Wywiad z Joanną Warchoł, krakowską artystką, prezesem ZPAP Okręgu Krakowskiego
Wywiad z krakowską artystką Joanną Warchoł, prezesem Okręgu Krakowskiego Związku Polskich Artystów Plastyków. Jej prace można obejrzeć w galerii Floriańska 22 w Krakowie na wystawie
„Miejsca
dla samotnych artystów” (11.XII.2018-10.I.2018)
O
RYSUNKU
Rysunek
jest dla mnie ważną dziedziną twórczości, równoległą z innymi. Duże formy
rysunkowe wykonuję od prawie 30 lat i nigdy nie traktowałam tej pracy jako
pobocznej, uzupełniającej malarstwo. Rysunek jest jedynie innym medium
wypowiedzi, innego rodzaju techniką mającą swoje wymagania i ograniczenia, ale
dającą szerokie możliwości do realizowania zamysłów artystycznych. W rysunku
czuję się swobodnie i niezależnie, a problemy, jakie w tych pracach poruszam,
są dla mnie równie ważne, jak te przedstawiane w malarstwie. Rysowałam „od zawsze”. Już w przedszkolu brałam udział we
wszelkiego rodzaju konkursach – niektóre z nich nawet wygrywałam. W szkole
podstawowej również rysowałam, malowałam i rzeźbiłam i zawsze były to czynności
oczywiste, którymi wypełniałam wolny czas, choć nigdy nie planowałam, że w
przyszłości zostanę artystką.
O MISTRZACH
Cenię bardzo wielu artystów, długo by wymieniać... W rysunku, tak jak i w innych dziedzinach twórczości, najbardziej interesuje mnie osobowość twórcy, jego indywidualność, doskonałość formy, oryginalność poszukiwań. Sama manualna sprawność, choćby najbardziej mistrzowska, nie jest w stanie mnie zachwycić, jeśli nie kryje się za nią autentyczna kreacja i celowość wyboru, jeśli nie wzrusza i nie zaskakuje. Wbrew pozorom, rysunek jest dziedziną trudną – operując linią, plamą i walorem daje o wiele większe ograniczenia niż malarstwo. Wymaga powściągliwości i syntezy widzenia. Jednoznaczności decyzji... Każda forma rysunku może zbliżać się do doskonałości – od tej pozornie najprostszej, linearnej, po zagęszczoną, wypełniającą całą powierzchnię, ale może też być jedynie wtórnością, zapatrzeniem się w innych... Nie potrafię jednoznacznie stwierdzić, jakie dzieła rysunkowe wywarły na mnie największy wpływ – urzeka mnie tak samo Leonardo da Vinci i Albrecht Dürer jak Jerzy Nowosielski czy Tadeusz Brzozowski... Nie sądzę jednak by oni, czy ktokolwiek inny, mieli wpływ na moje rysunkowe decyzje.
O ABSTRAKCJI
Za
abstrakcję w sztuce powszechnie uważa się wszystko to, co nie posiada rzeczywistej
formy, nie jest przedmiotowe czy ilustracyjne. To oczywiście wielkie
uproszczenie, myślę nawet, że pewien rodzaj wytłumaczenia dla
niezrozumienia języka, który zmusza do głębszego zastanowienia się
nad istotą sztuki, przy pomocy którego chce ukazać się coś więcej niż
zwykłe zobrazowanie rzeczywistości czy wyrażenie uczuć i wrażeń poprzez znane z
natury kształty. Dla mnie sztuka abstrakcyjna jest wyższego
rodzaju formą przekazu, jedyną, dzięki której można starać się
odzwierciedlić własne przeżycia, rozterki, wątpliwości czy uczucia, tajemnice
istnienia i wszechświata, zawiłe relacje międzyludzkie i naturę istnienia.
Przecież dźwięk, myśli, emocje, uczucia są nienamacalne, nie posiadają
konkretnego kształtu – możemy je jedynie wyrazić poprzez własne poszukiwania
takich plastycznych rozwiązań, które staną się najbliższe naszym intencjom.
