński zanurzany siłą  w morskiej wodzie z okrzykiem  przerażenia na widok Lewiatana) i mój ulubiony duet wykonujący szalone pantomimiczne "tańce" i "grymasy" - zawadiacki kapitan Ahab w podartych spodniach  i  przebiegły Starbuck w dziwacznym oldskulowym garniturze (Jan Kochanowski, którego melancholijny monolog z "grzecznym rekinem" jest próbą pokazania, że człowiek nie jest sam na ziemi, lecz jest osadzony w świecie zwierząt, które są do niego podobne i równie jak on godne szacunku). Jedna z postaci mówi wręcz: "Nie różnimy się tak bardzo od naszych zwierzęcych braci". 

MOBY DICK to spektakl, w którym grana na żywo muzyka (Jan Bąk) od początku jest niezwykle istotna dla rozwijającej się akcji i wraz z oszałamiającymi wizualizacjami (Jakub Kotynia) podbija nasze emocje podczas oglądania. Na scenie, nad którą unoszą się dwa olbrzymie płótna, niby żagle, grupa osobliwych pasażerów wygląda momentami niczym postacie na obrazie "Tratwa Meduzy" Theodore'a Gericaulta, zwłaszcza że z czasem  statek  stworzony przez nieświadomych zagrożenia głupców rozbija się i dryfuje, chcąc za wszelką cenę pokazać, że i tak przetrwa, bo mityczny wieloryb nie może przecież wygrać tego międzygatunkowego pojedynku. 

Niepokojącym wątkiem jest znajdująca martwą mewę para czyścicieli w maskach przeciwko dżumie (takich z dziobami), która pojawia się już w pierwszej scenie spektaklu. Jakby świat w wyniku kataklizmu został  ogołocony z fauny i flory. Czyściciele sprzątają już tylko stojące samotnie akwarium, w którym pływa zabawkowy stateczek. Człowiek zabijał od dawna innych mieszkańców ziemi, dlatego czuje się władcą, który przez wieki bezlitośnie podporządkowywał sobie inne gatunki, sprawiając, że w końcu wyginęły. Pojawienie się na scenie aktorów w żółtych sztormiakach, przeszukujących morskie odmęty, ludzi, którzy odkrywają tajemniczy szkielet wielkiego kaszalota, uświadamia jak bardzo stworzenia te ucierpiały (wymierając niczym dinozaury), wykorzystywane przez człowieka do uzyskania pachnącego ambroksanu... 

MOBY DICK nasycony został przez reżysera treściami, które dziś są niezmiernie ważne. Po latach bezlitosnego mordowania zwierząt i niszczenia przyrody, człowiek musi zmienić swoje podejście, bo pozostanie sam w pustce. Zostanie mu tylko "grzeczny rekin" (debiutująca w tej roli Miszka dostała wielkie brawa i wołową kość w nagrodę za występ) do milczącego monologu, bo dialog z innymi gatunkami fauny powoli zamiera, jeśli już zupełnie nie zanikł. Przesłanie spektaklu nie jest jednak tak pesymistyczne jak byśmy się spodziewali. Wręcz przeciwnie, ale o tym przekonają się ci, którzy wybiorą się na spektakl do Piekarni, gdzie tym razem zespół Wrocławskiego Teatru Pantomimy przygotował  smakowite i mocno przyprawione danie. Polecam.


twórcy

reżyseria i adaptacja JAKUB ZALASA
ruch sceniczny ZESPÓŁ ARTYSTYCZNY
choreografia KATARZYNA KUZKA
muzyka, muzyka na żywo JAN BĄK
scenografia, wizualizacje JAKUB KOTYNIA
kostiumy JULIA ZAWADZKA
reżyseria świateł HELENA RAKOVICH
konsultacje dźwiękowe KAROL NEPELSKI

konsultacje w zakresie pracy z psem PAWEŁ PALCAT  

obsada

ARTUR BORKOWSKI
IZABELA CZEŚNIEWICZ
JAN KOCHANOWSKI
KAROLINA PEWIŃSKA
JAKUB PEWIŃSKI
KRZYSZTOF SZCZEPAŃCZYK

ze specjalnym udziałem MISZKI

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

Wszyscy jesteśmy barbarzyńcami?

"Nabucco" - o żądzy władzy, miłości i nienawiści