"Tworzę, aby dzielić się z odbiorcami" - wywiad z krakowską artystką Aleksandrą Rudzką Miazga
W cyklu Wywiad z artystą - Aleksandra Rudzka Miazga
Artystyczne spojrzenie: Jak to się stało, że została Pani
artystką, ukończyła krakowską ASP, chociaż studiować zaczęła Pani
geologię na AGH; skąd wybór takiego kierunku, skąd taka zmiana?
Aleksandra Rudzka Miazga: Jako młoda osoba nie potrafiłam
precyzyjnie wyreżyserować swojego startu w życie dorosłe. W życiu,
podobnie jak w mojej twórczości istnieje moc sprzeczności, chaosu,
poszukiwań, wdziera się spontaniczność, która niweluje wszelkie
ustalenia. Plany, marzenia o kształceniu artystycznym oczywiście
towarzyszyły mi już od dziecka, jednak przeszkodą była niepewność,
niezdecydowanie co do wyboru. Interesowała mnie również geografia -
pokrewna z geologią. Stąd właściwie pierwszy wybór i studia na geologii,
co wówczas pociągało mnie i było bardziej realne. Okres tych kilku lat
okazał się jednak przełomowy. Wzrastało przekonanie, że jest coś nie
tak, że moje miejsce jest chyba gdzie indziej. W wolnych chwilach coraz
częściej malowałam z wyobraźni, a nie pochylałam nad geologiczną istotą
świata. Ta tęsknota za tworzeniem, kreowaniem jakiejś swojej formy
wypowiedzi stawała się coraz bardziej dominującą. Przez kolejne lata
podejmowałam różne działania pokrewne ze sztuką, uczęszczałam na różne
kursy rysunku, malarstwa, projektowałam wnętrza, uczęszczałam do
prywatnej szkoły rysunku i malarstwa, powoli zmierzając jednak do celu,
by wreszcie podjąć studia na ASP, na wydziale malarstwa. Wówczas była to
w pełni świadoma i dojrzała decyzja.
Artystyczne spojrzenie: W Pani pracach dominuje szarość - skąd upodobanie do takiej tonacji?
Aleksandra Rudzka Miazga: Szarość jest tonacją o nieskończonych
możliwościach. To szalenie bogaty zakres kolorystyczny zawarty pomiędzy
kontrastem czerni i bieli. Szarość to przestrzeń, cisza, kontemplacja,
zgoda, afirmacja poniekąd, czasem neutralność, ale jednocześnie tęsknota
za czymś nieznanym. Faktycznie ta tonacja jest mi szalenie bliska.
Odnajduję w niej swoje usposobienie. Szarość jest tłem życia stanowiącym
ciągłość pomiędzy bielą i czernią, jak przepływ myśli, czasu, uczuć.
Tylko te drobne, ożywione impulsy wynurzają się z tła życia, wnosząc
swoje kolory. Szarość to być może tylko szary rozdział w mojej
twórczości, i myśleniu o niej, który kiedyś przeminie...
Artystyczne spojrzenie: Na wielu Pani obrazach widzimy
budowle, w których tylko czasem pojawia się człowiek. Czy to konkretne
wnętrza, czy też wymyślone?
Aleksandra Rudzka Miazga: Wnętrze to ważny i inspirujący dla mnie
rozdział w historii sztuki. To miejsce związane z człowiekiem i zarazem
przestrzeń symbolicznie ograniczona, w której człowiek staje się, żyje,
pozostawia swój ślad. Konkretnych wnętrz jest niewiele wśród moich prac,
choć jeśli powstały, to z uwagi na chęć przekazu swoistych warunków
nastrojowych, świetlnych. Przyznam, że najbardziej lubię kreować
nieistniejące realnie wnętrza. Wymyślam je, korzystając z zasobu
pamięci, wyobrażenia. Zwiedzając przeróżne wnętrza historyczne,
projektując wnętrza mieszkalne, nagromadziłam ich nieskończone obrazy w
głowie. Z czasem zaczęłam kreować tylko fragmenty wnętrz, ponieważ
przestrzeń wewnętrzną otworzyłam na relację z zewnętrzem. To takie
symboliczne obrazowanie pokonywania ograniczeń, z którymi człowiek się
zmaga podczas swego istnienia. Przestrzenie dotyczące człowieka stały
się wyabstrahowane z rzeczywistości realnej, dzięki czemu możliwy jest
stan skupienia, rodzaj medytacji.
