Warto zobaczyć w polskich muzeach i galeriach, odc.29


Listopad to miesiąc, w którym najczęściej nie mamy ochoty wychodzić z domu, wyruszać na zwiedzanie odległych miast, niewiele też dzieje się w muzeach, które powoli kończą już sezon, a i w galeriach niezwykle trudno jest znaleźć coś interesującego.
Wyjątkiem może być wielka wystawa poświęcona twórczości Jana Hrynkowskiego w krakowskim Muzeum Narodowym, która otwarta została dosłownie kilka dni temu. To już ostatnia ekspozycja w MNK w tym roku. Hrynkowski to nieco mniej znany spośród formistów, którzy wykorzystywali doświadczenia futuryzmu, kubizmu i ekspresjonizmu, inspirowali się też sztuką ludową i starali się stworzyć nowoczesny styl narodowy.
Hrynkowski obok malarstwa, grafiki i rzeźby, zajmował się także scenografią teatralną oraz kolekcjonerstwem. Na krakowskiej wystawie można obejrzeć około 700 prac tego artysty.


Ciekawa aranżacja (ażurowa ściana z "okienkami", przez które podejrzeć można obrazy znajdujące się wewnątrz sali z tzw. Galerią), rozbudowane opisy i wypełnione obrazami, rzeźbami i innymi artefaktami "boksy", w których można usiąść na ławeczkach i popatrzyć na piękne portrety kobiet, martwe natury czy pejzaże - wszystko to sprawia, że ekspozycja przybliża nie tylko twórczość Jana Hrynkowskiego, ale i jego pokolenie. Oryginalnym zabiegiem jest wypełnienie pierwszej z sal pracami nauczycieli artysty, profesorów z krakowskiej ASP (Konstanty Laszczka, Stanisław Dębicki, Józef Pankiewicz) oraz kolegów Hrynkowskiego (np. Zbigniewa Pronaszki, którego prezentowany tu "Złoty cielec" niezwykle przypomina obrazy Malczewskiego), a także pokazanie wpływu, jaki na artystę wywarła wizyta we Lwowie u znanej pisarki Gabrieli Zapolskiej, kolekcjonującej dzieła francuskich malarzy (m.in. Paula Serusiera, którego obraz możemy obejrzeć na krakowskiej ekspozycji). Ta wystawa niezwykle barwna, pełna wielu odrębnych motywów, pokazująca artystę na tle jego czasów przywraca do życia pewną epokę, w której sztuka była radosna, pełna ruchu, tańca, inspirowana życiem wielkomiejskim, ale też pełna zachwytu nad urodą kobiecego ciała i lekko "skubizowanych" martwych natur o wspaniałych kolorach oraz awangardowych poszukiwań rzeźbiarskich, po których niewiele się zachowało (rzeźby Hrynkowskiego z okresu formistycznego nie przetrwały). Wystawa "Jan Hrynkowski. Opowieść artysty" czynna jest do 8 marca 2020 roku. Wstęp płatny. To ekspozycja, którą polecam szczególnie, podobnie jak wystawę "Idzie młodość! I Grupa Krakowska" w krakowskiej Kamienicy Szołayskich.


Wystawa prezentująca działalność I Grupy Krakowskiej jest równie oszałamiająco kolorowa, awangardowa, ale bardziej obrazoburcza niż raczej "stonowana" ekspozycja poświęcona Hrynkowskiemu. W Kamienicy Szołayskich możemy obejrzeć drugą odsłonę tej wystawy, która kilka miesięcy temu gościła w śnieżnobiałych salach Pawilonu Czterech Kopuł we Wrocławiu i tam nie wyglądała aż tak ekstatycznie i zwariowanie. W Krakowie wystawa ta ma w sobie taki łobuzerski zuchwały urok i wprowadza widza w zdumienie, gdyż sale nobliwej, zabytkowej kamienicy nie widziały chyba jeszcze takich napisów i kącików, gdzie można sobie popisać, co się myśli o sztuce, a naokoło wiszą kolorowe obrazy i awangardowe rzeźby  poustawiane niczym strażnicy...


Jednak trzeba pamiętać, że i w minionych latach Kamienicę Szołayskich nawiedzały dzieła bynajmniej nie tak grzeczne i stateczne jak te prezentowane na ekspozycji "Kraków 1900"... Nie tylko fanom sztuki międzywojennej polecam tę wystawę poświęconą  I Grupie Krakowskiej, którą można oglądać do 5 stycznia 2020 roku. Wstęp płatny.


