Tryptyk baletowy Lumiere w Operze Wrocławskiej
Foto: Karpati &Zarewicz
Zachwycająca, zmysłowa, pełna kolorów i niezwykłości - taka była premiera baletowego tryptyku "Lumiere" w Operze Wrocławskiej zasłużenie nagrodzona burzą oklasków zarówno dla tancerek i tancerzy z baletu kierowanego przez Małgorzatę Dzierżon, jak i dla znakomitych światowej sławy choreografów oraz tradycyjnie już wspaniale towarzyszącej baletowi orkiestrze Opery Wrocławskiej pod kierunkiem Rafała Karczmarczyka, dyrygenta, który doskonale muzycznie poprowadził nas przez wszystkie trzy części tego taneczno- świetlnego widowiska.
Troje wybitnych choreografów (Meryl Tankard, Jiri Kylian, i Rafael Bonachela) stworzyło oszałamiający spektakl pełny światła, ruchu i tańca. Ta muzyczna uczta została stworzona do muzyki Maurice'a Ravela i Ezia Bosso. Składa się z trzech części – "Bolero", "Un Ballo" oraz "6 Breaths". Łączy je taniec i światło splecione w wyrafinowaną muzyczną opowieść.
Wrocławska Opera coraz częściej daje swoim wielbicielom możliwość podziwiania baletu, w którym przecież jest niesamowity potencjał taneczny, zwłaszcza że właściwie wszystkie trzy części LUMIERE to wymagające i wyczerpujące, momentami niemal akrobatyczne przedstawienie. Członkowie baletu są młodzi i niewyobrażalnie fizycznie wytrzymali. Patrząc zwłaszcza na drugą i trzecią odsłonę Lumiere można było podziwiać choreograficzne układy, które wręcz zapierały widzom dech w piersiach. Zwłaszcza ostatnia część przygotowana przez Rafaela Bonachelę do muzyki Ezio Bosso to był prawdziwy wzruszający do głębi majstersztyk – pełen zmysłowości, finezji, refleksji i zadumy. Tancerze stworzyli taneczny ekwiwalent uczuciowości w różnych jej odcieniach.
"Six Breaths", czyli "Sześć oddechów" wywoływało we mnie niezwykłe doznania - oczarowania pięknem miłości, tajemnicy życia, które umyka niepostrzeżenie i którego nie sposób zatrzymać. Bardzo dużą wagę choreograf przywiązywał do stworzenia płynności ruchów, synchronizacji układów baletowych i muzyki stworzonej przez włoskiego kompozytora.
Ta ostatnia część tryptyku Lumiere, była niczym mistycznie gasnące światło, a premierowe wykonanie "6 Breaths", które odbyło się w Operze Wrocławskiej 8 listopada, w miesiącu pełnym zadumy, szarości zanikających kolorów przyrody, przywoływało uczucia nostalgii i melancholii, które zwieńczyło ten urzekający spektakl. Nie ukrywam, że właśnie ta część "Lumiere" najbardziej mi się podobała, najmocniej na mnie oddziałała, a muzyka Ezio Bosso, zagrana na 6 wiolonczel i fortepian, wcześniej zupełnie mi nieznana, pozostała ze mną na resztę sobotniego wieczoru.
Tryptyk, który rozpoczęło ogniste, pełne hiszpańskiej ekspresji BOLERO w niemalże filmowej choreografii muzy Piny Bausch Meryl Tankard współpracującej z artystą multimedialnym Regisem Lansakiem ( po pokazie w Lyonie określono tę wersję utworu Ravela jako "film animowany"); płynnie przeszedł do kolejnej części spektaklu "Un Ballo", składającej się z opracowanych choreograficznie i scenograficznie przez Jiriego Kyliana utworów "Menuet z Nagrobka Couperina" – pełnego funeralnego klimatu (ciemności rozświetlone zawieszonymi nad sceną lampkami) oraz "Pawany na śmierć infantki" odwołującej się do malarstwa hiszpańskiego mistrza Diego Velazqueza i jego słynnych "Las Meninas". W "Un Ballo" kostiumy zaprojektowane przez Joke Visser nawiązują do autentycznych barokowych sukni.
W sto pięćdziesiątą rocznicę urodzin Maurice'a Ravela, awangardowego w swoich czasach kompozytora francuskiego, bardzo silnie związanego z kulturą hiszpańską (jego matka była Baskijką), w Operze Wrocławskiej mogliśmy poczuć jak twórczość Mistrza zmienia się – dając współczesnym wielbicielom muzyki, radość i piękno, które dzięki znakomicie przygotowanym tancerkom i tancerzom baletu Opery Wrocławskiej, uwydatniło różnorodne oblicza twórczości francuskiego kompozytora.
Od "Bolera", najbardziej znanego dziś dzieła, skomponowanego przez Ravela, na zlecenie tancerki Idy Rubinstein w 1928 roku, składającego się z powtarzającego się i narastającego motywu zwieńczonego efektownym crescendo, pokazanego w sposób jakiego chyba nikt kto nie widział wcześniej "filmowej" i malowanej światłami choreografii Meryl Tankard – się nie spodziewał, po pełną ascezy, kontemplacji i wyrafinowanego barokowego światłocienia "Un ballo" w choreografii Kyliana, mogliśmy doświadczyć naprawdę niezwykłego pokazu, który wraz z cielesno-zmysłowym "Six Breaths" w choreografii Bonacheli uświadomił nam możliwości, jakie daje pokazanie na nowo twórczości takich mistrzów awangardy jak Maurice Ravel (1875-1937), a współcześnie Ezio Bosso (1971-2020).
Premiera 8 listopada 2025 r.
Komentarze
Prześlij komentarz