Moda na Cranacha we Wrocławiu


Lucas Cranach Starszy należy do najwybitniejszych malarzy niemieckich przełomu średniowiecza i renesansu, choć w jego twórczości można dopatrywać się również oddziaływania manieryzmu. Był rówieśnikiem Albrechta Duerera, a niektórzy badacze sugerują wręcz, że być może podczas pobytu w Norymberdze Cranach pracował w jego pracowni.
Artysta, którego prawdziwe nazwisko nie jest znane ("Cranach" to właściwie pseudonim pochodzący od miejscowości Kronach w Górnej Frankonii) był twórcą prężnie działającej pracowni w Wittenberdze, gdzie realizował  zlecenia tamtejszych elektorów - początkowo od Fryderyka III Mądrego, wielkiego mecenasa sztuki, który zaprosił go na swój dwór w miejsce włoskiego mistrza Jacopo de Barbari, następnie jego brata  Jana Mocnego, a potem  Jana Fryderyka Szlachetnego.
W ciągu pół wieku stworzył liczne dzieła malarskie, kartony do gobelinów, ryciny, rysunki, a także projekty szat, herbów i godeł, a nawet wystrój wnętrz rezydencji książęcych. W 1505 r. otrzymał tytuł szlachecki i herb przedstawiający uskrzydlonego węża w koronie, który trzyma złoty pierścień z rubinem (po śmierci syna na znak żałoby Cranach zmienił nieco kształt herbu - skrzydła węża były odtąd opuszczone).
Uskrzydlony wąż stał się symbolem wystawy we wrocławskim Muzeum Narodowym "Moda na Cranacha", na której obejrzeć można  44 obrazy z pracowni niemieckiego mistrza związanego z reformacją, a także jego naśladowców, w tym wielu anonimowych śląskich artystów. Dzieł samego Lucasa Cranacha St. jest na wystawie 15. Data otwarcia wystawy w przeddzień 500. rocznicy ogłoszenia słynnych tez Marcina Lutra w Wittenberdze jest znacząca - Cranach był  związany ze środowiskiem luterańskim, które często uwieczniał (zaprzyjaźniony z Lutrem kilkakrotnie go portretował w malarstwie i na rycinach). Właściwie trudno dziś mówić o reformacji pomijając postać Cranacha, który stworzył jej wizualną oprawę. Kiedy książę saski Jan Fryderyk został wzięty do niewoli po bitwie pod Muehlbergiem, Cranach wstawił się za nim u cesarza Karola V, a kiedy elektora wygnano, artysta na wygnanie udał się wraz ze swym protektorem. Po uwolnieniu elektor osiadł w Weimarze, a Cranach towarzyszył mu tam aż do swej śmierci w 1553 r.
Jednak nie wszystko co stworzył Cranach podobało się Lutrowi, zarzucającemu artyście nadmierną fascynację aktem kobiecym, który nasycał taką zmysłowością, że odczuwać można było zgorszenie patrząc na biblijną Ewę, której bliżej było do antycznego symbolu kobiecości jaką była Wenus.


Cranach zdawał się jednak niespecjalnie przejmować opinią przyjaciela, zwłaszcza że oprócz protestanckich zleceniodawców nie odmawiał też tworzenia dla katolickiego kardynała Albrechta von Brandenburga, znanego w swych czasach wroga reformacji, który płacił Cranachowi za malowanie obrazów religijnych dalekich od luterańskiej powściągliwości i dydaktyzmu, według dokryny rzymsko-katolickiej...
Lucas Cranach był prawdziwym tytanem pracy -  otworzył  pracownię, doskonale prosperującą dzięki licznym zleceniom (wykonano w niej podobno ok.10 tysięcy dzieł), potem tawernę i aptekę, a także zasiadał w wittenberskiej radzie miejskiej. W 1528 r. uchodził za najbogatszego mieszkańca Wittenbergi.
Na wrocławskiej wystawie można obejrzeć  liczne prace malarskie, a także nigdy dotąd nie eksponowane szesnastowieczne rysunki. Dzieła sprowadzone zostały z muzeów w Warszawie, Krakowie, Berlinie i Budapeszcie, z kolekcji kościelnych (z Nysy, Głogowa, Swojczyc, ale i katedry wrocławskiej) i zbiorów prywatnych; eksponowanych jest mnóstwo rarytasów m.in. słynna "Madonna pod jodłami" z Muzeum Archidiecezjalnego we Wrocławiu, ale też urokliwa "Salome z głową Jana Chrzciciela" z Muzeum Sztuk Pięknych w Budapeszcie. Wystawa pokazuje to co stanowi o specyfice twórczości Cranacha i jego pracowni - wielkie obrazy ołtarzowe i wyrafinowane małe przedstawienia kobiece o charakterystycznych wygiętych, jakby zdeformowanych sylwetkach odzianych we wspaniałe szaty. Detale strojów, obuwia, nakryć głowy i fryzur postaci,  a także pejzaże w tłach scen religijnych  na obrazach niemieckiego mistrza i jego uczniów budzą zachwyt. Jest to jedna z tych wystaw, które po prostu trzeba zobaczyć.
Ekspozycja czynna będzie do 30 grudnia 2017 r.
Foto:mat.pras.MN we Wrocławiu

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Nasze imprezy są flamenco, żyjemy flamenco, śpimy flamenco i jemy flamenco" – wywiad z Tomatito