"Sztuka nie znosi oszustwa" - rozmowa z krakowskim malarzem Iwo Birkenmajerem



Początki twórczości

Jak każde dziecko miałem różne zainteresowania, choć te plastyczne wybijały się na plan pierwszy. Uzdolnienia w tym kierunku w mojej rodzinie zawsze były, ale nikt wcześniej nie poświęcił się sztuce czystej. Początkowo myślałem o poezji, a nawet astronomii. Pod koniec liceum zyskałem pewność wyboru drogi, którą chcę iść. Od tego czasu, pomimo meandrów późniejszej praktyki edukacyjnej czy zawodowej, nie pamiętam bym czuł się kimś innym niż malarzem.

Edukacja

Po maturze nie dane mi było podjąć studiów na Akademii Sztuk Pięknych, a musiałem dostać się na wyższą uczelnię. Stąd filologia klasyczna. Z rozpędu zaliczyłem też dwa lata archeologii śródziemnomorskiej. Pragnienie sztuki jednak nigdy we mnie nie osłabło.


Pierwsze prace

Pod koniec lat siedemdziesiątych nie można było bez dyplomu uprawiać zawodu plastyka. Imałem się wtedy różnych zajęć - stolarki, prac budowlanych, odnawiania mieszkań, współpracowałem także z wydawnictwami: jako ilustrator, korektor; robiłem także przypisy i bibliografie do książek. Po niezwykle trudnym dla mnie stanie wojennym zatrudniłem się w PKZ, gdzie miałem możliwość obcowania z technikami konserwacji krakowskich zabytków. Na początku lat dziewięćdziesiątych przy wsparciu rodziny rozpocząłem samodzielną drogę artystyczną. Miałem już za sobą kilkanaście indywidualnych wystaw, kiedy w 1995 roku zdałem egzamin i zostałem przyjęty do ZPAP. Studia i praca twórcza wzbogaciły moją wiedzę, a także umiejętności technologiczne, jednak malowania, rzeźbienia i paru innych jeszcze rzeczy nauczyłem się sam.


O sztuce

Sztuka nie znosi oszustwa, banału, nieudolności, miałkości i głupoty. Myślę o kondycji sztuki z ciepłym uśmiechem. Nawet nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie, ile jeszcze zakresów kreacji zaoferuje nam przyszłość. Dzień bez uderzenia pędzlem w płótno, jak powiedział kiedyś Picasso, jest dniem straconym. Gdy nie mogę malować, stawiam plamę na podobraziu, które zawsze czeka w pogotowiu w mojej pracowni.


O inspiracjach

Inspirację czerpię z tego, co było przede mną i z tego, co będzie. Mam na myśli projekty i wizje obrazów, jak również to, co jeszcze mnie spotka. Wielki wpływ na mój sposób postrzegania mieli dawni i współcześni mistrzowie.Ważne są też pejzaże, sny, muzyka, teraźniejszość, literatura, film, nastroje i osobiste przeżycia. Wiem, co chcę malować i co maluję, lecz wolę, gdy obrazy mówią za mnie. O ludzkiej samotności, namiętnościach, teraźniejszości czy przemijaniu. Fascynuje mnie cud życia, piękno miłości i fenomen natury, a jednocześnie smuci mnie samotność, kruchość, przemijalność świata, którego przez chwilę stałem się częścią. Kiedyś napisałem, że maluję czas. Ale i teraźniejszość. Ostatnio w mojej pracowni powstają czarne płótna...

O plenerach

 To dobry sposób, by wyzwolić się z samotnej pracowni. Daje też możliwość spotkania starych przyjaciół i poznania nowych. Na plenerach zawsze maluję.Według mnie są one takim drugim obiegiem wspierania współczesnej sztuki, zepchniętej w naszej polskiej rzeczywistości na pośledni plan.


(oprac.)

Foto: dzięki uprzejmości artysty

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Nasze imprezy są flamenco, żyjemy flamenco, śpimy flamenco i jemy flamenco" – wywiad z Tomatito