Katarzyna Kobro w Muzeum Współczesnym Wrocław


Katarzyna Kobro to legenda dwudziestowiecznej awangardy. Jej postać i trudny związek z Władysławem Strzemińskim przybliżył kontrowersyjny film "Powidoki" Andrzeja Wajdy z Bogusławem Lindą w roli malarza, współzałożyciela i wykładowcy PWSSP w Łodzi.
Kobro urodziła się w 1898 r. w Moskwie, zmarła w 1951 r. w Łodzi. Zrewolucjonizowała myślenie o rzeźbie. Była przedstawicielką abstrakcji, współtworzyła i należała do przedwojennych awangardowych grup artystycznych Blok, Praesens i a.r.(artyści rewolucyjni). Fascynowała ją matematyka i abstrakcyjne piękno geometrycznych form.
Wystawa "Medytacje Fibonacciego +sztruksowy zając/ Wobec Katarzyny Kobro (1898-1951)" zorganizowana w 120 rocznicę urodzin Katarzyny Kobro, najpierw prezentowana była w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie (kwiecień-sierpień 2018), a obecnie można ją oglądać na dwóch piętrach Muzeum Współczesnego Wrocław. To ogromna wystawa prezentująca nie tylko dokonania Katarzyny Kobro, ale też jej współczesnych (Strzemiński, Wiciński, Jarema), a także twórców rozwijających jej eksperymenty rzeźbiarskie z przestrzenią (Bednarski, Gustowska, Robakowski). Wystawa zajmuje piętra III i IV dawnego bunkra przy pl. Strzegomskim we Wrocławiu i pokazuje realizacje ok.50 artystów. Obejrzenie, nawet pobieżne, tak ogromnej, wielowątkowej ekspozycji, tak trudnej i wymagającej od widza skupienia, zajmuje sporo czasu, dlatego polecam zwiedzanie ekspozycji  na dwa razy. Najpierw warto przyjrzeć się dziełom pary sławnych awangardzistów - zajrzenie za kulisty życia i twórczości, rozważenie trudnych warunków w jakich Katarzynie Kobro przyszło żyć w powojennych latach, gdy utrzymywała się z szycia zabawek. Na wystawie można obejrzeć wykonanego przez nią zajączka, którego uszyła dla córki Niki Strzemińskiej (jest to rekonstrukcja z 2012 r.  wg opisu i zachowanego niekompletnego oryginału należącego do Moniki Krygier ). 





Na ekspozycji oglądanie prac Katarzyny Kobro było dla mnie fascynujące - dzięki licznym zdjęciom jej mniej znanych prac i działań (m.in. edukacyjnych) mogłam przyjrzeć się twórczości artystki o trudnej biografii i podziwiać rzeźbiarskie dzieła, które do dziś  robią na widzu wrażenie doskonałością i wyrafinowaniem form. 

Te niewielkie rzeźby, głównie akty, z lat 20. i 40. XX w. (na wystawie oglądać można odlewy współczesne z 2008 r. według gipsowych oryginałów znajdujących się w zbiorach Muzeum Sztuki w Łodzi oraz krakowskim MN) przyciągają wzrok i otoczone światłem, które odbija się od ich powierzchni, zaskakują gładkością i zmysłowością. To głównie dla nich warto przyjść na tę wystawę. Są piękne i intrygujące. 
Natomiast otaczają je prace innych artystów, które pokazywane w ogromnej ilości przytłaczają widza, który po godzinnym oglądaniu ekspozycji jest już zmęczony. Dlatego właśnie warto podzielić sobie wizytę na tej wystawie na dwa razy. Przyznam, że po obejrzeniu tej ekspozycji z przyjemnością udałam się piętro wyżej na pokaz prac wrocławskiego strukturalisty Alojzego Gryta i w kolejnych salach poruszając się między szklanymi  dziełami odpoczywałam wpatrując się w purystyczne, kontemplacyjne prace świetnie prezentujące się na szarym tle betonowych ścian bunkra, gdzie szklane linie wydawały się zupełnie nierzeczywiste, a kropla ze szkła na szklanym liściu spoczywała niczym w wirtualnym powiększeniu... Ta kojąca jasna wystawa prezentująca abstrakcyjne niemal formy pejzaży stworzonych przez niezwykle konsekwentnego w swych poszukiwaniach artystę, sprawiła, że widz doznaje czegoś w rodzaju wyciszenia. Pokaz prac"Medytacje Fibonacciego +sztruksowy zając" dla mnie nie był medytacyjny, stanowił  raczej prezentację wielu (może nawet zbyt wielu) możliwości wyciągnięcia wniosków z osiągnięć z przed- i powojennej awangardy. Na temat matematycznych walorów wystawy nie będę się wypowiadać, bo niestety moja wiedza na temat dokonań trzynastowiecznego włoskiego matematyka Leonarda Fibonacciego jest nikła, a i bez niej widz spokojnie może oglądać wystawę nie zważając na  te jej matematyczne aspekty.

Wystawa czynna do 11 lutego 2019 r.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Nasze imprezy są flamenco, żyjemy flamenco, śpimy flamenco i jemy flamenco" – wywiad z Tomatito