WARTO ZOBACZYĆ w polskich muzeach i galeriach, odc.31


W pierwszym w tym roku odcinku cyklu WARTO ZOBACZYĆ chciałabym do oglądania  polecić wystawy, na których prócz fascynujących graficznych eksperymentów, znaleźć można przedwojenne ekspresjonistyczne malarstwo dawnego Wrocławia, a także sporą dawkę egzotyki z dalekich Chin, skąd na Śląsk przybyli malarze specjalizujący się w malowaniu kwiatów, pejzaży i kaligrafii...
Na pierwszą ekspozycję warto wybrać się do Miejskiej Galerii Sztuki MM w Chorzowie, gdzie królują duże pejzaże leśne, sceny rodzajowe i nawiązania do dawnych mistrzów, jak barokowy malarz hiszpański Zurbaran. Wystawa linorytów Joanny Piech-Kalarus to prawdziwa uczta dla oczu.


Technika linorytu nie jest łatwa, a przy tym jeśli się chce wykreować świat pełen szczegółów (warto zwrócić uwagę na piękną martwą naturę z cytrynami widoczną w górnej części grafiki dedykowanej Zurbaranowi), ukazać intymistyczne wnętrza z kobietami siedzącymi na sofie, przy której czeka  wierne psisko, to trzeba rzeczywiście umiejętności, jakie posiada katowicka artystka. Na wystawie są prezentowane także rysunki Joanny Piech-Kalarus, które pełnią funkcję szkiców kompozycyjnych, jakie wykorzystane były później przy tworzeniu grafik. Od wyrzucenia podobno uratował je mąż artystki, znany plakacista, grafik i twórca kolaży Roman Kalarus.Wystawa czynna jest do 27 stycznia. Wstęp wolny.


Kolejna ekspozycja to prezentacja chińskich artystów (Liu Rutong, Liu Huiru, Liu Guowei oraz zmarłego w 2016 roku Jianga Yunzhonga), którzy na wystawie w Galerii Pod 11 Muzeum Historii Katowic, pokazują świat japońskich kwiatów (śliwa kwitnąca, lotos, wisteria, piwonia) i krzewów, pośród których znaleźć można ptaki i koty. Prace chińskich artystów  mieszkających w USA (San Francisco) i jednej artystki przybyłej z Chin, wykonane zostały techniką akwareli i umieszczone w centrum zwojów zwisających ze ścian starej katowickiej kamienicy, gdzie mieści się galeria. Jako ciekawostkę warto obejrzeć tradycyjny haft chiński o tematyce rodzajowej umieszczony na postumencie poziomo.Wystawa czynna jest do 28 lutego. Wstęp płatny.
Trzecia z wystaw to prezentacja barwnych drzeworytów ukiyo-e autorstwa japońskiego mistrza Hokusaia, który zasłynął dzięki cyklom grafik poświęconych licznym widokom góry Fudżi ("Trzydzieści sześć widoków góry Fudżi"). Hokusai drzeworytnictwem zajął się już w wieku 15 lat, a pierwszą sygnowaną pracę wykonał 4 lata później. Na wystawie można również obejrzeć surimono, czyli wytworne drzeworyty wykonane na zamówienie, w niewielkiej liczbie kopii, na droższym materiale. Kolekcja grafik Hokusaia, którą można obejrzeć na wystawie pochodzi z prywatnych zbiorów.
Ekspozycja w głównym budynku Muzeum Historii Katowic to prawdziwy rarytas dla fanów egzotyki, a przede wszystkim dawnej sztuki japońskiej. Wystawa "Na fali Hokusaia" czynna do 17 marca. Wstęp płatny.


Kolejna interesująca ekspozycja to prezentacja przedwojennego wrocławskiego ekspresjonisty Alexandra Camaro (1901-1992) w Muzeum Miejskim we Wrocławiu, mieszczącym się w Pałacu Królewskim. Uczeń Otto Muellera (studia w latach 1920-1925), którego dzieła malarskie w ubiegłym roku prezentowało wrocławskie Muzeum Narodowe, był osobowością nietuzinkową. Zaczynał od pracy w cyrku, był tancerzem u Mary Wigman w Dreźnie (1928), kształcił się we wrocławskiej Państwowej Szkole Sztuki i Rzemiosła Artystycznego, a po 1945 roku był profesorem w Wyższej Szkole Sztuk Pięknych. W ostatnich latach życia uwieczniał wrocławskie widoki  (m.in. kościół św. Anny), wśród których warto zwrócić uwagę na monumentalny cykl malarski Trzcina poświęcony uratowaniu przez młodziutkiego Camaro niedoszłej samobójczyni, którą wyłowił z Odry i odwiózł dorożką do szpitala bonifratrów, gdy prawdopodobnie z miłości, po kłótni z kochankiem próbowała się zabić. Na ekspozycji można zobaczyć  obrazy olejne, grafiki i rysunki - prace przedwojenne, powstałe we Wrocławiu, ale także i te nawiązujące do dzieciństwa i młodości spędzonej na Rakowcu (dzielnicy Wrocławia).Wystawa "Alexander Camaro i Wrocław" czynna będzie do 1 marca. Wstęp płatny.
Na ostatnią z ekspozycji warto wybrać się do małej galerii przy placu Solnym we Wrocławiu gdzie niezwykle barwne ironiczne i pełne humoru obrazy prezentuje wrocławska artystka Natalia Okuń-Rudnicka (urodzona w 1980 roku; dyplom w pracowni  komunikacji wizualnej profesora Mieczysława Piróga oraz aneks malarski u profesora Krzysztofa Skarbka w 2005 roku, zajmuje się malarstwem, ilustracją książkową, grafiką użytkową).
"Toys’Voice jest kolejną próbą komentarza do otaczającej mnie rzeczywistości. To również kolejny autoportret wizualny chociaż znowu niezamierzony. Zabawki mówią lub milczą tu  za mnie. Zafascynowała mnie ich lekko nieporadna i jednocześnie bardzo wyrazista forma; były one robione kilkadziesiąt lat temu w dobrej wierze dla dzieci, a jednak zawierają w sobie coś cudownie brzydkiego i niezwykle niepokojącego" - mówi artystka.


Wystawa "Toys' Voice" w mia Art Gallery to seria obrazów, często o kolażowej formie, na których głos oddany został zabawkom wiodącym jak gdyby drugie dorosłe, poważne życie. Podobnie jak w komiksach towarzyszą tym zabawkowym scenkom, ustawionym przez artystkę, ironiczne teksty, pozwalające odczytywać te żonglujące cytatami z historii sztuki w sposób wieloznaczny i daleki od dziecinnej naiwności i ufności. Wystawa czynna do 5 lutego. Wstęp wolny.

Kolejny odcinek cyklu pojawi się na blogu w połowie lutego.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Nasze imprezy są flamenco, żyjemy flamenco, śpimy flamenco i jemy flamenco" – wywiad z Tomatito