Artystyczne spojrzenie: Skąd wybór abstrakcji jako
dominującego nurtu w Pani twórczości i dlaczego tak ważna jest linia w
Pani pracach?
Aleksandra Rudzka Miazga: Nie sądzę, żeby abstrakcja była
dominującą w moim przypadku, choć mój przedostatni cykl prac może na to
wskazywać. Bardzo lubię i cenię figurację, ujęcia przedstawiające, i
myślę, że jeszcze powrócę do tej formy wyrażania. Faktycznie forma
abstrakcyjna wkracza na „pole bitwy”, świadomie jej nie odpieram. Raz
wyzwala ją bardziej rysunkowy, spontaniczny gest, na który jestem
otwarta, gdyż pełniej wyraża uczucia, emocje, raz powodowana jest
uważnym wypatrywaniem, rozpoznawaniem sytuacji zaistniałej na
powierzchni papieru czy płótna. Kreska, linia faktycznie jest dla mnie
podstawowym środkiem do budowania porządku przestrzeni. Na pewno ma
pierwszeństwo wobec plamy, która dopiero doskonale ją dopowiada,
zagęszczając tkankę obrazu. Kreśloną linię, poszukującą swego kierunku
przebiegu, traktuję jako zapis intymny, przekazujący stan unerwienia,
prawdy o człowieku. W doświadczaniu kreślonej, rysowanej linii jest
niewątpliwie coś tajemniczego.
Artystyczne spojrzenie: Czy inspirowała się Pani w swojej twórczości dziełami literackimi, a jeśli tak, to jakimi?
Aleksandra Rudzka Miazga: Literatura była i nadal jest pewnego
rodzaju źródłem moich inspiracji, podobnie jak film czy muzyka. Od
czasów licealnych fascynuje mnie literacki świat pełen mroku, tajemnicy,
z podtekstem absurdu, uwikłania, albo groteski. Tak swoistą mitologię
odnajdowałam u Brunona Schulza, który dotyka poniekąd rzeczywistości
zdegradowanej, w której „ludzkie manekiny” odgrywają swe role, a
wszelkie myśli, projekty są niewyartykułowane, pozaracjonalne. Jednak w
tym wszystkim wyczuwalny jest jakiś głębszy sens metafizyczny – tzw.
Tajemnica Istnienia. Podobne fascynacje znajduję u Witkacego, Kafki,
Manna, w poezji Rilkego, Leśmiana, czy dramatach, prozie Samuela
Becketta.
Artystyczne spojrzenie: Niektóre z Pani prac wydają się
pesymistyczne, wizja człowieka w Pani malarstwie wydaje mi się bliska
tej, jaką stworzył w swojej filozofii J.P. Sartre, który twierdził, że
"Piekło to inni". Czy pokazani na Pani obrazach ludzie są właśnie tacy -
zniewoleni, samotni, wyobcowani, w pustce pomieszczeń czujący się
nieswojo?
