"Retrospekcje" Moniki Szwed w Zderzaku


Poetycka, hermetyczna, surrealistyczna, niepokojąca, osobna... Dokładnie takimi słowami można określić twórczość poznańskiej artystki Moniki Szwed, której ekspozycję "Retrospekcje" możemy obecnie obejrzeć w krakowskiej galerii Zderzak. Wystawa prezentuje w układzie chronologicznym 35 prac należących do cykli "23 Koany", "Innocent Homes", "Frozen Charlie", "Botanika na klasy wyższe", "Pocztówki". Wystawa prac, które przypominają atmosferę prozy francuskiego surrealisty Raymonda Roussela, a zwłaszcza jego najsłynniejsze dzieło "Locus Solus". Fragmenty dziwnego świata, na poły realistycznego, z postaciami ludzi i zwierząt w dziwnych sytuacjach, umieszczonych w pustce, którą artystka otoczyła przedmiotami i fragmentami budowli o kształtach jakby wyjętych z russelowskich fantazmatów. Widz wpatrując się w te prace zastanawiać się może czy podgląda perfekcyjnie spreparowaną nadrzeczywistość, czy też są one odwzorowaniem miejsc, które artystka widziała i fragmentarycznie zapamiętała by uczynić z nich obiekt artystycznej analizy. Twórczość Moniki Szwed cechuje specyficzna wizja świata jakby zawieszonego w pustej przestrzeni, który otacza atmosfera ciszy i niedomówień. Nie ma tu uwiecznionych jasnych sytuacji, ale jakieś drobiazgowo zapamiętane wrażenia. Trochę jak w sztuce Dalekiego Wschodu, gdzie jeden motyw otoczony jest pustą przestrzenią. Jakby artystka wyznawała amor vacui. Jakby jej wystarczyło umieszczenie tej jednej naszkicowanej sytuacji przeznaczonej do kontemplacji.


Prace te są jakby kawałkami widzianymi w kalejdoskopie, który się rozbił. Szczątkami naszej codzienności, która być może dokładniej, bardziej realistycznie objaśniona byłaby czymś w rodzaju dziennika artystki. A może jakimś zestawem marzeń, w którym wykonane na papierze za pomocą techniki pastelu, artystyczne zapiski są pokazem jak może wyglądać to co nas otacza, wyabstrahowane ze swej banalnej, niezauważalnej formy i zamienione w jakieś nierealne przestrzenie, którym mogliby z zadowoleniem przyklasnąć Paul Delvaux czy Giorgio de Chirico. Wyśniony, wymyślony przez nas samych świat, w którym jesteśmy pionkami, niewielkimi postaciami, tak jak w wirtualnych grach, gdy zabawiamy się wkraczając do świata fikcji, natychmiast z Guliwera w krainie małych ludzi, stając się im równym - nie tylko wzrostem. Te filozoficzno-poetyckie dywagacje Moniki Szwed mają w sobie jakąś muzyczność, coś z klimatu filmów Davida Lyncha, do których muzykę stworzył amerykański kompozytor Angelo Badalamenti ("Blue Velvet", serial "Twin Peaks", "Dzikość serca"). Pustkę, osobność, oddalenie od realności.
Postacie uwiecznione przez Monikę Szwed nigdzie się nie spieszą, trwają podobnie jak monumentalne budowle, których ciężar odczuwamy niemal fizycznie, porównując z nimi delikatne nie do końca realne ludzkie figury. "Retrospekcja" to pokaz rozwoju twórczości poznańskiej artystki, jej ulubionych motywów umieszczanych w różnych konfiguracjach, ale też zanurzenie się w te miejsca, o których jak u Lyncha, nie wiemy w gruncie rzeczy nic pewnego, choć przypominają nam to co znane, zwykłe, użytkowe. Wystawa pokazuje prace, nad którymi warto się pochylić i nie próbując ich zrozumieć, postarać się zanurzyć się w ich nadrealny niepokojący klimat. To taka wystawa dla marzycieli, ludzi wrażliwych, kochających sztukę subtelną i pełną niuansów.

Wystawa czynna jest do 30 listopada 2018 r.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Nasze imprezy są flamenco, żyjemy flamenco, śpimy flamenco i jemy flamenco" – wywiad z Tomatito