Z wizytą w pracowni - Iwona Ornatowska-Semkowicz i Paulina Semkowicz
Alter Ego, czyli
dwie w jednym
"Pomysł na zrobienie wspólnych prac
pojawił się w momencie, kiedy zostałyśmy zaproszone przez kuratora Adama Małka
do udziału w wystawie pt. "Alter Ego 2". Zaproszono nas osobno, jako
dwie oddzielne artystki, ale sam tytuł i okazja pokazania prac na tej samej
wystawie, skłoniły nas do tego eksperymentu. Byłyśmy ciekawe, co wyniknie
z takiego doświadczenia. Moja mama zawsze była oddana twórczości w pojedynkę, ja
natomiast już kilkakrotnie doświadczyłam bliskiej współpracy z innymi
artystami, dzieląc z nimi to samo płótno lub kartkę papieru. Taka metoda pracy
nasuwa skojarzenie z cadavre exquis. Nasza seria rysunków jest rezultatem
otwartej zabawy skojarzeniami, swobodnego przepływu myśli, bez nacisku na
stworzenie wybitnej twórczości. Element zaskoczenia i otwartości na nową jakość
bierze tu górę.
Wszystkie prace są wykonane techniką
mieszaną (tusz, węgiel, ołówek na papierze/tekturze)" - Paulina Semkowicz o współpracy z mamą,
znaną krakowską graficzką Iwoną Ornatowską-Semkowicz.
Seria niezwykłych
rysunków powstała w ciągu kilku godzin artystycznej współpracy, gdy Paulina
Semkowicz i Iwona Ornatowska-Semkowicz pochyliły się nad szarymi płachtami
papieru, bez planu, bez pomysłu, zaczynając rysunkową akcję, w której jedna z artystek
uzupełniała drugą, a podświadomość obu wykreowała niczym nie skrępowany świat
form i postaci o charakterze na poły teatralnym na poły surrealistycznym.
Powstała seria 10 rysunków, na których postacie gdzieś się chowają, skądś
wynurzają, robią dziwne miny, pokazują zamazane niczym duchy oblicza,
przypominając rysunki Witkacego albo Wojtkiewicza, który zilustrował
"Historie Manjaków" Romana Jaworskiego. Takie klimaty przenikających
się estetyk, wrażliwości, fascynacji, ukrytych głęboko w podświadomości lęków,
fragmentów snów albo wspomnień, które gdzieś tam drzemały w zakątkach pamięci,
przywołane niczym dżin z lampy Alladyna za pomocą twórczej, niezwykle
ekspresyjnej działalności utalentowanych i zazwyczaj zupełnie odmiennych
osobowości, które niespodziewanie, pod wpływem emocji, stopiły się w jedną
artystyczną duszę, o dwóch dłoniach, a raczej dwóch narzędziach, dzięki którym
z krętej wykonanej tuszem kreski utworzyły się historie wręcz niesamowite. W
pracach tych ukrywa się bowiem i francuski reżyser Jean-Luc Goddard,
szekspirowski Hamlet i demoniczne kobiety, które jakby żywcem wyjęto z kart
powieści Witkacego (np. „Pożegnanie jesieni").
W tych dość dużych rozmiarów rysunkach (100 cm X 70 cm) stworzonych podczas jednej 10-godzinnej sesji dostrzegamy wypełzające na papier dekadenckie postacie, sceny rodem z teatru absurdu i opowieści niesamowitych Edgara Allana Poe. Przestrzeń wypełniają formy i kształty niepokojące, ale i nie pozbawione czarnego humoru sytuacje, które rozgrywają się tu jak na scenie, podczas trwania spektaklu. Patrząc na nie ma się wrażenie jakby nabrawszy swobody, dzięki uwolnieniu z wyobraźni artystek, zapragnęły pokazać się widzowi w całej swego dwuznacznej naturze, ni to ludzi, ni to duchów. Przy tym uniezależnione od rygorów sztuki, jaka z pewnością nadałaby im bardziej wyrafinowane i określone ramy, zdają się kłębić i chichotać, kryjąc się, a to pod dywanem, a to między zasłonami przypominającymi teatralną kurtynę otaczającą magiczny blat stolika (notabene przywodzącego na myśl stoliki do wywoływania duchów z przedwojennych seansów spirytystycznych).
Jednak rysunki te nie kreują jakiegoś jednolitego, uporządkowanego świata. Wręcz przeciwnie.
W tych dość dużych rozmiarów rysunkach (100 cm X 70 cm) stworzonych podczas jednej 10-godzinnej sesji dostrzegamy wypełzające na papier dekadenckie postacie, sceny rodem z teatru absurdu i opowieści niesamowitych Edgara Allana Poe. Przestrzeń wypełniają formy i kształty niepokojące, ale i nie pozbawione czarnego humoru sytuacje, które rozgrywają się tu jak na scenie, podczas trwania spektaklu. Patrząc na nie ma się wrażenie jakby nabrawszy swobody, dzięki uwolnieniu z wyobraźni artystek, zapragnęły pokazać się widzowi w całej swego dwuznacznej naturze, ni to ludzi, ni to duchów. Przy tym uniezależnione od rygorów sztuki, jaka z pewnością nadałaby im bardziej wyrafinowane i określone ramy, zdają się kłębić i chichotać, kryjąc się, a to pod dywanem, a to między zasłonami przypominającymi teatralną kurtynę otaczającą magiczny blat stolika (notabene przywodzącego na myśl stoliki do wywoływania duchów z przedwojennych seansów spirytystycznych).
Jednak rysunki te nie kreują jakiegoś jednolitego, uporządkowanego świata. Wręcz przeciwnie.
W pracach tych
natrafić można na usamodzielnione elementy, takie jak latający dziewczęcy
warkocz z ogonkiem przypominającym zakończenie pędzelka, któremu przygląda się
"ptaszor" na patyku (bezwiednie skojarzył mi się z rzeźbami
Abakanowicz!) czy dziewczęca główka i rączką na tle wielkich ust i oka,
które zespolone są tak ściśle, że nie sposób rozgraniczyć, gdzie matka a gdzie
dziecko, bo takie skojarzenie pojawia się natychmiast po obejrzeniu tego
rysunku. Zresztą i na innych rysunkach pojawiają się, a raczej występują, dwie
postacie - jedna mała, druga duża. Jedna dziecinna, śpiąca słodko niczym Staś z
pastelu Wyspiańskiego, widoczna na okładce książki, w spowijającej ją
niczym kokon pościeli, a druga groźna niczym Buka z opowieści o Muminkach
autorstwa Tove Jansson, pilnująca jej w ciemności, gdzie lśnią tylko jej oczy.
A może to nie postać, lecz jedynie duch, upiór, potwór wynurzający się z
mroku otaczającego dziewczynkę? Któż to wie? "Kiedy rozum śpi budzą się upiory",
można by było powiedzieć, przywołując słynną grafikę Goyi.
Cztery prace Iwony
Ornatowskiej-Semkowicz i Pauliny Semkowicz można będzie obejrzeć za kilka dni na zbiorowej wystawie „Alter
Ego 2” zorganizowanej w ramach Krakowskich Spotkań Artystycznych 2019 Malarstwo
Rzeźba Rysunek w galerii PRYZMAT w Krakowie (wernisaż 1 lipca o godzinie 18.00)
Foto: dzięki uprzejmości Pauliny Semkowicz
Foto: dzięki uprzejmości Pauliny Semkowicz
Komentarze
Prześlij komentarz