Aleksandra Rudzka Miazga: Taka wizja człowieka nigdy nie była
punktem zapalnym dla moich realizacji. Człowiek kreowany przeze mnie na
pewno nie jest zniewolony, pustka jego wnętrza może być pełnią, a przy
tym ogólnym pojęciem dobrostanu. W egzystencjalizmie istotną rolę
stanowi antropologiczny ton, w myśl którego człowiek ciągle poszukuje
sensu swojej egzystencji pomimo jej skończoności. Jednakże J.P.Sartre
tylko w niektórych przejawach jest mi bliski. Rozpatrując kwestię
samotności człowieka w ujęciu typowo egzystencjalnym, jestem na wspólnym
torze myślenia. Wyalienowanie człowieka, jakiś rodzaj uwikłania w
wyniku relacji świata zewnętrznego z wewnętrznym, związane z tym
cierpienia, przejawy indywidualnie pojmowanego tragizmu, trwogi to
problematyka bliska mojej twórczości. Istnieje jednak w niej człowiek,
który posiada szereg wyłącznie swoich właściwości. Jest tym czym jest,
czym siebie stwarza, natomiast nie jest nicością. Jego uwaga bywa
skierowana na wypatrywanie Absolutu, na ciągłą próbę pojmowania całości
świata. Samotność ludzka nie musi dotyczyć wyłącznie samotności wśród
ludzi, może dotykać Tajemnicy bytu, wobec której żadna wspólnota nie
odnajduje ostatecznej odpowiedzi. Wobec niej każdy z nas jest wyłącznie
sam. Człowiek kreowany przeze mnie świadomie uruchamia w sobie otwartość
na świat, na relację z innym bez względu na konsekwencje. W ten sposób
poprzez działanie kształtuje się jego istnienie. Zdystansowanie od
świata realnego nie jest ograniczeniem wolności. Jest raczej potrzebą i
dążeniem do stanu skupienia, medytacji, zamyślenia na temat siebie i
siebie wobec świata jako niepojmowalnej całości. Otwartość na zewnątrz
skłania w stronę konfrontacji, świadomego przekraczania siebie, co jest
aktem wolności wyboru, akceptacji tego, co zastane, może być nawet
dążeniem do uzyskania jedności ze światem, o ile nie sądzimy i
powtarzamy za Sartrem, że "Piekło to inni".
Artystyczne spojrzenie: Uprawia Pani różne gatunki sztuki -
malarstwo, rysunek, grafikę, fotografię, który z nich jest Pani
najbliższy, czy też może - które najpełniej wyraża Pani osobowość?
Aleksandra Rudzka Miazga: Podczas studiów miałam możliwość
sprawdzenia się w wymienionych gatunkach, z których każdy jest szalenie
interesujący. Każdy posiada wachlarz nieskończonych możliwości, co
momentami determinuje koniecznością wyboru. Studiując np. dwa lata
grafikę, doświadczając druku wklęsłego, wypukłego, byłam oczarowana
warsztatem pełnym niewyczerpanych możliwości, stosowaniem zawiłych
zabiegów w dążeniu do wybranego celu. Odczuwałam na tym polu niedosyt.
Największą jednak radość, ekspresję niósł rysunek. Na tym gruncie czułam
się najpewniej. Wiedziałam, czego oczekuję i czego mogę się spodziewać.
Myślę, że do dzisiaj tak pozostało. Dzisiaj łączę techniki malarstwa z
rysunkiem, czy odwrotnością działania, sięgając po wybrane narzędzie,
oczekuję pożądanego wyrazu. Tu zakres możliwości jest też
nieograniczony, co daje wielką swobodę działania. Rysując, odnoszę
wrażenie, że przybliżam się najpełniej do oczekiwanego i wypatrywanego
obrazu, najpełniej wyrażam siebie.
Artystyczne spojrzenie: Czy ma Pani swoich mistrzów, którzy wywarli wpływ na Pani twórczość?
Aleksandra Rudzka Miazga: Od dziecka mam w pamięci obrazy
Wyspiańskiego, Vincenta van Gogha, co wpisane zostało na trwałe w moje
prywatne MW. Z czasem zachwycał mnie Leon Wyczółkowski. Podczas
pierwszych studiów podziwiałam malarstwo Józefa Czapskiego, Piotra
Potworowskiego. Na kolejnych studiach pojawił się Jacek Sienicki i jego
wnętrza. Byłam tym oczarowana! Równie ciekawy malarsko był Chaim
Soutine, na krakowskim gruncie Stanisław Rodziński. Mistrzem(ami)
szalenie ważnym jest oczywiście Alberto Giacometti, Marc Rothko,
rosyjska awangarda, w tym konstruktywista – Karol Hiller. Te fascynacje
trwają nieprzerwanie. W ostatnich latach patrzę z wewnętrzną radością
np. na obrazy Jacka Sempolińskiego, Marii Heleny Vieira da Silva.
Tadeusz Brudzyński jest niedawnym odkryciem. Można wymieniać szereg
mistrzów, choćby patrząc wstecz – El Greco, czy jeszcze wcześniejsi, i
wielu z nich należna jest jeszcze sprawiedliwość, ale dodam też
współczesnego artystę - Koji Kamoji'ego.
