O awangardzie, baroku i otulinie antropologicznej


W cyklu Wywiad z artystą - Łukasz Huculak

Artystyczne spojrzenie: Pana obrazy można obecnie oglądać na poświęconej awangardzie wystawie "3934. Sto lat awangardy" we wrocławskiej galerii Socato. W tym roku obchodzimy Stulecie Awangardy, jest mnóstwo wystaw związanych z tym tematem, a z drugiej strony zapytany przeze mnie o awangardę dzisiaj profesor Janusz Tarabuła, związany z Grupą Krakowską w wywiadzie jakiego mi udzielił powiedział: "Nie można mówić o awangardzie w sztuce najnowszej; jest to pojęcie historyczne. To w latach 20-tych zmieniał się paradygmat sztuki. Obecnie pozostało tylko poszukiwanie oryginalności." To jak to jest z tą awangardą – istnieje, nie istnieje, jest wyłącznie odniesieniem do sztuki przeszłości?

Łukasz Huculak: No tak, awangardowość w okresie międzywojennym była trendem dominującym. Wiemy, że nie bez związku z tym, co się działo w okopach – dadaizm, ostatecznie chyba nurt najpłodniejszy, najśmielej podważający zastane formuły w warstwie refleksji i rozwiązań formalnych, był w znacznej mierze reakcją na wojnę. Choć i wtedy pojawiały się postawy klasycyzujące w kręgu surrealistów, Nowej Rzeczowości czy Pittura Metafisica. To co mówi profesor Janusz Tarabuła jest więc poniekąd prawdą, jak prawdą jest, że sztuka była czymś innym przed narodzinami nowożytnego kolekcjonerstwa. Przed modernizmem nie mówiono o awangardzie w kontekście praktyki artystycznej i w tym sensie jest to pojęcie historyczne, tak jak sztuka dla Beltinga, który bada funkcje obrazu „przed epoką sztuki”. Zresztą teraz, w zgodzie z modą na rozmaite „post”, spodziewamy się kolejnej ery post-sztuki. Pytanie tylko, czym dla malarza (dla praktyka) powinny być historyczne systematyki, teoretyczne granice. To zawsze są jakieś generalizacje, pożyteczne, o ile pomagają w orientacji, mniej, jeśli budują jakieś nieprzekraczalne bariery i wrażenie determinizmu. Generalnie można zgodzić się z prof. Januszem Tarabułą, ale to będzie umowa. Owszem – sporo jest dziś realizacji polegających na pozornie nieoczywistych skojarzeniach i przeceniających wizualną efektowność, nie potrafiłbym jednak osobiście bronić tezy, że nie zdarzają się rzeczy naprawdę odkrywcze. Przełomowość funkcjonalna modernizmu polegała na silnej wierze, że formy wizualne wpłyną na ewolucję społeczną. W tym momencie nie widzę szerokiego pola dla takich ambicji, ale wydaje mi się, że awangarda to termin szerszy. Nic nie przeszkadza patrzeć na awangardę w zgodzie z terminologią, jak na harcowników – ludzi, którzy operują w terenie na zasadzie przekroczenia, nieuprawnienia, gdzieś na peryferiach, po omacku. Dla mnie awangarda jest wszędzie tam, gdzie jest ryzyko zbłąkania, a przewidywalność to jedna z tych rzeczy, które lubię w malarstwie najmniej. Wydaje mi się, że jesteśmy w momencie, w którym osobny potencjał poszczególnych dyscyplin się wyczerpał i muszą one szukać rozwiązań na pograniczu. Nowe jakości mogą dziś powstać przede wszystkim jako wskazanie nowych, nieoczywistych relacji pomiędzy zjawiskami już istniejącymi, jakiś rodzaj krytycznego, niekumulatywnego eklektyzmu.

Artystyczne spojrzenie: Czy czuje się Pan artystą awangardowym?

Łukasz Huculak: Awangarda to pionierstwo, zasiedlenie-obejmowanie terenów z punktu widzenia danej dyscypliny jałowych lub pustynnych. Awangardowe dzieła to takie organizmy pionierskie, które pojawiają się w miejscach „trudno dostępnych”, i nie chodzi mi rzecz jasna o miejsce ekspozycji, ale obszar formalnych lub teoretycznych eksploracji. Tu pojawia się niebezpieczeństwo – ponieważ są to obszary nowe, łatwo można za coś istotnego uznać wulgaryzację starego i istnieje takie ryzyko wywrotki podczas „koszenia zakrętu”. Przyklejanie włosów do obrazu zawsze budziło moją podejrzliwość jako swoiste kuglarstwo. Rozpatrując to w kategorii celów i narzędzi - nowatorskość nie była nigdy dla mnie kategorią kluczową i autonomiczną. Mam wrażenie, że skupienie na oryginalności nie wnosi sensów automatycznie. Jest raczej wartością dodaną. Cenię bezwzględnie niepowtarzalność i nieoczywistość malarską, ale to nie one determinują zasadniczą wartość obrazu. To nie są generatory, które tworzą jakość, tylko atraktory zasysające uwagę odbiorcy.

