"Oglądając sztukę dawną mam przedziwne poczucie braku przemijalności" - wywiad z krakowskim artystą Kazimierzem Borkowskim
W cyklu Wywiad z artystą – Kazimierz Borkowski
Artystyczne spojrzenie: Na wystawie zbiorowej prac pedagogów z
Liceum Plastycznego w galerii Floriańska 22 "Od B do Z" pojawią także Pana prace. Co będziemy
mogli zobaczyć?
Kazimierz Borkowski: Na wystawie mam zamiar zaprezentować
prace, które są fragmentami dwóch cykli: poliptyk rysunkowy
„Schemat proporcji – poszukiwanie wzoru”, oraz trzy obrazy
podejmujące temat oblicza. Będzie to pokaz raczej kameralny, ze
względu na niewielką przestrzeń, jaką mamy do dyspozycji.
Artystyczne spojrzenie: Jak zaczęła się Pana przygoda ze
sztuką, czy "od zawsze" wiedział Pan, że zostanie
artystą, czy też decyzja ta była spontaniczna? Czy w Pana rodzinie
również byli artyści?
Kazimierz Borkowski: Pochodzę z rodziny, w której bardzo
mało mówiło się o sztuce. Nic mi nie wiadomo o żadnym przodku,
który miałby jakieś predyspozycje do zajmowania się plastyką.
Decyzja żeby pójść do Liceum Plastycznego, a potem na Akademię Sztuk Pięknych
była przemyślana i dojrzewała we mnie. Choć nie była łatwa, ze
względu na konieczność wyprowadzenia się z domu i zmianę
otoczenia. Mój pierwszy kontakt ze sztuką miał
miejsce w mojej rodzinnej miejscowości, w pracowni nieżyjącego już
artysty rzeźbiarza Alfreda Kotkowskiego, w której pani Kotkowska po
jego śmierci urządziła gminną bibliotekę. Był on uczniem
profesora Koniecznego, rzeźbił głównie w drewnie i kamieniu,
tworzył także niewielkie formy z brązu. Chodziłem tam bardzo
często i podglądałem porozstawiane między książkami rzeźby i
obrazy. Najbardziej utkwił mi w pamięci ogromny, wysoki chyba na
cztery metry krucyfiks, którego artysta już nie dokończył.
Niesamowicie ekspresyjny. To pod wpływem tych dzieł, które
pozostawił po sobie ten wybitny rzeźbiarz, sam zacząłem próbować
swoich sił.
Artystyczne spojrzenie: Pochodzi Pan z Nowego Sącza, czy na
Pana twórczość wywarli wpływ tamtejsi artyści, a jeśli tak, to
którzy z nich najbardziej?
Kazimierz Borkowski: Tak jak już wspomniałem Alfred
Kotkowski. Oprócz niego najbardziej pamiętam nie tyle artystę, co
miejsce – „Galerię pod Jagiełłą”, siedzibę Związku Polskich
Artystów Plastyków na ulicy Jagiellońskiej (już nieistniejącą,
przeniesioną do SOKOŁA). Organizowane tam były bardzo ciekawe
indywidualne wystawy. Nie zapomnę nigdy prac Adama Hoffmanna, byłem
pod ich ogromnym wrażeniem. Bywały tam też pokazy artystów z
całego świata prezentowane z okazji Triennale Pasteli.
Artystyczne spojrzenie: Ukończył Pan krakowskie Liceum
Plastyczne, a obecnie jest tam Pan profesorem. Co najlepiej
zapamiętał Pan z czasów, gdy był Pan uczniem, i co uważa Pan za
najcenniejszą naukę, jaką Pan wówczas otrzymał?
Kazimierz Borkowski: Liceum Plastyczne to specyficzna szkoła
i ciężko ją porównać do innych szkół. Ze względu na swój
charakter, na nauczycieli, którzy są artystami, na bezpośredni kontakt z
dziełami sztuki, powstaje bardzo korzystny dla rozwoju plastycznego
klimat. Już samo spotkanie z nauczycielem i rozmowa o pracach
podczas korekty, pozwala na zbudowanie indywidualnej relacji. Chyba
to doświadczenie było dla mnie najcenniejsze. Uświadomienie sobie,
że płaszczyzna sztuki daje możliwość spotkania drugiej osoby.
Artystyczne spojrzenie: Czy fakt, iż najpierw był Pan
uczniem tej szkoły ułatwia Panu nauczanie, bo lepiej rozumie Pan
swoich uczniów?
Kazimierz Borkowski: Wydaje mi się, że tak. Mogę sobie
przypomnieć, jakie sam miałem problemy, kiedy byłem w wieku moich
uczniów, czego mi brakowało, jakie błędy popełniałem. Mogę
dzięki temu lepiej przygotować zajęcia.
