Patriotyczno-romantycznie w "Strasznym dworze"
"Straszny dwór" w Operze Wrocławskiej to spektakl postmodernistyczny, nieco ekscentryczny, ze swobodnie przepływającą między epokami polską historią oraz czasem i pełniącym kluczową rolę zegarem z kurantem, który zaiste śmieszy, tumani i przestrasza. Takiego współczesnego, filmowego i przygodowego (!) spektaklu operowego z librettem dziewiętnastowiecznego pisarza i aktora Jana Chęcińskiego (1826-1874) do, jak się okazuje, wciąż interesująco brzmiącej muzyki Stanisława Moniuszki (brawo orkiestra pod batutą Miriana Khukhunaishvili!); dzieła pełnego miłości i tańca, wspaniałych młodych gwiazd i doświadczonych solistów Opery Wrocławskiej - dał melomanom zakosztować niemiecki reżyser polskiego pochodzenia Bruno Berger-Gorski.
Ta klasyczna opowieść z mocnym wątkiem wrocławskim (akcja rozpoczyna się w tużpowojennym Wrocławiu), to dzieło adresowane do współczesnego europejskiego odbiorcy, który jak sądzę ani przez moment się w Operze Wrocławskiej nie znudzi. Mamy tu niemal fredrowski lekki humor, trochę mickiewiczowskich klimatów rodem z "Pana Tadeusza", wybitne kreacje aktorskie, i prawdziwą komedię romantyczną w europejskim stylu, pełną historyczno-patriotycznych odniesień, znakomitej choreografii i zachwycających kostiumów, w których bohaterowie (śpiewacy) czują się swobodnie i z wdziękiem żonglują tym co dawne i tym co współczesne. Zobaczyć tu można wytworne fraki, żupany, satynowe piżamy i szlafroki, przybijanie piątki i ponadczasowe tęsknoty za rodzinnym domem i miłością, dla której warto sprzeniewierzyć raz dane słowo przysięgi o pozostaniu w stanie bezżennym.
Najnowsza premiera w Operze Wrocławskiej przerzuca pomost między dawnymi a nowymi czasami. Zobaczymy tu dwóch braci i dwie siostry, dwa domy (siedlisko braci stolników i tytułowy dwór należący do Miecznika i jego urodziwych córek). Jest i stryjenka młodych paniczów Cześnikowa, w brawurowym wykonaniu Barbary Bagińskiej, która prócz niesamowitych partii wokalnych, daje też prawdziwy popis gry aktorskiej, a jest przy tym niezwykle wiarygodna i zachwyca publiczność, która podąża za jej intrygami, dzięki wizualizacjom (Karolina Jacewicz) przywodzącym na myśl słynną scenę wojennego lotu bombowcem Johna Belushiego (z cygarem i w skórzanej czapce) z filmu "1941" Spielberga.
"Straszny dwór" to gwiazdorski popis aktorskich umiejętności śpiewaków i śpiewaczek różnych pokoleń. Zabobonny Maciej (rewelacyjny Jacek Jaskuła) kryjący się pod prześcieradłem przed przeklętym upiornym zegarem, w którym jak mu się zdaje zamieszkują kłótliwe praprababki, wszczynające rumor po nocy, ale i pełen dostojeństwa Miecznik (Łukasz Motkowicz doskonale wpisuje się w tradycję zamożnych staropolskich posiadaczy ziemskich), wystąpili tu wraz z młodym, ale już utytułowanym pokoleniem śpiewaków operowych. Jako Stefan wystąpił utalentowany tenor Piotr Buszewski, który kształcił się w USA i Europie (jego mistrzowska Aria z kurantem nagrodzona została spontanicznymi brawami wrocławskiej publiczności), a bas Paweł Horodyski związany z Bayerische Staatsoper w Monachium to młody śpiewak, któremu już teraz wróży się wielką zawodową przyszłość. Do młodego pokolenia śpiewaków należy też wcielający się w Pana Damazego Paweł Żak, który występował już nie tylko w Polsce, ale i we Włoszech. Doskonale wypadł jako młody zalotnik, pełen bufonady wielbiciel miecznikowych córek (wszystko jedno których - wszak zależy mu wyłącznie na poślubieniu majątku). To rola lekka, komiczna i finezyjna, ale nie pozbawiona politycznych konotacji (Damazy odziany jest wspaniale, po napoleońsku, a potem zmienia się w kogoś kim naprawdę jest - klauna, który ukrywa się przed efektami swoich niecnych działań).
Bohaterowie "Strasznego dworu" z wdziękiem i pewną dezynwolturą przenoszą się w czasie. Spektakl rozpoczyna się w XX wieku, na zgliszczach Festung Breslau, tuż po zakończeniu II wojny światowej, potem akcja przenosi się do dawnego siedliska braci stolników, wracających z wojny żołnierzy, pilnie oczekiwanych w swym domu, by ostatecznie znaleźć się w pozornie sielskim dworze Miecznika - domostwie, które wystylizowane jest na zamek z horroru, a mieszkają w nim urodziwe młode panienki niczym w "Pannach z Wilka" Iwaszkiewicza. Jadwiga (mezzosopranistka Aleksandra Opała) i Hanna (sopranistka Hanna Sosnowska-Bill), blondynka i brunetka, są młodymi paniczami niezwykle zainteresowane. Z wzajemnością. Te pary zostały dobrane bardzo staranne, a akcja toczy się wartko i z pięknymi ariami.
Nie sposób pominąć tu znakomicie jak zawsze przygotowanego baletu (Bożena Klimczak). Taniec służących z miotłami, ale i pląsy kucharzy z pokrywkami naprawdę robią wrażenie, a sceny te momentami sprawiają, że Opera Wrocławska kilkakrotnie zmienia się w obrazy jakby żywcem wzięte z malarstwa małych mistrzów holenderskich (scena w domu stolników). Taniec odgrywa w "Strasznym dworze" ważną rolę, także symboliczną. Końcowy olśniewający barwami strojów wirujących wokół tancerzy mazur, tańczony nie tylko dla prawdziwej operowej publiczności, lecz i dla zgromadzonych na scenie statystów, zaciekawionych folklorem egzotycznego kraju, którzy fotografują wszystko komórkami, jest jak się wydaje dopełnieniem szalonego tańca biskupa w purpurze, króla Stanisława Augusta Poniatowskiego i carycy Katarzyny. Są i nożyce, którymi zaborcy przycięli Polskę z każdej strony... "Straszny dwór" to udana premiera rozpoczynająca nowy sezon w Operze Wrocławskiej.
PREMIERA 12 września
OBSADA
Komentarze
Prześlij komentarz