Baśniowe szkła Jerzego Słuczan - Orkusza


Wystawa "W pogoni za kolorem. Szkła Jerzego Słuczan-Orkusza" we wrocławskim Muzeum Narodowym przypomina publiczności  zapomnianego nieco projektanta niezwykłych wazonów, kieliszków, karafek czy  innych  szkieł, które w czasach PRL cieszyły się ogromną popularnością. Do sklepów, w których były sprzedawane ustawiały się kolejki, a dziś na fali zainteresowania projektantami z lat 60.-70 i 80. osiągają na aukcjach ogromne ceny. Kolekcjonerzy polują na te przepiękne szklane dzieła, które teraz można oglądać na pierwszej monograficznej wystawie na drugim piętrze wrocławskiego muzeum.


Wchodząc do sali mamy wrażenie, że znaleźliśmy się w baśniowej krainie. Na wprost wejścia stoi żółty "Lajkonik" (pracowało nad nim 3 szklarzy!, a korek wieńczący był wykonany osobno), w otoczeniu kielichów o fioletowym, czerwonym lub mlecznobiałym zabarwieniu.


To szkła powstałe w okresie krakowskim, które Jerzy Słuczan-Orkusz tworzył, bez oglądania się na koszty - mógł wówczas eksperymentować i tworzyć obiekty fantazyjne, bogato zdobione, ale też pracochłonne i kosztowne. Wszystkie oczywiście ręcznie robione. Szkła krakowskie przyjechały wypożyczone na wystawę z Centrum Szkła i Ceramiki znajdującego się w Krakowie przy Lipowej 3. W 2019 r. centrum obchodzi swoje 50-lecie. W tych zbiorach, które niestety nie przybrały kształtu muzeum, znajduje się ok. 180 szklanych obiektów Słuczana-Orkusza.W kolekcji wrocławskiego muzeum jest ich tylko kilkanaście i to wyłącznie tych wykonanych w hucie w Tarnowcu.


Wrocław był miejscem szczególnym dla Słuczan-Orkusza, który był jednym z pierwszych studentów i absolwentów PWSSP, gdzie zaczął edukację co prawda na wydziale rzeźby, ale szybko przeniósł się na wydział ceramiki i szkła, który ukończył również jego największy konkurent, zmarły niedawno Zbigniew Horbowy. Jak głosi anegdota, podczas targów w Poznaniu obaj panowie spotkali się i przy bruderszafcie podzielili strefy artystyczych wpływów - zachód przydzielił sobie Horbowy, a wschód - Słuczan-Orkusz. Wydział ceramiki i szkła  obchodzi w tym roku swoje 70-lecie (niedawno można było w uczelnianej galerii NEON obejrzeć wystawę najlepszych wrocławskich dzieł szklarzy i ceramików). Stworzył go od podstaw Stanisław Dawski, ale Jerzy Słuczan-Orkusz zawsze podkreślał swoją niezależność i nieuleganie wpływom uczelnianych mistrzów.
Słuczan-Orkusz był człowiekiem niezwykle utalentowanym i charyzmatycznym, potrafił tworzyć kreatywne zespoły i zjednywać sobie ludzi, ale też nieustannie, po osiągnięciu zawodowego sukcesu, zmieniał pracę i ruszał na podbój nowego środowiska.
Od dziecka interesował się szkłem. Urodzony w 1924 roku, na wschodzie, w okolicy Lidy, często odwiedzał znajdującą się  nieopodal słynną Brzozówkę, z hutą Niemen, która była miejscem znaczącym w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Miał okazję przyglądać się wielokrotnie jak hutnicy pracują przy piecu i jak powstają szklane dzieła, choć w dzieciństwie marzył by być... dorożkarzem. Po II wojnie światowej studiował we Wrocławiu, a po uzyskaniu dyplomu bardzo szybko zatrudniono go na odpowiedzialnym stanowisku w hucie szkła JULIA w Piechowicach, gdzie w 1953 roku został kierownikiem i decydował m.in. o linii produkcji kryształów. Był twórcą ośrodka wzorcującego, ale długo nie pozostał na tym stanowisku, bo jeszcze w latach 60. zaczął pracę w Hucie Szkła Oświetleniowego NYSA w Pieńsku, gdzie projektował lampy.


Na wrocławskiej wystawie można obejrzeć jedną lampę oraz kilka projektów lamp Jerzego Słuczan-Orkusza. Był też projektantem w Spółdzielni LUMET w Poznaniu. Jednak dopiero w 1968 roku otrzymał wymarzoną pracę - w Krakowie, w hucie eksperymentalnej przygotowywał m.in. masy szklarskie dla przemysłu. Robił wtedy mnóstwo kosztownych, efektownych eksperymentów. Szkła krakowskie były hitem lat 60. i 70. i charakteryzowały się bogactwem kolorystycznym oraz niuansami technologicznymi. Niektóre przypominały kamienie szlachetne. W tym szczytowym dla swojej kariery okresie niespodziewanie porzucił Kraków i przeniósł się do Sosnowca, gdzie zajął się pracą biurową i gromadzeniem historycznych wzorów, które stanowiły podwaliny pod obecną kolekcję szkła prezentowaną w Pałacu Schoena. Ostatnim punktem zawodowej kariery był Tarnowiec, gdzie w miejscowej hucie, skupił wokół siebie grono pasjonatów... Zmarł w 2002 r. i przez wiele lat szkła jego projektu z lat 60. i 70 uznawano za relikt PRL, wyparty przez tańsze wyroby IKEI oraz masową produkcję chińską.


Dziś te piękne szklane obiekty, które rozjaśniały szare peerelowskie mieszkania swoimi szalonymi kolorami i wzorami, ponownie wracają do łask.

Wystawa czynna do 22 września 2019 r.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Nasze imprezy są flamenco, żyjemy flamenco, śpimy flamenco i jemy flamenco" – wywiad z Tomatito