Artystyczne spojrzenie: Czy potrafi Pan wskazać jakieś
szczególnie utalentowane jednostki już na tym etapie? Czy też w
Liceum Plastycznym jest jeszcze za wcześnie, aby o tym mówić?
Kazimierz Borkowski: Myślę, że spokojnie byłbym w stanie
wskazać kilka osób, które w mojej ocenie, przy odpowiedniej ich
postawie i determinacji, mają szansę na rozwój swojego talentu.
Moim zdaniem jednak umiejętności a talent to dwie różne rzeczy.
Można genialnie nauczyć się posługiwać językiem malarstwa, a
nie mieć zupełnie nic do powiedzenia.
Artystyczne spojrzenie: W Pana twórczości, i to zarówno w
malarstwie jak i rysunku, pojawia się motyw człowieka biegnącego.
Skąd taki temat? Czy podobnie jak wielu współczesnych Polaków
uprawia Pan jogging?
Kazimierz Borkowski: Cykl „Biegacze” powstaje od 2014
roku. Punktem wyjścia, inspiracją do jego powstania było
zetknięcie się z tzw. fotofiniszami. To specyficzne fotografie
wykonywane podczas zawodów, w momencie przekraczania przez biegaczy
linii mety. Ich cechą charakterystyczną jest to, że deformują
przestrzeń. Mają czysto techniczny charakter. Człowiek, którego
zobaczyłem na tych fotografiach, był zniekształcony i powyginany.
Zdjęcia te nabrały dla mnie znaczenia symbolicznego, przytłoczyły
mnie. Ukazały mi postać ludzką w jakiejś przedziwnej sytuacji, w
której traci ona swoje oblicze, zatraca się. Postanowiłem
sprzeciwić się takiej wizji. Miała ona znamiona fałszu. Tak powstał cykl obrazów i rysunków,
w których próbuję na nowo to utracone oblicze odzyskać,
przywrócić godność. Zupełnym zaskoczeniem było dla mnie to, że
malarstwo daje taką możliwość, potrafi nadać sens, uzasadnić
rzeczywistość. W dalszym stopniu, w tym nad czym pracuję obecnie,
ma to duże znaczenie. Formuła cyklu nie była przeze mnie w żaden
sposób zaprogramowana. Kolejny obraz otwierał przede mną inne
możliwości. Efektem finalnym są rysunki przedstawiające same
tylko portrety biegaczy. Nie uprawiam joggingu. Może
powinienem.
Artystyczne spojrzenie: Na krakowskiej ASP miał Pan
znakomitych profesorów, Adama Brinckena i Marka Szymańskiego. Czy
jakieś metody nauczania "przejął" Pan od nich, uznając
je szczególnie skuteczne?
Kazimierz Borkowski: Myślę że tak. To, że trafiłem na
tak znakomitych pedagogów, nie tylko na studiach, ale także
wcześniej, w jakimś sensie mnie ustawiło. Zawsze byłem pod
wrażeniem łatwości z jaką prof. Adam Brincken zanurzał się w
świat czyjejś twórczości i bez cienia fałszu wydobywał to co
najbardziej istotne. Jest wybitnym malarzem, z ogromnym
doświadczeniem pedagogicznym, grzechem byłoby nie korzystać z jego
wskazówek. Prof. Marek Szymański ma z kolei
zupełnie inny charakter. Potrafił przyjść do pracowni, rzucić
każdemu parę słów, po czym nas z tym zostawiał. Niemniej te parę
słów było tak celnych, że korekta taka na długo pozostawała w
pamięci.
Artystyczne spojrzenie: Jak udaje się Panu pogodzić pracę
pedagogiczną z twórczością własną? Ma Pan czas na malowanie?
Kazimierz Borkowski: Nie ukrywam, że tego czasu jest coraz
mniej. Praca w szkole, oprócz samego uczenia, to wiele godzin
spędzonych na różnego rodzaju radach i zespołach, na których
omawiane są aktualne wydarzenia, problemy i sukcesy uczniów. To
przygotowywanie wystaw, ustawianie martwych natur, różnego rodzaju
dyżury. A jest też przecież rodzina, jestem ojcem dwójki dzieci,
którymi też trzeba się zająć. Próbuję dostosować się do
warunków jakie mam. Rzadziej maluję duże obrazy, są to raczej
niewielkie formaty. Eksperymentuję z technologią. Ostatnio
interesuje mnie bardzo technika enkaustyczna.
Artystyczne spojrzenie: Jak wygląda Pana pracownia?
Kazimierz Borkowski: Moja pracownia mieści się w
niewielkiej kawalerce na jednym z krakowskich osiedli.
Artystyczne spojrzenie: Czy podczas tworzenia słucha Pan
muzyki, a jeśli tak, to jakiej?