Artystyczne spojrzenie: Uprawia Pan malarstwo, a więc gatunek sztuki tradycyjny, ja znajduję w nim wiele odniesień do sztuki baroku, choćby wątek wanitatywny, martwe natury z czaszkami... Chciałabym zapytać czy jako twórca współczesny odnajduje Pan interesujące treści w sztuce dawnej i czy są tacy artyści w minionych wiekach, którzy Pana fascynują?

Łukasz Huculak: Oczywiście, barok jest zresztą bardzo nowoczesny, „autoświadomy”. Muszę przyznać, że są wśród tego,  co budzi moje malarskie zainteresowanie, zjawiska pierwotniejsze. Ostatnio widziałem malarstwo pompejańskie. Tam było wszystko. Perspektywa, konstruktywizm, dekoracja, mistycyzm. Generalnie mam wrażenie, że modernizacja w sztuce polegała na dowartościowywaniu form wizualnych uznawanych klasycznie za niepełnowartościowe – szkicu (gestualizm), destruktu (malarstwa materii) czy non finita (abstrakcja geometryczna to takie odsłonięcie podmalówki). Nawet tak klasycyzujące w warstwie formalnej zjawiska jak surrealizm uznałbym za rodzaj "non finito" narracyjnego, a Duchamp jawi się w tej perspektywie jako naturalne zwieńczenie awangardowej aprecjacji „niedokonania”. Konceptualizm doprowadza szkicowość do granic, nie dając nic, poza konceptem w fazie mentalnego skojarzenia. W praktyce pojawiały się potem w obszarze sztuki nowe formy wizualne, ale teoretycznie to właśnie to otworzyło sztukę na dowolnie szeroką klasę przedmiotów (realnych i idealnych) wcześniej pozostających poza nią. Tak, oczywiście, cała przestrzeń historyczna jest dla mnie równoważnym światem równoległym. Jeśli mam wyznać, co zrobiło na mnie wrażenie po raz pierwszy, to w głębokim dzieciństwie mały wizerunek ryb z katakumb antycznych, zamieszczony w encyklopedii PWN - to było moje pierwsze doświadczenie estetyczne. Ugrowo-szary kleks, bardzo nowoczesny w jakimś sensie, dużo wyobraźni trzeba było użyć, aby w nim coś zobaczyć. Potem już świadomie Potworowski, de Stael, Rothko. Malarstwo historyczne później, ale wydaje mi się, że to naturalny proces - dla mnie starzy są mistrzami, bo są nowocześni. Ja widzę tu raczej analogie i ewolucje niż tauromachie i rewolucje – Fangor to ostateczne wnioski ze sfumato Leonarda, a renesans ferraryjski i Uccello to zaczątki kubizmu. Ewolucja polega na wyolbrzymieniu cech, które kiedyś były tylko szczątkowe, podniesieniu narzędzi do funkcji samodzielnego celu, lub przeniesieniu rozwiązań z jednego zbioru do innego. Tak dokładnie było z abstrakcją, która była przecież zawsze, tylko przypisana do obszaru rzemiosła – była dekoracją, a nie metafizyczną głębią.

Artystyczne spojrzenie: Co jest ważniejsze dla malarza – doskonale opanowane rzemiosło czy spontaniczność, wena twórcza niekoniecznie poparta dobrym warsztatem?

Łukasz Huculak: Obie są ważne, a kluczowe, jak zwykle, są pewnie proporcje. Z nadproduktywnością weny może być słabo, kiedy nie ma narzędzia, aby ją stosownie „utrwalić”. Z drugiej strony obserwuję u osób o naturalnej łatwości pewien uwiąd odpowiedzialności. Dziś, kiedy dostęp do informacji jest bezwiedny, wszystkie zdobycze funkcjonują w sztuce naprzemiennie, najbardziej wzięci artyści są często po prostu biegłymi żonglerami, a styl często nie celem, do którego się dochodzi, ale narzędziem, którym się kokietuje. Wolę chyba źle namalowany obraz o czymś, niż super technologie o niczym. Prymitywizm jest mi bliski, choć tylko wtedy, gdy nie jest ludyczny – widzę ostro granicę pomiędzy folklorem, a sztuką. Polotu nie można się nauczyć. To jakaś wrodzona swoboda. Ale, o ile ewolucja trwa nadal, nawet jeśli nie ma radykalnie nowych rozwiązań formalnych, są ich nowe zastosowania – więc technologia też jest ważna.