Moje prace zawsze coś wyrażają, nigdy nie są czysto formalnymi układankami,
więc określam je raczej jako rzeczywiste, lecz nieprzedstawiające. Wiem jednak,
że odbierane są jak abstrakcje i w niczym mi to nie przeszkadza.
O INSPIRACJACH
Inspiracje
są wszędzie – obok nas i w nas. Moje wynikają raczej z wnętrza, ale z dużym
odniesieniem do świata zewnętrznego. Do niepojętej zagadki istnienia,
metafizyki, nieskończoności wszechświata... Jako małe, żyjące w nim istoty,
zagmatwane w swych ludzkich losach, ulegamy skomplikowanym emocjom w
wielowymiarowej przestrzeni, w której nam przyszło przez chwilę istnieć, której
nie rozumiemy, pomimo ciągłych wysiłków jej określenia. Myślę, że w znacznej
mierze moje prace są wyrazem pokory wobec wielkości natury, skromną próbą
zmierzania się z nią, zachwytem nad jej potęgą i tajemnicą.
O EROTYCE W SZTUCE
Każda sztuka może być dobra i kiczowata. Granicę wyznacza sam artysta, jego umiejętności, świadomość, warsztat, przekaz. Nie wzbraniam się przed żadnymi tematami podejmowanymi przez twórców, pod warunkiem jednak, że to co mają do powiedzenia jest ważne, posiada głębszy sens, dotyka istoty problemu, coś unaocznia, czegoś uczy, na coś uwrażliwia. Problem erotyzmu w sztuce jest stary jak świat, bo przecież u jego podłoża leży seksualność i prokreacja, czyli istota życia i przetrwania. Cóż może być bliższego każdemu człowiekowi niż dana z natury zmysłowość? A w moich pracach? Cóż, spotkałam się już kilkakrotnie z takimi określeniami, ale na pewno ani erotyzm, ani zmysłowość nie są podstawowymi czynnikami ich powstania i szczerze mówiąc, w ogóle o tym nie myślę w procesie tworzenia. Wiadomo jednak, że to, co tworzymy w dużej mierze zdradza naszą naturę bardziej niż słowa czy zachowania, trzeba jedynie pewnej dozy wrażliwości i empatii, żeby zobaczyć to „drugie dno”. I tu dochodzimy do poważnych już problemów podświadomości czy psychoanalizy.
O MATEMATYCE
Nigdy
nie posiadałam głębszych zainteresowań matematycznych, raczej humanistyczne,
ale w twórczości cenię prostotę, jednoznaczność formy, czytelność
myśli. W tym celu używam geometrii lecz wydaje mi się, że robię to w sposób
dość swobodny, nieograniczony jej zasadami i regułami. W katalogu do jednej z
wystaw napisałam: Przy pomocy geometrii porządkuję swój mikroświat
zamknięty w obrębie płótna. Moja emocjonalna potrzeba osiągania ładu i harmonii
z wewnętrzną koniecznością systematyzacji i hierarchii w szeregowaniu powoduje,
że geometria, zjawiska te określająca jest dla mnie najprostszą drogą do
wykazania własnych potrzeb artystycznych, bo to właśnie w ładzie i harmonii
mieści się prosta prawda wszechrzeczy, przyczynowo-skutkowa hierarchia
wszelkich zjawisk, określająca nasze ujęte w upływającym czasie życie. Dla mnie
geometria nie jest celem, lecz środkiem przekazu, a także podstawowym elementem
konstrukcji obrazu. W używanych formach geometrycznych biorę pod uwagę ich
symboliczne znaczenia, gdyż niesie ono za sobą wiele treści i wskazówek do
odczytania tego, czego obraz dotyczy.
