Magia, abstrakcja i Grecja w Galerii Miejskiej we Wrocławiu

To wystawa, która jest nie tylko prezentacją trzech niezwykłych osobowości twórczych, ale też znakiem naszych klaustrofobicznych covidowych czasów. Ekspozycja "Mity, symbole, abstrakcje/ tryptyk głogowski" czynna we wrocławskiej Galerii Miejskiej przesycona jest atmosferą zamknięcia (lockdown), w czasie którego część tych obrazów powstała i marzeniami artystów o wolności, pięknie rozległego otwartego pejzażu, a także prawdziwych, doznawanych na żywo kolorach, które wypełniają prace trojga głogowskich artystów. Trójka jest jak sądzę ważną cyfrą porządkującą prezentowane dzieła. Artystów jest troje. To Telemach Pilitsidis, Roma Pilitsidis oraz Małgorzata Maćkowiak. Ich twórczość jest autonomiczna i osobna, bo każdy z nich porusza się w kręgu własnych, charakterystycznych dla siebie motywów i stylistyk. Na swój sposób łącznikiem jest tu Grecja (nie tylko z uwagi na pochodzenie dwojga z prezentowanych twórców), której oddziaływanie przenika malarstwo nadrealistyczne Telemacha Pilitsidisa (zwłaszcza prace z lat 90.XX w.), tworzącego niepokojące, katastroficzne, pełne zniszczenia i rozpaczy krajobrazy ("Lęk rodzi zmory", "Po nas tylko..."), dominuje w abstrakcyjnych rozważaniach Romy Pilitsidis ("Stan obecny", "Cisza") , a także pojawia się w niebieskościach pejzaży ("Droga do Bamfield") oraz prac pełnych znaków i alchemicznych symboli (cykl Genesis) stworzonych przez Małgorzatę Maćkowiak. W chłodnych salach wrocławskiej galerii spacerować można w muzyczno-poetyckich klimatach ekspozycji, która w realu nie miała wernisażu. To znak czasów, gdyż w ostatnich miesiącach wiele galerii i muzeów, zdecydowało się otworzyć wystawy z zachowaniem wyjątkowych środków ostrożności. Zatem i we Wrocławiu obyć się musiało bez tłumu, jaki w Galerii Miejskiej przybywał zwykle na uroczyste otwarcie. Bez koncertu i zastawionych stołów, bez wina w kieliszkach i gwaru rozmów wernisażowych gości. Wystawę "Mity, symbole, abstrakcje/ tryptyk głogowski" zwiedzałam samotnie, w maseczce, dezynfekując ręce płynem odkażającym. Z upału wypełniającego ulicę Kiełbaśniczą  wkroczyłam w świat uwięzionej greckiej nostalgii. Ta wystawa okazała się dla mnie wspomnieniem moich greckich wyjazdów, specyficznego światła na greckich wyspach, gdzie słońce gaśnie przechodząc w upalny zmierzch z księżycem oświetlającym fale morskie. Przywołała fragmenty wspomnień, niepowtarzalne i pełne uroku, wolność i swobodę przemieszczania się po pełnych zabytków antycznych miastach, spotykania życzliwych Polakom Greków, cudownej muzyki i pysznego jedzenia, tego wszystkiego czego uwięzieni w swych domach w marcu i kwietniu, przerażeni zagrożeniem epidemiologicznym, słuchający szczekaczek jeżdżących po Wrocławiu, zostaliśmy pozbawieni. Wtedy wydawało się, że na zawsze. Artyści na swój sposób odreagowują sytuację, która ich otacza, starają się znaleźć drzwi do wolności i piękna, które na kilka miesięcy zamarło. Te emocje widać w wielu prezentowanych na wystawie pracach. Głogowscy artyści co prawda  pokazali także obrazy wcześniejsze, z różnych okresów swojej twórczości (co ciekawe, znakomicie wpasowujące się jednak w obecny klimat), ale w galeryjnej sali na górze i w części piwnicznej, wywołujące dziś pewien rodzaj nostalgii. Są zaproszeniem nadchodzącym ze świata beztroski, z krainy gdzie natura i sztuka splecione są w jedno. Troje artystów pokazuje nam swoje myślenie o świecie, daje nam pokaz twórczej wolności, zachęca do wsłuchania się w muzykę i przyglądania się malarstwu. Nasycone wibrujące abstrakcje Romy Pilitsidis przyciągają wzrok niczym dzieła Wojciecha Fangora czy Marka Rothko. Na surrealistycznych obrazach z lat 90. XX w. Telemacha Pilitsidisa rozgrywają się osobliwe sceny, pełne lęku i rozpaczy. Jednak to tajemne pejzaże w błękitach namalowane przez Małgorzatę Maćkowiak naprawdę mnie zachwyciły. Niczym w księgach Zbigniewa Makowskiego malarstwo głogowskiej artystki dotyka głębi piękna zawartego w połączeniu tego co pisane i tego co malowane, znaku i plamy barwnej, koloru i kształtu, tego co literackie i tego co magiczne, mistyki i matematyki. Na wystawie warto pochylić się nad tymi pracami i poczuć prawdziwą wolność sztuki sięgającej w miejsca, gdzie nawet covid-19 nie powstrzyma nas przed marzeniami. To wystawa stworzona w ciężkich dla artystów i galerii czasach, ale warto ją odwiedzić i uświadomić sobie, że sztuka jest wolnością, a malarstwo otworzyć może furtkę, której nawet pandemia nie zatrzaśnie.

Wystawa czynna do 27 sierpnia 2020 r. 

Komentarze

  1. Bardzo dziękuję, że interesującą refleksję na temat wystawy "Mity, symbole, abstrakcje", szczególnie, że jakoś rymuje się z moimi przemyśleniami.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Nasze imprezy są flamenco, żyjemy flamenco, śpimy flamenco i jemy flamenco" – wywiad z Tomatito