Fotografie minionych dekad w Pawilonie Czterech Kopuł

O Stanisławie Dawskim (1905-1990) krążyły niezliczone anegdoty. O tym, że jako pedagog, profesor wrocławskiej PWSSP preferował piękne studentki (ale i zdolne, dzięki czemu uczelnia zasłynęła z urodziwych artystek) i studentów o wiejskim pochodzeniu, których wspierał pamiętając trudności, z jakimi borykał się w młodości (pochodził z biednej żydowskiej rodziny, jego ojciec był snycerzem, i Stanisław początkowo pracował jako pomocnik ogrodnika w majątku Alfreda Potockiego, ostatniego ordynata  zamku w Łańcucie).
Po II wojnie światowej Dawski wykształcił całą plejadę wybitnych wrocławskich twórców - Natalię LL, Andrzeja Lachowicza, Ludwika Kiczurę i wielu innych.
Uchodził za fantastycznego profesora, którego niebanalne korekty odbywały się w założonym przez niego w 1959 r. ogrodzie przy ul. Traugutta, pełnym rzadkich gatunków roślin, owadów i ptaków, a także rzeźb tworzących swoistą galerię plenerową. Przez 3 kadencje (1952-1965) pełnił funkcję rektora. Podniósł rangę uczelni (m.in. sprowadził do Wrocławia znakomitego rzeźbiarza Xawerego Dunikowskiego), ale nie wszyscy za nim przepadali. Do dziś mówi się we Wrocławiu o konflikcie między Eugeniuszem Geppertem, również rektorem i malarzem, którego imię nadano PWSSP, a Stanisławem Dawskim. O ile Geppert to wciąż znane nazwisko, jego obrazy pojawiają się na aukcjach dzieł sztuki i na wystawach, to Dawski popadł w zapomnienie.
Wiele osób kojarzy go głównie jako grafika. Stworzył ponad 500 ekslibrisów, interesował się różnorodnymi technikami: suchą igłą, litografią, monotypią, drzeworytem i termorytem. Mało kto wie, że przewodniczył II Komitetowi Odbudowy Panoramy Racławickiej, i posiadał sporą kolekcję dzieł sztuki (wczesne prace Nikifora, grafiki Józefa Gielniaka, któremu przez całe życie pomagał, gdy schorowany artysta przebywał w sanatorium w Bukowcu), z którą właściwie nie wiadomo co się stało. Był też inicjatorem powstania muzeum uczelnianego, do którego zbierał najciekawsze prace studentów. Co się z tymi pracami stało, również nie wiadomo.
Dawski nie miał spadkobierców, a jego dzieła w nie do końca zbadanych okolicznościach (podobno muzea, do których się zwracał nie chciały przyjąć jego dzieł w depozyt) trafiły do Muzeum Okręgowego w Sandomierzu. Dawski przyjeżdżał tu na plenery malarskie i spotykał się z zaprzyjaźnioną poetką, Ludmiłą Marjańską. Nigdy jednak nie zostały tam zaprezentowane na wystawie, choć  kolekcja ta mogłaby przyciągnąć turystów i stać się ozdobą tego miejsca. Sandomierskie muzeum otrzymało zapisane testamentem prace Dawskiego i jego żony Marii, również malarki, absolwentki krakowskiej ASP, z pochodzenia Ormianki, która podobnie jak jej mąż prowadziła wykłady na wrocławskiej PWSSP.
Muzeum w Sandomierzu posiada 253 grafiki Dawskiego i 107 jego obrazów. Część z nich pokazano na otwartej niedawno wystawie w Galerii Miejskiej we Wrocławiu. Po konserwacji wyglądają po prostu wspaniale - żywe, nasycone barwy, przyciągające wzrok zmysłowe portrety kobiece i arabeskowe abstrakcje (doskonały cykl Żywioły), sprawiają, że Stanisław Dawski jawi się jako doskonały malarz. Dzięki tej ekspozycji możemy prześledzić drogę twórczą tego artysty. Od prac z okresu socrealistycznego, do poszukiwań awangardowych, od przekraczania form realistycznych i surrealizujących (niektóre kobiece wizerunki przypominają nieco malarstwo Kazimierza Mikulskiego), do badania możliwości abstrakcji i obrazów o wyrafinowanej kolorystyce (mają w sobie coś z obrazów Jerzego Tchórzewskiego).
Ciekawym odkryciem dla widza zwiedzającego ekspozycję Dawskiego w Galerii Miejskiej może być prezentowany w galeryjnych piwnicach film. Jest to odnaleziona w archiwum w Warszawie, etiuda studencka nakręcona w 1948 r. przez Andrzeja Munka, który uwiecznił studentów Dawskiego na pokazach szkół artystycznych w Poznaniu, gdzie prezentowali swoje prace. Jest to swoisty przyczynek do poznania jak wyglądała tużpowojenna sztuka awangardowa we wrocławskiej uczelni, na którą po wojnie przyjechał Dawski. Uczelni, gdzie warunki  były spartańskie. Budynek przy Traugutta był zrujnowany, a profesorowie mieszkali w pomieszczeniach uczelnianych. Dawski spędził we Wrocławiu ponad 20 lat (od 1946 r.). Potem wyjechał do Warszawy, gdzie zmarł  w wieku 85 lat i został pochowany w 1990 r. na Powązkach.
Ekspozycja przypomina twórczość artysty, który chociaż bardzo silnie związany był z wrocławską uczelnią i wykształcił znakomitych uczniów, to miał we Wrocławiu zaledwie jedną wystawę - w 1969 r. w Muzeum Architektury (ówczesne Muzeum Miejskie).  Obrazy Dawskiego wcale się nie zestarzały. Mimo staromodnych tytułów (będących świadectwem dawnych, peerelowskich czasów) prace te ogląda się z przyjemnością, podziwiając doskonały warsztat i eksperymentalne tendencje w sztuce, która powstawała w trudnych czasach. Patrząc na lekko picassowski akt namalowany przez Dawskiego, warto przypomnieć, że wrocławski artysta osobiście spotkał się z Picassem, podczas zorganizowanego w 1948 r. Kongresu Intelektualistów we Wrocławiu. Zaprosił go do swojej pracowni i w swojej kolekcji (obecnie zaginionej) miał oryginalny autograf Picassa.
Wystawa czynna będzie do 17 czerwca 2017 r.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Nasze imprezy są flamenco, żyjemy flamenco, śpimy flamenco i jemy flamenco" – wywiad z Tomatito