Artystyczne spojrzenie: Na wystawie "3934.Sto lat awangardy" możemy obejrzeć obrazy wnętrz – czy to prawdziwe wnętrza zostały tu uwiecznione, czy wyobrażone?

Łukasz Huculak: Mnie z awangardą kojarzy się głównie geometria. Wiele innych trendów – abstrakcję niegeometryczną czy surrealizm – widziałbym po prostu jako apogeum romantyzmu. A konstruktywizm to był naprawdę krok naprzód, nowa definicja celów malarstwa: kolor i charakter związku (granic, relacji) pomiędzy kolorami. To jest dla mnie sedno obrazu, sedno wizualności, w zgodzie z teorią widzenia Berkeleya. Obrazy z wrocławskiej wystawy przedstawiają wnętrza prawdziwe, choć w świetle teorii Berkeleya trudno powiedzieć, co miałoby to znaczyć. Trzy z nich powstały na podstawie zdjęć ze współczesnych ekspozycji, wystaw, na których byłem. Chciałem w nich wydobyć związki modernistycznej abstrakcji z religijnym ikonoklazmem, z tą nową definicją mistyki, która nie poszukuje już zapośredniczonego formalnie opisu, ale bezpośredniego doznania. Pokazać wnętrza galerii w analogii do wnętrz kościelnych Pietera Saenredama. Jedna praca nawiązuje do awangardy bezpośrednio i dotyczy słynnego pokazu Malewicza w hotelu Polonia. Zaciekawiło mnie to krzesło, które tam stoi, i cień, który rzuca pośród obrazów „bezprzedmiotowych”, czyli pozbawionych modelunku światłocieniowego - reliktu realizmu. Już u Dantego cień jest dowodem realnego istnienia.

Artystyczne spojrzenie: Czy na Pana prace wpłynęła też literatura lub poezja, bo na stronie internetowej możemy przeczytać np. wiersz Byrona oraz rozważania filozoficzne?

Łukasz Huculak: Nie nazywałbym tego „rozważaniami filozoficznymi”, to krótkie komentarze dotyczące związku pomiędzy poszczególnymi pracami i cyklami. Byron towarzyszy czaszkom. Ten wiersz poszedł także do katalogu wystawy „Późne objawy śmierci”. Wszystko na mnie wpłynęło. Literatura, muzyka, nauka, religia – cała ta otulina antropologiczna. Ilustracyjność oczywiście mnie nie interesuje, ale związki słowa i obrazu są bliskie, choć skomplikowane, oba systemy mają podobną funkcjonalność, ale inne pole oddziaływania…Ostatnio myślę, że w sztuce chodzi o to, aby pokonać dwa największe nasze ograniczenia – czasowe i przestrzenne. To jest podstawowa funkcjonalności sztuki, a jej forma wizualna po prostu jest aktualizowana w każdej epoce, lub środowisku.

Artystyczne spojrzenie: Mieszka Pan we Wrocławiu; czy jest w tym mieście coś szczególnie inspirującego, jakieś miejsca, które wywierają wpływ na Pana twórczość?

Łukasz Huculak: Bezwzględnie jest to miejsce, które ma potencjał, historycznie, kulturowo i wizualnie. Śląsk był bardzo rozdrobniony feudalnie, i to dawało rozmaitość mecenatu. Lubię odkrywać nieoczywiste obiekty w niepozornych miejscach, w samym mieście i okolicach – Mauzoleum Piastów w św. Klarze, nagrobek Spaetgena w św. Dorocie, Goszcz, Luboradz, Majułowice, pojedyncze obiekty w pojedynczych kościołach, ślady działalności warsztatów czeskich i artystów austriackich. Lubię takie zapyziałe miejsca jak muzeum diecezjalne, ale lubię też hydroelektrownie Berga i przemysłową zabudowę Nadodrza. Długo można mówić, fascynujące historie procesów o czarownictwo w Księstwie Nyskim, a potem czwarta metropolia Rzeszy i ośrodek modernizmu. Woda, dużo wysp i mostów. Miasto Purkiniego, który badał neurony i procesy percepcyjne, Hugo Steinhausa i Maxa Borna. I jak ostatnio się dowiedziałem, był tu nawet przez moment Cornelius Ghijsbrechts.

Artystyczne spojrzenie: Jak wygląda Pana pracownia – starannie uporządkowana, schludna czy też przeciwnie? W jakich warunkach najlepiej się Panu pracuje? Słucha Pan muzyki przy pracy?

