Miraże Mateusza Dworskiego


We wrocławskiej Galerii Miejskiej na wystawie "Miraże" dominują głowy. Z żeliwa, z brązu, ceramiki; malowane i rysowane, rzeźbiarskie, graficzne i rysunkowe, antyczne i współczesne, mitologiczne i awangardowe. Ich twórcą jest wrocławski artysta Mateusz Dworski, który studiował na wydziale malarstwa, grafiki i rzeźby PWSSP, a dyplom zrobił z grafiki warsztatowej u prof. Haliny Pawlikowskiej. Od 2002 roku był asystentem w pracowni Małej Formy i Medalu prowadzonej przez prof. Jacka Dworskiego w katedrze rzeźby na wrocławskiej ASP.
Od 2016 roku jako profesor samodzielnie prowadzi pracownię Małej Formy Medalu ASP we Wrocławiu.

"Moje prace to jakby przetworzone obrazy, w których staram się nie zaniedbywać niczego ze spuścizny artystycznej wielkich malarzy, rzeźbiarzy i grafików"- twierdzi Mateusz Dworski.


W Galerii Miejskiej jego prace wypełniają sale przywodząc na myśl obsesyjny temat drążony przez artystę z uporem, odwołującym się do tego jak głowa i figura ludzka w przeszłości fascynowały artystów. Znajdziemy tu reminiscencje ze sztuki klasyków XX wieku, jak Constantin Brancusi, Henry Moore czy Francis Bacon, ale też  oddziaływania bliskie poszukiwaniom artystycznym Zdzisława Beksińskiego, Jana Lebensteina i Jerzego Tchórzewskiego. Oglądając wystawę miałam wrażenie jakby Mateusz Dworski  w swojej twórczości zastanawiał się nad istotą człowieczeństwa, nad kruchością zewnętrznej ludzkiej powłoki, ale i nad jej fizycznym, zwierzęcym aspektem. Przerażające są przedstawienia głowy z powbijanymi gwoździami. Potworne, zdeformowane, odwołujące się jakby do jakiegoś rytuału spoczywają na niewysokich postumentach, otoczone przez obrazy o tematyce figuralnej. Gdy schodzimy do podziemi galerii zagłębiamy się w świat małych form rzeźbiarskich. Są tam ażurowe kompozycje z żeliwa przywieszone do ścian, przypominające dekoracyjne ozdoby stojące meduzy czy motyle, a nawet latarnie. Niezwykle podoba mi się ta aranżacja, dzięki której przez otwory w żeliwnych rzeźbach pochylony nad nimi widz może oglądać fragmenty wiszących na białych ścianach obrazów.  Artysta bardzo płynnie przechodzi od form niemalże secesyjnych do abstrakcji, raz zatrzymując się bliższej abstrakcji organicznej, o delikatnych opływowych kształtach, a innym razem podkreślając ostrość, brutalną kanciastość rzeźbiarskich form. Jak się wydaje Mateusz Dworski stara się w swoich pracach pokazać swoje przemyślenia o naturze ludzkiej i tym jak człowiek jest postrzegany przez innych. Tytułowe "Miraże" można rozumieć jako sposoby w jaki sami siebie postrzegamy, nakładając liczne maski i przybierając najróżniejsze pozy, aby wydać się lepszymi niż jesteśmy w rzeczywistości. Według definicji miraż to fatamorgana – zjawisko powstania pozornego obrazu odległego przedmiotu w wyniku różnych współczynników załamania światła w warstwach powietrza o różnej temperaturze, a co za tym idzie, gęstości. 
Jeśli dobrze przyjrzymy się obrazom, rysunkom, plakietom i rzeźbom Mateusza Dworskiego to zmieniając miejsce, z którego je oglądamy, zorientujemy się, iż za każdym razem dzieła te wydadzą nam się odmienne.



Niektóre wyglądają na groźne, totemiczne nieznane bóstwa, inne są brzydkie i odstręczające, a jeszcze inne uwiodą nasz wzrok dekoracyjnymi ażurami. Najbardziej interesujące wydały mi się umieszczone w piwnicznej sali głowy mitologicznego Charona i Kronosa. Te rzeźby o gładkiej  powierzchni zaskakują oglądane od strony "twarzy". Niewielkie, pojawiające się jakby nieoczekiwanie usta i oczy, nadają im zupełnie odmiennego charakteru.


Wystawa "Miraże" jest moim zdaniem  twórczym zapisem zmagania się artysty z tematem, który jest chyba każdemu bliski;  próbą odpowiedzi na pytanie kim jesteśmy dla innych, jak wyglądamy w oczach ludzi i jak oni postrzegani są przez nas.

Wystawa czynna jest do 15 stycznia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Nasze imprezy są flamenco, żyjemy flamenco, śpimy flamenco i jemy flamenco" – wywiad z Tomatito