WARTO ZOBACZYĆ w polskich galeriach i muzeach, odc.25


Czerwcowy odcinek cyklu WARTO ZOBACZYĆ chciałabym zacząć od wystawy, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie - nie tylko doskonałością warsztatu i wyrafinowanymi aluzjami do arcydzieł wielkich mistrzów, jaką podejmuje w swym malarstwie twórca, którego prace chciałabym polecić do obejrzenia, ale też zachwycającą wręcz biegłością w malarskich grach z historią sztuki i dawnej i współczesnej. Mam tu na myśli wystawę "Konstrukcje i dekonstrukcje" Iwo Birkenmajera, który kilkanaście swoich dużych i małych obrazów prezentuje w mojej ulubionej galerii Floriańska 22 w Krakowie. Ta wystawa to kunszt, wysmakowane i precyzyjne spojrzenie na przemijający czas, szczypta ironii i humoru (któż inny wpadłby na to, że tematem martwych natur może być realistycznie przedstawiony seler  albo samotne porzucone czosnki umieszczone na ciemnym tle niczym w dawnym malarstwie holenderskim, a strąceniu w ciemną piekielną czeluść nagich grzeszników i zmysłowo-erotycznym zapasom ani myśli przyglądać się zajęty swoimi sprawami tłum wyglądający niczym obserwatorzy na Facebooku?!). Iwo Birkenmajer jest mistrzem, który potrafi niczym Ariadna swoją nić prząść między wiekami, krajami (Italia, Polska), kulturami (starożytność, współczesność) i Bóg wie czym jeszcze... To artysta, który wydaje się żyjącym równocześnie i obecnie i w minionych wiekach alchemikiem i znawcą sztuki zarazem, który ku uciesze widzów przyrządza piekielnie skomplikowane, symboliczne mikstury, którym w dodatku przygląda się stojąc wewnątrz swoich obrazów. To doskonała wystawa na czerwcowe ciepłe dni. Wyrafinowana, pełna intrygujących motywów i pięknych kobiet. "Konstrukcje i dekonstrukcje" można oglądać do 20 czerwca. Wstęp wolny.
Drugą z polecanych przeze mnie ekspozycji można obejrzeć w galerii Artemis w Krakowie. To pokaz instalacji "Moje żółte lata 2000-2019" Ewy Kuryluk, artystki, malarki, pisarki, która nieustannie drąży historie i tajemnice rodzinne, odnosząc je do problemów związanych z obecnym postrzeganiem Holocaustu, udręki, cierpienia, ukrywania się i nieustannego niepokoju. W krakowskiej galerii udało się stworzyć przejmującą instalację, składającą się z kolaży, przedmiotów należących do artystki i nasycić je smutkiem, nostalgią, atmosferą przemijania świata, który został brutalnie zniszczony przez wojnę... Sala otoczona żółtą materią,  która stanowi tło do rodzinnej tragedii, gdy wszystkie plany, szanse i możliwości matki artystki zostały zniszczone, zbrukane i zabite. Patrząc na fotografię z wielkim charakterystycznym T, czyli aluzją do Treblinki, gdzie wywożono Żydów, współczesny widz zdawać by się mogło nie może obojętnie przejść nad tym i uśmiechać się, tak jak młode zagraniczne turystki, które w dniu gdy zwiedzałam wystawę, robiły sobie selfie na tle żółtej ściany z wizerunkiem przedwojennej elegantki na chwilę przed tragedią ... Trochę zszokowały mnie komentarze dziewczyn, które w ogóle nie zwracały uwagi na wydźwięk wystawy, skupiając się raczej na pojedynczych elementach, opisujących dawny świat,  którego składnikami były malutkie pianinko, drzewo z oczami,  wyrastające z instrumentów muzycznych i ciężarne kobiety wpatrzone w widza (kolaż). Oglądając tę wystawę warto zastanowić się nad panującym w galeryjnej sali klimatem, mimo dominującego słonecznego koloru, dość mrocznym, tak jak czasy, które przywołuje. Ewie Kuryluk udało się, być może dzięki  tak małej przestrzeni, odtworzyć klaustrofobiczną atmosferę czasu wojny, która zdominowała prywatne życie bliskich artystce osób.
Wystawa czynna do 19 czerwca. Wstęp wolny.