Łukasz Huculak: Staram się utrzymać porządek, źle toleruję chaos i brud. Najchętniej – duża, jasna hala, ale nie mam. Jeśli muzyka to Scelsi, Morton Feldmann, Enescu, Sikorski, IRCAM, Studio Eksperymentalne, te okolice. Ostatnio dużo utworów perkusyjnych. Czasem cisza lub radiowa Dwójka.


Artystyczne spojrzenie: Czy zdarza się Panu nie kończyć prac i odkładać je na później, by wrócić do nich po jakimś czasie?

Łukasz Huculak: Nagminnie. Czasem odkładam i potem już zostawiam, czasem wyciągam coś „skończonego” i stwierdzam, że to przemaluję. Takie obrazy z nagłego olśnienia lubię najbardziej. Natchnienie jest dla mnie ujawnieniem się jakiejś skomplikowanej relacji, która wcześniej pozostawała niejasna. Cały proces nie może być zanadto uporządkowany. Jeśli obraz powstaje wedle recepty, metodyczne, i wiemy od początku jaki będzie koniec, to malarstwo staje się mechaniczne i przewidywalne. Zostawianie obrazów czasem jest tchórzostwem, ale czasem pomaga zerwać logiczne ciągi myślowe, odnaleźć jakieś nowe relacje, tropy, czasem wprowadzić nagłe zwroty akcji. Zdarza się nawet, że kończę obraz do góry nogami. Lubię, kiedy na koniec otrzymuję coś zupełnie innego, niż spodziewałem się na początku.

Artystyczne spojrzenie: Czy są takie obrazy dawnych lub współczesnych klasyków malarstwa, które wywarły wpływ na Pana twórczość?

Łukasz Huculak: Tak, pewnie jest dużo klasyków, ale klasycy posilają zbyt obficie. Ja wolę posiłki postne, szukam obrazów, postaw artystycznych, zjawisk, które nie są klasyczne w tym sensie, że są peryferyjne, umykają klasyfikacji, są albo za wcześnie, albo za późno, albo nie dość, albo za mocno. Albo po prostu nie rozpoznane czy zapomniane.  Lubię odkrywać coś spoza podręcznikowego kanonu. Każda epoka ma takich niedoszacowanych artystów, nie wierzę w historyczną sprawiedliwość. Barthelemy d’Eyck w XV wieku, de Coorte w XVII, czeski kubizm, Janikowski w powojennej Polsce. I wielu bezimiennych, bez atrybucji. Z konkretnych obrazów – pies Goi, łódka na lagunie Guardiego, Saenredam z Warszawy czy  El Lissitzky z Thyssen-Bornemiszy, którego ostatnio wytropiłem na obrazie Sandora Bortnyika w Budapeszcie. 

Artystyczne spojrzenie: Jakie są Pana plany artystyczne na najbliższą przyszłość?

Łukasz Huculak: Konstruuję wystawę o czarownicach. To będzie wystawa zbiorowa i pod tym kątem pracuję nad jakimś połączeniem pejzażu, bardzo fizycznej, skalistej natury z geometrią. Wczesną wiosną w Budapeszcie będę brał udział w projekcie „Numinosum”. Cały czas myślę o jakiejś aktualizacji martwej natury, o malowaniu przedmiotów (cykl „re”), ale także nad uprzestrzennieniem informelu.  Po wakacjach może uda mi się pokazać kilka wystaw indywidualnych, wciąż dopracowuję czaszki i powstaje cykl o sarkofagach. 

Artystyczne spojrzenie: Bardzo dziękuję, że zgodził się Pan odpowiedzieć na moje pytania.

Łukasz Huculak: Ja również dziękuję.

Rozmawiała: Ewa Mecner
Foto: z archiwum Łukasza Huculaka


Komentarze

  1. SZACUN ŁUAKSZ ! "Natchnienie jest dla mnie ujawnieniem się jakiejś skomplikowanej relacji, która wcześniej pozostawała niejasna. Cały proces nie może być zanadto uporządkowany. Jeśli obraz powstaje wedle recepty, metodyczne, i wiemy od początku jaki będzie koniec to malarstwo staje się mechaniczne i przewidywalne. Zostawianie obrazów czasem jest tchórzostwem, ale czasem pomaga zerwać logiczne ciągi myślowe, odnaleźć jakieś nowe relacje, tropy, czasem wprowadzić nagłe zwroty akcji. Zdarza się nawet, że kończę obraz do góry nogami. Lubię, kiedy na koniec otrzymuję coś zupełnie innego, niż spodziewałem się na początku."

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Flamenco to sposób bycia, śmiechu...kochania..." – wywiad z artystą flamenco FARRU