Różowe intymne rzeźby Marii Pinińskiej-Bereś


 

Artystka urodzona w Poznaniu, kształciła się u Ksawerego Dunikowskiego na ASP w Krakowie, a największą kolekcję jej prac posiada muzeum we Wrocławiu, gdzie była tylko raz, podczas wystawy we wrocławskim BWA na Triennale Rysunku, gdzie pokazywała 2 prace. Maria Pinińska-Bereś żyła wiele lat w cieniu męża, Jerzego Beresia, sławnego i kontrowersyjnego artysty. Przez wiele lat była niedoceniana i traktowana nieco pobłażliwie. Dziś w czasach gdy film o Barbie święci triumfy w kinach, a w kolekcjach mody dominuje kolor różowy, widoczny w ulicznych stylizacjach młodszych i starszych pokoleń, różowe rzeźby podobnie jak różowe jednorożce nie robią już na nikim wielkiego wrażenia. A jednak wystawa w Pawilonie Czterech kopuł we Wrocławiu budzi kontrowersje w social mediach i nie tylko. Maria Pinińska-Bereś to po Magdalenie Abakanowicz, Ewie Kuryluk, a ostatnio Bożennie Biskupskiej kolejna bohaterka wystaw w salach wrocławskiego muzeum, które w ostatnich latach promuje twórczość kobiet artystek. Od połowy lat 70. XX w. dyrektor wrocławskiego MN Mariusz Hermansdoerfer kupował, a od lat 80. włączał prace Marii Pinińskiej-Bereś do każdej z odsłon stałej kolekcji muzealnej, nabywając je początkowo od samej artystki, a potem od jej córki. Stąd dziś we Wrocławiu mamy największy w Polsce, ale i na świecie zbiór prac tej artystki, której prace można było dotąd oglądać na wystawie stałej Pawilonu Czterech Kopuł. 



W kilku salach zgromadzono prace  w układzie chronologicznym. Od wczesnych gorsetów z papier-mache i rotund,  brył betonu ustawionych na różowych dziecięcych poduszeczkach i pikowanych kołderkach, po kobiece mebelki i obiekty z miękkiej materii zamknięte w dziewczęco-kobiecym domeczku, a wszystko to okraszone ironicznymi tytułami. Pozornie to taki świat młodej dziewczynkowatej kobiety, która bawi się w domek dla lalek, w swoje zabawkowe rzeźby. Nie do końca tak jest, bo po bliższym obejrzeniu widać w tych pracach seksualność, zmysłowość i nagość,  nawet perwersję. Nagie ciała i ich fragmenty na tle sal Pawilonu Czterech Kopuł to prezentacja sztuki, która dziś kojarzy się z feminizmem, z feministyczną sztuką i takimiż performansami. Gdy jednak spojrzymy na daty powstania tych obiektów ze zdumieniem stwierdzamy, że  powstały w Polsce, w czasach PRL-u, gdy wszystko było trudne, siermiężne, szare, a każdy z artystów musiał liczyć się z trudnościami w zdobywaniu materiału i ograniczonymi sposobami przekazu. 

Obecnie w sztuce feministyczne wystawy to stały element mainstreamowego świata wystawienniczego. Wtedy nie widziano jeszcze co to jest za sztuka, a ówczesny dyrektor BWA w Krakowie Jarosław Suchan (na konferencji prasowej stwierdził "Do tej twórczości dojrzałem"), który teraz jest wraz z Heike Munder (pomysłodawczynią ekspozycji) współkuratorem ekspozycji w Pawilonie Czterech Kopuł, nie bardzo wiedział jak się do tej sztuki ustosunkować. W latach 90.XX w. zorganizował wielką ekspozycję prac artystki w krakowskim BWA (dziś jest to Bunkier Sztuki nie tak dawno ponownie otwarty po generalnym remoncie). Potem trzeba było wiele lat czekać na następną ekspozycję, bo dopiero w czasie pandemii otwarto indywidualną dużą wystawę "Bańki mydlane" w BWA w Opolu, tyle  że, jak wspominała na wernisażu córka artystki, Bettina Bereś, chyba niewiele osób tę wystawę widziało, bo trwał lockdown. 