Kazimierz Borkowski: Jeżeli już czegoś słucham, to
raczej różnego rodzaju audycji, audiobooków, nagrań z wykładów dotyczących różnych zagadnień: sztuki, filozofii, nauki. Lubię
też pobyć w ciszy, na ile to oczywiście możliwe w „bloku z
płyty”.
Artystyczne spojrzenie: Jaki jest Pana stosunek do sztuki
dawnej? W swoich pracach nawiązuje Pan np. do Rembrandta...
Kazimierz Borkowski: Bardzo sobie ją cenię.Tradycja jest
dla mnie niewyczerpalnym źródłem inspiracji. Lubię takie określenie, czy też
taki sposób postrzegania sztuki, że istnieje ona poza czasem. Nie
interesuje ją publicystyka. Co to dla mnie znaczy? Wydaje mi się, że
w sztuce nie ma postępu. Jeżeli patrzylibyśmy na nią w ten
sposób, oznaczałoby to, że każda kolejna epoka w dziejach sztuki
będzie coraz doskonalsza. A przecież wcale tak nie jest. Zmieniły
się sposoby malowania rzeczywistości, zmieniła się technologia i
dziś w zasadzie można wszystko. Ale problemy, które podejmujemy
dzisiaj są takie same jak dawniej. Dlatego oglądając sztukę dawną mam
przedziwne poczucie braku przemijalności. Znika niepokój. A
rzeczywistość staje się jeszcze bardziej sobą. Jerzy Nowosielski w
„Uwagach malarza o konformizmie” pięknie tam to opisuje. Ostatnio miałem okazję w
Kusthistorisches Museum w Wiedniu podziwiać portrety fajumskie pochodzące
mniej więcej z I wieku przed Chrystusem. Przeżyłem tam
autentyczne spotkanie z tą portretowaną osobą! Mają one w sobie
niesamowitą moc reprezentacji, uobecnienia. To co podoba mi się w sztuce dawnej to jej ikoniczny charakter. Nie skupia ona na
samej sobie. Wrogiem sztuki jest idolatria, gdzie samo dzieło, czy
też artysta, staje się centrum uwagi. Takie postawienie sprawy - rozdział na
sztukę dawną i sztukę współczesną - każe mi także odnieść
się do zjawiska tzw. awangardy, która tradycję właśnie
postrzegała jako coś negatywnego. Jako coś co zniewala, co zamyka
na to co nowe, odkrywcze. Stąd postulat, żeby spalić muzea.
Wszystko w imię wielkiego resetu, który miał wyzwolić
twórczość, nie podlegającą żadnym wpływom. Sztukę nową,
sztukę dla sztuki itd. Odrzucić tradycję to uznać, że nikomu nic
nie zawdzięczam, tworzę wyłącznie z siebie. Ze swojego wnętrza.
Postawę taką odrzucam i uznaję za fałszywą, niemającą nic
wspólnego z twórczością.
Artystyczne spojrzenie: Czy znajomość dziejów sztuki
pomaga, czy raczej przeszkadza przy tworzeniu, bo przecież wszystko
już było?
Kazimierz Borkowski: Trzeba sobie najpierw odpowiedzieć na
podstawowe pytanie: po co jest sztuka? Bo skoro wszystko już było,
to po co dalej tworzyć? Sztuka w mojej ocenie nie polega na
tworzeniu nowinek. Na niezdrowym poszukiwaniu oryginalności.
Oryginalność to coś co powstaje jakby samoistnie. Obok. Sztuka
jest nierozerwalnie związana z rzeczywistością, nadaje jej sens,
uzasadnia ją. Jest taki fragment w „Ikonostasie”
Pawła Flereńskiego, w którym pisze on o potrzebie współczesnej
sztuki, aby być oryginalną. Pisze to w kontekście ikony, próbując
odpowiedzieć na pytanie: czy artysta malujący ikony może być
oryginalny, korzysta przecież z gotowych przepisów, schematów,
innymi słowy działa w obrębie ustalonego kanonu? Pada tam, ważna
w mojej ocenie, wskazówka – bardziej niż chęć bycia oryginalnym,
powinno być obecne w artyście pytanie, czy prawdziwe jest to co
tworzy.
Artystyczne spojrzenie: Jakie są Pana plany artystyczne
na najbliższą przyszłość? Wystawa w galerii Floriańska 22, na której pokaże Pan swoje prace trwać będzie do połowy
marca, a co potem?
Kazimierz Borkowski: Nie wiem, czas pokaże. Zostałem
zaproszony do udziału w ciekawej wystawie, która jest na razie w
fazie projektu, a która będzie dotyczyła problemu twarzy, oblicza,
reprezentacji.
Artystyczne spojrzenie: Bardzo dziękuję, że zgodził się odpowiedzieć na moje pytania.
Rozmawiała: Ewa Mecner
Foto: z archiwum artysty
Komentarze
Prześlij komentarz