Trzecia z wystaw, które chciałabym polecić  to ekspozycja, którą otwarto w Noc Muzeów we Wrocławiu w galerii Vivid. Pokaz prac Zdzisława Beksińskiego na poziomie -1 wrocławskiej galerii, to prezentacja dzieł odkrytych w warszawskim mieszkaniu artysty po jego śmierci. Wiele z tych prac, należących do kolekcji Muzeum Historycznego w Sanoku, pokazanych jest po raz pierwszy. Są tu m.in. premierowe heliotypie (7 sztuk) - zupełnie niezwykłe prace, które stanowią zapowiedź wystawy, jaką sanockie muzeum zaprezentuje publiczności latem. Wśród tych prac, najczęściej biało-czarnych, choć są także i barwne, można zachwycić się katedrami, a także przytulonymi, a raczej wtulonymi w siebie, czasem całującymi się, postaciami. Mnie urzekła półleżąca postać  z ptasiokształtną głową, w pantoflach na wysokich obcasach z rękami splecionymi na brzuchu. To przejmujące przedstawienie samotności, obojętności i tkwienia w swoim własnym świecie umieszczone zostało obok walących się katedr (nie sposób tu nie przywołać wspomnienia o tragicznym pożarze, jaki nie tak dawno trawił paryską katedrę Notre Dame...). Różnorodność tych prac, świadczy o tym iż artysta nie bał się eksperymentować, choć zapewne nie zawsze był zadowolony z efektów, skoro prac tych nie pokazywał za życia na wystawach. Ta wystawa to kolejna karta odkrywająca bogactwo świata Zdzisława Beksińskiego, którego oryginalne wizje malarskie, rysunkowe czy fotograficzne można od czasu do czasu obejrzeć w różnych miastach. Wystawa w Vivid Gallery we Wrocławiu czynna jest do 9 czerwca. Wstęp wolny.
Czwarta z wystaw to pokaz konserwatorski rzeźb polskiego artysty Augusta Zamoyskiego w warszawskim Muzeum Narodowym. Prace te zakupione kilka miesięcy temu przyjechały do Polski z Francji, gdzie od wyjazdu z Polski w 1924 roku mieszkał z przerwami ( w latach 1940-1955 przebywał w Brazylii)  artysta nazywany "polskim Michałem Aniołem". Przez kilka lat (1919-1922) związany był z formizmem, potem zmierzał ku klasycyzmowi, w ostatnich latach zajmował się ekspresyjną rzeźbą sakralną. Warszawska wystawa jest pokazem bardzo specyficznym, w sposób szczególny, dość oszczędny oświetlonym, a widz ma okazję przyjrzeć się pracy konserwatorów, których można także wypytywać o różne szczegóły związane  z odnawianymi pracami. To pokaz kameralny, który warto odwiedzić, aby z bliska przyjrzeć się dziełom Augusta Zamoyskiego. Wystawa czynna jest do 25 sierpnia. Wstęp płatny.
Ostatnią z polecanych przeze mnie wystaw jest pokaz prac katowickiego artysty, plakacisty, profesora katowickiej Akademii Sztuk Pięknych  Romana Kalarusa w Muzeum Historii Katowic, w Oddziale Teatralno-Filmowym mieszczącym się przy ul. Kopernika 11 w Katowicach. To ekspozycja retro kolaży, w których artysta pokazuje w charakterystycznym dla siebie stylu tematy, które najbardziej go interesują. Gazety, wycinki, psychodeliczne barwy dorysowanych pisakiem fragmentów, tego co przyciągnęło wzrok artysty... 
"Rysuję na tych zdjęciach, cudzych, coś doklejam – i tworzę swoje rzeczy. W czasach kiedy wszystko dostajemy gotowe, wytłumaczone, opisane, to ja gadam do ludzi tymi moimi kolażami. Obraz musi gadać. To jest mój język. Jestem człowiekiem od obrazków i obrazami ludziom opowiadam, nie słowem. Kolaż to jest całkowity twórczy relaks. Bo robię to dla nikogo – dla siebie, po prostu robię sobie takie rzeczy, które sprawiają mi przyjemność, wyciszają mnie, jestem weselszy, odprężony, mam swój świat. Relaks, zabawa…, ale oczywiście każdy twórca chce, by to co robi, trafiało do odbiorcy, więc ja się cieszę, jak ludzie, którzy to kupują czy dostają, mają z tego radość" - mówi Roman Kalarus.
 To wszystko składa się na wystawę "Miniatury intymne. Kolaże z kolekcji autora", którą można oglądać w starej katowickiej kamienicy do 30 sierpnia. Wstęp płatny.

Kolejny odcinek ukaże się na początku lipca.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Nasze imprezy są flamenco, żyjemy flamenco, śpimy flamenco i jemy flamenco" – wywiad z Tomatito