Na trzecią z polecanych przeze mnie ekspozycji warto wybrać się do Chorzowa, gdzie w Miejskiej Galerii Sztuki MM można obejrzeć "Przemiany" pokazujące niesamowite rzeźby ceramiczne Łukasza Karkoszki, artysty urodzonego co prawda w Sosnowcu, ale od lat związanego z Wrocławiem i tutejszą ASP. Monumentalne, piękne kształty, niemal abstrakcyjne, przypominające moorowskie formy, jakie nie tak dawno prezentowano na wystawie w Orońsku, Wrocławiu i Krakowie ("Henry Moore. Moc natury") ustawiono w dwóch salach chorzowskiej galerii. Formy figuralne - stojące niczym filary, skulone nagie postacie kobiece bliskie abstrakcji, podobnie jak kwadratowe kafle z ceramicznymi obrazami wypełnionymi formami ni to krajobrazowymi ni to kosmicznymi - to wszystko sprawia, że widz ma ochotę dotknąć tych rzeźb, sprawdzić ich powierzchnię, obejrzeć z każdej strony, podziwiając odmienne widoki... Artysta urzeka wyobraźnią, która wykorzystuje kształty wzięte z natury, z codzienności, postacie ludzkie i kamienie traktując jako źródło inspiracji. Wystawa czynna jest do 25 listopada. Wstęp bezpłatny.
Czwarta z wystaw, które chciałabym polecić do obejrzenia w listopadzie to ekspozycja w Muzeum Współczesnym Wrocław, gdzie umieszczono przekrojową ekspozycję prac wrocławskiego malarza A. Mazurkiewicza "Ja i moja sztuka to sztuka. Alfons Mazurkiewicz - malarz i nauczyciel", z zadziwiającymi wczesnymi pracami oraz niezwykłymi pręgowanymi abstrakcjami, w których wypukłości niczym sznury tworzą z obrazów fascynujące reliefy (?) będące fragmentami ni to kosmicznych potworów ni to gigantycznych maszyn. Wspaniałe kolory, przyciągające wzrok i niemal hipnotyzujące widza prezentują się w salach bunkra o surowych betonowych szarościach po prostu doskonale. Zdumiewa wyobraźnia artysty, który  niczym  naukowiec zgłębiał możliwości opracowywania jednego motywu na różne sposoby. Był członkiem Grupy Wrocławskiej i twórcą koncepcji duoplastycyzmu. Początkowo interesowała go abstrakcja geometryczna, z czasem,  na przełomie lat 60. i 70. XX wieku zainteresował się konceptualizmem. Na wystawie warto zwrócić uwagę na Klęcznik, który miał szczególny charakter, bynajmniej nie związany z konfesjonałem... Wstęp płatny. Wystawa czynna do 27 stycznia 2020 roku.


Ostatnią z wystaw, jakie warto obejrzeć w listopadzie jest ekspozycja "Otwarty teren sztuki" w Muzeum Etnograficznym we Wrocławiu, prezentująca dzieła artystów nieprofesjonalnych, utalentowanych outsiderów, tworzących na wsiach lub w małych miasteczkach i poszukujących własnej drogi twórczej. Kolekcjonerzy polują wręcz na ich prace, ale oni niezbyt chętnie się ich pozbywają, co dotyczy również ich rodzin i spadkobierców, którzy niechętnie rozstając się z tymi pracami wypożyczyli je po długich namowach kuratorów na wrocławską wystawę, choć z wielkimi oporami.
Jest to zatem niepowtarzalna okazja, aby obejrzeć prace, jakie zwykle nie opuszczają "domowych galerii" lub pracowni artystów. Na parterze dawnego pałacu biskupiego mieszczącego obecnie siedzibę ME obejrzeć można malarstwo religijne, świątki, obrazy przedstawiające kwiaty i zupełnie niezwykłe kocie scenki, które jeden z prezentowanych malarzy wzbogacił motywem szachowym. Ta twórczość o bardzo zróżnicowanej tematyce pokazuje jakimi drogami podążali ci twórcy, podejmując motywy sobie najbliższe, z którymi byli związani emocjonalnie. Warto tu zwrócić uwagę na twórczość rzeźbiarską Ireneusza Michałka i dramatyczne prace Krzysztofa Wyrębaka, a zwłaszcza jego niemal średniowiecznego Ukrzyżowanego Chrystusa z Jugowa, a także na kolorową martwą naturę pełną obfitości owoców i obrazy o motywach sakralnych autorstwa Zygmunta Sarny. Wystawa czynna do 29 grudnia. Wstęp płatny.

Kolejny odcinek cyklu WARTO ZOBACZYĆ ukaże się w grudniu, tuż przed świętami.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Nasze imprezy są flamenco, żyjemy flamenco, śpimy flamenco i jemy flamenco" – wywiad z Tomatito