Góry piękne i niebezpieczne, czyli o malarstwie Beaty Zuba


Góry mroczne i  groźne. Zachwycające widoki górskich szczytów, które budzą też niepokój. Naznaczone trudem i cierpieniem wspinaczki pośród oszałamiających widoków przyrody, gdy stąpając po skrzącym się w słońcu śniegu, w oślepiającej bieli i błękicie nieba, zatrzymujemy się i spoglądamy dokoła czując, że, jak to w górach bywa, w każdej chwili może zmienić się pogoda, a nadciągające mgły czy lawina mogą zniszczyć wszystko w kilka minut...


W pracach krakowskiej artystki Beaty Zuba, które możemy oglądać w galerii Nowohuckiego Centrum Kultury, zawarte są wszystkie te emocje. Malarka od dziecka związana jest z górami, które wielokrotnie fotografowała, ale wcześniej nigdy nie uwieczniała na swoich obrazach. Dopiero w maju 2018 roku zaczął powstawać cykl "Moje góry". Obrazy tworzyły formy dyptyków i tryptyków wypełnionych przedstawieniami mrocznych i dostojnych gór o różnych porach dnia - w świetle dziennym i nocnym, w słońcu i przy blasku księżyca. Z tymi pracami zestawiono na wystawie niewielkie głowy narciarzy w goglach i czapkach ukrywających włosy.
Tytuł wystawy "The day before...opowieść o górach" jest znaczący. To prezentacja monumentalnych górskich widoków nie mających nic wspólnego z popularnymi landszaftami, czy pocztówkowymi zdjęciami, jakie znamy ze sklepów pamiątkarskich w kurortach narciarskich. Artystka stworzyła mityczne wizerunki gór malując je olejem na papierze, stosując grubą fakturę, która daje wrażenie trójwymiarowości. Ta warstwa farby uświadamia strukturę otoczenia jakie zna każdy kto był w górach, gdzie trzeba się pobrudzić, nierzadko upadając ze zmęczenia, podpierając się i wstając by iść dalej. Dążenie do szczytu, do doskonałości, do pokonania własnej słabości. Każdy kto bywa w górach nie tylko jako zwykły turysta spacerujący po Krupówkach czy odwiedzający kawiarnie, wie, że góry mogą być i zachwycające i nieprzeniknione. Obecność tej grubej malarskiej warstwy, którą artystka pokryła powierzchnie swoich obrazów uświadamia nam, że góry kryją się za zasłonami, pokrywającymi jej prawdziwe oblicze. Jak śnieg czy lód, który wydaje się niezgłębiony i twardy, a gdy na niego nadepniemy pęka bezlitośnie, pokazując swą kruchość.
Szare, białe, ciemne, z widocznym zarysem wykonanym za pomocą ołówka tańczącego na powierzchni ostrą linią obiegającą kształty wzniesień - prace te pokazują miejsca, w których nie ma ludzi, lecz jedynie ich ślady, ścieżki, którymi podążali w górę lub w dół. Dopełnieniem tych górskich obrazów są portreciki ludzi umieszczone obok oraz pokazujące slajdy monitory prezentujące fotografie, jakie Beata Zuba wykonywała od lat m.in w Alpach francuskich, gdzie pracowała jako instruktor narciarstwa. Sala NCK umożliwia ciekawe zaaranżowanie tej wystawy - specyficzne oświetlenie galerii zmienia się o zmierzchu, kiedy zapalają się górne światła wydobywając cienie i szczegóły niemal niewidoczne przy jaskrawym oświetleniu w słoneczny mroźny styczniowy dzień.


Częścią tej aranżacji są czerwone siedziska i szare płyty marmurowej posadzki, w której odbijają się cienie obrazów. Góry są tu wszędzie, niezruszone obserwują widza z każdego miejsca. Ta wystawa jest pełna wewnętrznego napięcia, co przypomina inne prace Beaty Zuba. Obrazy pokazują sytuacje, w których mamy wrażenie zaraz coś się wydarzy. Piękno i bliskość niebezpieczeństwa splatają się ze sobą. Dla osób, które w ubiegłym roku oglądały wystawę prac artystki w Willi Decjusza, tematyka tych prac może być pewnym zaskoczeniem, ale gdy się dobrze zastanowić, to wcale nie jest tak odmienne malarstwo; malarstwo prezentujące sytuacje  graniczne, przenikanie się tego co piękne i co okrutne, a także wewnętrzny niepokój, jaki można wyczuć, wpatrując się w te prace. Artystka po raz kolejny uchyla drzwi do świata, w którym nie ma ludzi, ale ich efemeryczna obecność jest niemal namacalna. Na swój sposób Beata Zuba sakralizuje góry, które ją fascynują podobnie jak wielu malarzy, ulegających ich czarowi. Warto  przywołać choćby niemieckich romantyków z C.D. Friedrichem czy twórcami młodopolskimi jak Stanisław Witkiewcz i Leon Wyczółkowski. Patrząc na góry namalowane przez Beatę Zuba myślę, że każdy znajdzie w nich własne emocje, przeżycia i refleksje, a nawet nastroje, jakie przeżywać można podczas górskich wędrówek.

Wystawa czynna do 31 stycznia 2019 r.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Nasze imprezy są flamenco, żyjemy flamenco, śpimy flamenco i jemy flamenco" – wywiad z Tomatito