Linke między totalitaryzmami


Foto: Muzeum Niepodległości w Warszawie


Najnowsza wystawa w Galerii Miejskiej we Wrocławiu prezentuje twórczość artysty nieco już zapomnianego, choć fani Jacka Kaczmarskiego znają z pewnością takie utwory jak "Czerwony autobus" czy "Kanapka z człowiekiem", które inspirowane były pracami Bronisława Wojciecha Linkego. Artysta przypisywany do nurtu realizmu metaforycznego, debiutował w latach 30. na łamach "Szpilek" i znany był wówczas, na swoje nieszczęście, jako główny karykaturzysta Hitlera. Gdy w 1939 roku uciekał z obleganej przez Niemców Warszawy, gestapo zajęło jego pracownię, w której rozpalono ognisko niszcząc wiele prac Linkego. Niewiele ich dotrwało do naszych czasów. We wrocławskiej galerii możemy obejrzeć wybór  przygotowany przez GM wraz z warszawskim Muzeum Niepodległości. Sporo rysunków satyrycznych, ironii, gorzkich obserwacji, metafor, kpin z urzędniczej opieszałości, ukazanie w krzywym zwierciadle totalitaryzmów (zarówno nazizmu jak i stalinizmu), ale też  prac o wydźwięku antyfaszystowskim, dziś już nieco anachronicznych, bo pokazujących jak w powojennej Polsce obawiano się rychłego wybuchu III wojny światowej... To wszystko znajdziemy na tej wystawie, przerażającej i pokazującej zniszczenie jednostki przez system, ale i całkiem realne ruiny, jakie po II wojnie objawiły się Linkemu w zniszczonej Warszawie, do której udało się wrócić artyście i jego żonie w 1946 roku, dzięki interwencji przyjaciółki, pisarki Marii Dąbrowskiej. Prace, które obejrzeć można w galeryjnej przestrzeni, to nie tylko świadectwo czasów, w jakich przyszło żyć artyście urodzonemu w 1906 roku w Dorpacie, na terenie obecnej Estonii, będącego świadkiem burzliwych wydarzeń politycznych, rewolucji lutowej, rządów bolszewików, a następnie narastającego faszyzmu i inwazji niemieckiej w Polsce.
Linke przeżył dwie wojny światowe, tworzył między totalitaryzmami, a wszystko to wywarło wpływ na jego twórczość. Był znakomitym rysownikiem, a początki jego twórczości można by wiązać z nurtem Nowej Rzeczowości i tendencjami ekspresjonistycznymi w sztuce europejskiej. Patrząc na te rysunki, na ich bezkompromisowość i bezpośredniość mam wrażenie jakby był spadkobiercą takich artystów jak choćby George Grosz, z jego krytyką rządów i stosunków społecznych.


Foto: cyfrowe.mnw.art.pl

Na wystawie nie ma niestety mojego ulubionego dzieła Linkego "Morza krwi" z 1952 roku, które powstało zainspirowane ekspresjonistyczną książką Alfreda Kubina "Po tamtej stronie". Szkice do tego apokaliptycznego obrazu wykonane zostały nad polskim morzem, w Ustce i Międzyzdrojach. Obraz znajduje się w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie.  Są za to we wrocławskiej galerii prezentowane prace z cyklu "Śląsk" i "Kamienie krzyczą", których wymowa jest równie gorzka i pesymistyczna. Jednak osobowość Linkego była bardziej złożona, niż można by było sądzić z jego prac. Przyjaźnił się z ekscentrykiem Witkacym, a mieszkając w Warszawie kupował z upodobaniem sztuczne nosy i kieliszki z wiecznym winem, a gdy przez jakiś czas mieszkał w Puławach, został zapamiętany jak spacerował po okolicznych lasach w samych kalesonach, z przytwierdzonym  nosem i wąsami, trasą wyznaczaną mu przez... kota. Oglądając prace Bronisława Wojciecha Linkego pomyślałam, że ta jego dwoistość, dwuznaczność, poważno-ironiczna, gorzko-ekscentryczna, zmierzająca momentami do kpiny z narastającej, chorobliwej atmosfery nasyconej nabrzmiewającymi problemami społecznymi i politycznymi, a także pewnego rodzaju tendencja do postrzegania wielu sytuacji jako groteski, zbliża tego artystę do sztuki niemieckiej z lat 30. XX, ale i dziś jest aktualna, bo choć może zabrzmi to nieco szokująco można przyrównać jej wydźwięk do tekstów niezwykle popularnej obecnie industrialnej kapeli Rammstein, której lider Till Lindemann w swoich tekstach porusza równie poważne tematy, okraszając je satyryczną i chwytliwą warstwą wizualną.
Pod tym względem oddziaływanie Linkego (podobnie jak Lindemanna dzisiaj) było w latach 30. XX w. równie szokująco-rozśmieszające. Ten Hitler, a raczej Hitlerek, ci urzędnicy, a raczej urzędasy, komicznie doprowadzone do przesady niemieckie przykazanie "Ordnung muss Sein"... Zastanawiające, jak Rammstein i jego społeczno-polityczne teksty, a także scenografie i kostiumy oraz teledyski pełne metafor i kontrowersyjnych aranżacji podczas koncertów, bliskie są temu co w niektórych swoich pracach zawarł Linke, żyjący między totalitaryzmami polski artysta, który zmarł w 1962 roku (nowotwór oka). Mistrzowska kreska Linkego potrafiła wyszydzić wszystko i wszystkich, lapidarnie i z humorem pokazując ludzkie przywary i śmieszności władzy. Prace tego artysty są dziś niezwykle aktualne.

Wystawa czynna jest do 7 grudnia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Nabucco" - o żądzy władzy, miłości i nienawiści

Wywiad z malarzem – Łukasz Stokłosa