O PRZESTRZENI W SZTUCE
Przestrzeń, jako taka, ma wiele definicji i dotyczy różnych aspektów nauki. Mnie zawsze fascynowała jej nieodgadniona natura, wszechobecność i doskonałość oraz zjawiska, jakie w niej zachodzą. Niekonkretna i nienamacalna – w nas i wokół, jest pretekstem do rozważań i wyobrażeń o potędze wszechświata. Będąc bytem niematerialnym, niemożliwym do zdefiniowania, podlega doświadczeniu, ale również to doświadczenie generuje. Jest wokół nas, ale i w nas. I ta wewnętrzna, ludzka przestrzeń, podlegająca licznym ograniczeniom i wpływom interesuje mnie równie mocno, jak zewnętrzna. Przestrzeń zawsze była podstawowym, można rzec pierwotnym elementem tego, co robię - punktem wyjścia każdej pracy plastycznej. Mam ją tak głęboko zakodowaną, że nawet zabudowana jakimiś elementami, jest dla mnie priorytetem. Stając przed zadaniem wyrażenia przestrzeni, zdaję sobie sprawę z niewielkich możliwości, jakie posiadam i ograniczonych środków wyrazu, jakimi dysponuję. Żaden wizerunek przestrzeni nie jest skończony ani doskonały – jest zaledwie szkicem i kolejnym krokiem w kierunku prób jej zdefiniowania.
O NATCHNIENIU
Natchnienie i wena to dość wyeksploatowane pojęcia. Dla profesjonalisty tworzenie jest ciągłą pracą, ciągłym zmaganiem się z materią i własnymi poszukiwaniami. Pracą ciężką i często frustrującą, dającą jedynie tylko czasami satysfakcję i poczucie spełnienia. Reszta to walka z samym sobą i z całą masą wątpliwości. Oczywiście, muszą istnieć okresy pewności, że to, co właśnie się robi jest właściwe lub zbliża się do oczekiwań – inaczej nic by nie powstało. Tworzenie jest nieprzerwanym procesem myślowym i poznawczym; nie ma od niego ucieczki i odpoczynku. Jest koniecznością, nieodzownym elementem życia. W moim przypadku, nawet jeśli nie tworzę w sensie fizycznym, to myślenie twórcze, nieustanna obserwacja rzeczy i zjawisk nigdy mnie nie opuszczają. To taka stała funkcja mojego umysłu – może zaleta, a może mankament... Unaocznienie tych doświadczeń w formie obrazu czy rysunku, to końcowy etap tego procesu, ale nie ukrywam, że fascynujący i bardzo często zaskakujący. Powstający obraz niejako buduje się sam, przy pewnym udziale spontaniczności i przypadku, będąc jednak równocześnie pod pełną kontrolą. To trudne do wyrażenia i opisania... Jeśli już tworzę, to raczej szybko, zawsze kilka prac równolegle, które dopełniają się nawzajem budując zamierzony cykl problemowy.
O KRAKOWIE
W
Krakowie mieszkam całe życie, ale nie ma to chyba większego wpływu na moje
inspiracje. Najlepiej czuję się i pracuję w samotności, w odcięciu od ludzi i
miejsce takie może być gdziekolwiek. Do tej pory odkryłam dwa takie miejsca –
chętnie do nich wracam, gdyż cisza i wszechobecna przyroda sprzyjają oderwaniu
się od codziennej rzeczywistości i związanych z nią problemów, oczyszczają
umysł i wyostrzają widzenie. To bardzo ważne i niezbędne, by nie popaść w
zaklęty krąg samopowtarzalności.
O MARZENIACH
Moim
marzeniem jest jedynie posiadać na tyle czasu i środków, by móc tworzyć to
wszystko, co cierpliwie czeka na realizację. Robić swoje, a każdym krokiem zbliżać
do następnego. Każdy pomysł jest pożywką dla nowych rozwiązań i tematów –
tu niczego nie da się na siłę wymyślić czy zaplanować – twórczość zawsze jest
pewną, ciągłą drogą, a jeśli nawet następuje na niej gwałtowny zwrot, to jest
on wynikiem toku postępowania, chociaż bywa również, że staje się zaskakującą
niespodzianką...
Rozmawiała: EWA MECNER
Komentarze
Prześlij komentarz