Nie miała więc szczęścia krakowska rzeźbiarka, performerka i autorka instalacji wykorzystujących miękkie tworzywo "domowe", intymne wątki i materiały nazwijmy je "sypialnianymi" w sztuce, która otwierała przed widzami jej prywatny świat i jako kobiety i jako artystki. Kiedy kilka lat temu przeprowadzałam wywiad z krakowską graficzką Iwoną Ornatowską-Semkowicz, na pytanie o kobiety na ASP w Krakowie usłyszałam, że w latach 60. XX wieku było na tej uczelni mniej kobiet niż dziś. Sytuacja artystek od tego czasu diametralnie się zmieniła. Warto oglądając tę wystawę w Pawilonie Czterech Kopuł mieć to na uwadze. 



Znacząca jest zwłaszcza ostatnia, moim zdaniem najbardziej interesująca sala tej wystawy. Można tam zobaczyć druciane ażurowe zwierzątka, klatki, takich jak te, w których uwięzione przez okoliczności były kobiety. Nie tylko artystki. Ekspozycja pokazuje jak wcześnie w Polsce tworzyły silne twórczo osobowości - z nich wszystkich Maria Pinińska-Bereś była najbardziej niedoceniona i najmniej znana. Zastanawiające jak dobrze reagują na tę twórczość młodzi odbiorcy, którzy zdaje się są doskonale kompatybilni z tymi pracami - zmieniła się rzeczywistość społeczno-polityczna, zmieniła się codzienność, pojawiły się social media, w których róż stał się kolorem aktywnym politycznie, a nawet ideologicznie. Na tej wystawie pokazano jak ewoluowały prace artystki, która zaczynała od metalu, betonu, mocnych, ciężkich, męskich prac, którym dodawała jakby "z przekąsem" i pewną dawką humoru milutkie, mięciutkie, zmysłowe elementy, ni to żartobliwe ni to ironiczne. 



Na ekspozycji można prześledzić jak się ta twórczość rozwijała i jak stawała się coraz bardziej prowokująca, kobieca, androgyniczna, erotyczna, cielesna i intymna. Artystka tworzyła z całą świadomością swej odrębności, nie była konformistką i nie szła z tłumem i tym co się ludziom podobało, wybierając osobność i indywidualizm. Maria Pinińska-Bereś po raz pierwszy pokazana została w nowych czasach, w Polsce, w dużym muzeum sztuki współczesnej, po bardzo drobiazgowej i trudnej konserwacji poszczególnych obiektów, skąd za kilka miesięcy, jesienią, pojedzie w artystyczny tour. Pojawi się w Lipsku, Hadze, Lucernie, być może pokazana zostanie jeszcze w innych miejscach. Wrocławska wystawa powstała we współpracy z  Kunstmuseum den Haag i Galerie fur  Zeitgenossische Kunst w Lipsku .



Ekspozycja artystki, która zmieniła definicję rzeźby przez użycie innych, odmiennych materiałów, sztywność rzeźby zastąpiła gibkością, antymonumentalizmem, zastosowała tkaniny, traktując sztukę jako wyzwolenie, pokazując swój osobisty zmysłowy stosunek do natury, w tym i zwierząt i roślin, stała się prekursorką dla sztuki feministycznej. Warto zobaczyć tę wystawę  i skonfrontować  wyobrażenie o artystce z tym, jak jej prace wyglądają na żywo. Zapewne niektórym się nie spodoba albo ich oburzy, ale niewątpliwie jest to wystawa ważna.


Wystawa czynna będzie do 13 października

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

Wywiad z malarzem – Łukasz Stokłosa

"Nasze imprezy są flamenco, żyjemy flamenco, śpimy flamenco i jemy flamenco" – wywiad z Tomatito