Artystyczne spojrzenie: Czy Kraków oddziałuje na Pani
malarstwo, czy też takie same prace mogłaby Pani stworzyć gdziekolwiek
indziej - mieszkając w innym mieście czy nawet w innym kraju?
Aleksandra Rudzka Miazga: Nie ma tu jednoznacznej odpowiedzi.
Myślę, że nasze praobrazy wędrują zawsze z nami, gdziekolwiek jesteśmy.
Na kanwie ich, niczym na podwalinie, powstaje coś nowego, coś, na co się
otwieramy. Jednak nie wiem, w jak dużym stopniu obca rzeczywistość
mogłaby wpłynąć na dalszy przebieg mojej twórczości. Myślę jednocześnie,
że dobrze byłoby otrząsnąć się z całej tej podwaliny i zacząć działać
przeciwko sobie. Czy Kraków jest mi potrzebny do tworzenia, jeśli
głównie posługuję się wyobraźnią, inspiracjami, które mam w głowie?
Jednak wcale nie jest to takie proste. Dotychczas wydawało mi się, że
jestem uzależniona od Krakowa i tylko tutaj potrafię znajdować
skupienie. Kraków był i jest istotny ze swoim kolorem, dźwiękiem,
zapachem. To obraz zapisany na zawsze, głęboko gdzieś osadzony w
pamięci. To miasto, które mnie kształtowało, miejsce wszystkich
najważniejszych wydarzeń życiowych, rodzinnych, podejmowanych decyzji,
spotykanych ludzi. Czuję z nim wielki związek emocjonalny. Mam w pamięci
jego obraz z dzieciństwa. Był pełny szarej, stonowanej, momentami
zaniedbanej, ale wspaniałej architektury, o pięknej formie. W jej tle
podziwiałam drzewa o wyjątkowych kształtach, kolorach. To wszystko miało
swój niebywały urok. Czas biegł zupełnie inaczej. Dzisiejszy Kraków
jest rozpędzony, ciasny, hałaśliwy, pozytywnie zeuropeizowany, jednak
przepełniony ludźmi, wszelkim nadmiarem, co często skłania do myślenia o
nim jak o obcych miastach Zachodu. Kocham to miasto, ale jednocześnie
męczy mnie. Wówczas uciekam od niego na wieś, gdzie ostatnio większość
czasu przebywam. Niewiele tu dotychczas tworzyłam, ponieważ przyroda
rozprasza uwagę, nie odnajdywałam tu stanu skupienia właściwego do
tworzenia, jak w mieście. Przełamując w sobie to zbyt schematyczne
myślenie, tworzę aktualnie na wsi nowy cykl prac, który dotyczy istoty
gór, a więc trwałego elementu natury. Być może będąc bezpośrednio blisko
przyrody, natury, zmienia się i moja natura, a związku z tym twórczość?
Interpretację tego zagadnienia pozostawiam już odbiorcom.
Artystyczne spojrzenie: Czy tworząc myśli Pani czasem o jakimś konkretnym odbiorcy?
Aleksandra Rudzka Miazga: Tworzę, aby dzielić się z odbiorcami. Nie
myślę o konkretnej grupie ludzi. Natomiast w procesie tworzenia moja
uwaga skupiona jest wyłącznie wokół płaszczyzny i wnętrza obrazu, jaki
się staje.
Artystyczne spojrzenie: Pani prace będzie można obejrzeć w galerii
Floriańska 22 w połowie marca, a potem? Jakie ma Pani na najbliższą
przyszłość?
Aleksandra Rudzka Miazga: Mam moc pomysłów, tematów ciągle
niezrealizowanych. Ale może w tym roku powrócę najpierw do rozpoczętego
cyklu moich prac – STRUKTURY LINIOWE, który wciąż uważam za
niezamknięty. Wtedy będę mogła poświęcić mu kolejne wystawy.
Artystyczne spojrzenie: Dziękuję, że zechciała Pani odpowiedzieć na moje pytania.
Aleksandra Rudzka Miazga: Ja również dziękuję.
Rozmawiała: Ewa Mecner
Foto: z archiwum artystki
Komentarze
Prześlij komentarz