"Podróż do Edo", czyli o kolekcji Jerzego Leskowicza

W warszawskim Muzeum Narodowym można obejrzeć pokaźny zbiór drzeworytów z ogromnej kolekcji Jerzego Leskowicza na wystawie Podróż do Edo. Japońskie drzeworyty ukiyo-e z kolekcji Jerzego Leskowicza. Ekspozycja w warszawskim muzeum prezentuje najznamienitszych twórców japońskich epoki Edo - od Hokusaia po Hiroshige. Przechadzając się po muzealnych salach można zapoznać się z właściwie wszystkimi aspektami życia codziennego dawnych mieszkańców Japonii. Ruszając z zachodu na wschód przemierzamy Japonię od Kioto do Edo, czyli obecne Tokio, które niegdyś było siedzibą szogunów. Oglądamy cztery pory roku, góry (w tym najsłynniejszą górę Fuji, na którą podobno choć raz w życiu musi się wdrapać każdy Japończyk), rzeki, ludzi zamożnych i biedaków, ich codzienne zajęcia i rozrywki takie jak teatr, a więc również niezwykle interesujące dla Europejczyków postacie japońskich aktorów. Drzeworyty z ich wizerunkami zafascynowały również ponad sto lat temu Feliksa Mangghę Jasieńskiego, który kupił je do swoich zbiorów i obecnie możemy je obejrzeć na wystawie "Onna - piękno, siła, ekstaza" w krakowskim Muzeum Narodowym.
O ile krakowska wystawa ONNA prezentuje zbiór drzeworytów i malarstwa,  które były już częściowo pokazywane na innych ekspozycjach (m.in. w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha), o tyle kolekcję Jerzego Laskowicza pokazuje się po raz pierwszy. Kim jest Leskowicz i jaka była geneza jego fascynacji sztuką dawnej Japonii?
Początkowo Leskowicz był po prostu dobrze prosperującym biznesmenem związanym z rynkiem nieruchomości. Miał swoje biuro w Paryżu, nieopodal antykwariatu Hionama Choia, w którym zetknął się z drzeworytami z XVIII i XIX w. Zaczął kupować drzeworyty i chodzić po wystawach sztuki japońskiej, a także coraz bardziej  zainteresowany japonikami zaczął je kupować. W 2006 roku odwiedził Japonię i zapoznał się ze sztuką japońską w miejscu jej powstania. W ciągu kilkudziesięciu lat zgromadził pokaźny zbiór, liczący ok. 2 tysięcy eksponatów. Jest to największa kolekcja prywatna gromadząca zbiory sztuki japońskiej.
Na warszawską wystawę wybrano ok. 300 dzieł, dzięki czemu można zobaczyć mnóstwo japońskich scen z życia codziennego od XVII do XIX wieku i to w dodatku pierwszych wydań tek graficznych oraz całych cykli (np. "53 stacje na gościńcu Tokaido" Hiroshige oraz  pierwsze wydanie "Stu widoków góry Fuji" Hokusaia). Jako jedyny Jerzy Leskowicz posiada pełny cykl 10 grafik autorstwa Hokusaia "Prawdziwe zwierciadło japońskiej i chińskiej poezji". Są to przepiękne ilustracje do wierszy. Dla miłośników sztuki japońskiej epoki Edo, od której warszawska wystawa wzięła swoją nazwę, szczególnie cenne może się okazać zetknięcie  ze szkicownikami Hokusaia (15 zeszytów), bo w MN można obejrzeć również książki i mapy.
Dla mnie jednak najbardziej fascynujące są w "Podróży do Edo" portrety aktorów teatru kabuki autorstwa osiemnastowiecznego twórcy  Tōshūsaia Sharaku (prac tego tajemniczego artysty działającego w latach 1794-5, zaledwie przez 10 miesięcy, zachowało się tylko 160) oraz wizerunki bijinga (piękności), we wspaniałych strojach i wymyślnych fryzurach uwiecznione przez  Utamaro.
Oglądając te prace warto pamiętać, że na dzieła graficzne składała się praca nie tylko artysty, który wykonywał czarno-biały, konturowy szkic, zaznaczając słowami lub numerami poszczególne barwy, ale też rytownika, naklejającego szkic na klocek drzeworytniczy, przecierającego go i według pozostałych linii wykonującego pierwszą matrycę. Rytownik naklejał odbitki na klocki i po przetarciu przycinał matryce poszczególnych barw. Główna część drzeworytu była dziełem stemplarzy, odbijających poszczególne kolory. Natomiast barwiarze i aplikatorzy nakładali ręcznie wybrane barwy i specjalne dekoracje (np. sproszkowaną macicę perłową). Była to zatem praca zbiorowa. którą potem suszono i sprzedawano.
W osobnej sali zwiedzający wystawę "Podróż do Edo" może się zapoznać z tajnikami powstawania drzeworytu.
Szczególną wartością prac z kolekcji Leskowicza jest to, że są to pierwsze odbitki, a więc kolory są doskonałe, dzięki czemu jakość grafiki może widz podziwiać w pełni - zgodnie z zamysłem autora. Bywalcom wystaw sztuki japońskiej z pewnością nieobce są takie nazwiska jak Hokusai, Sharaku, Utamaro, Hiroshige, Kunisada - czyli najwybitniejsi artyści japońscy, dzięki którym "Podróż do Edo" jest jak powolna podróż luksusowym statkiem, chociaż współczesna Japonia bardzo różni się od tej z minionych wieków, gdy obrazy przepływającego świata bywały obiektem kontemplacji, uważnego namysłu i cichego podziwu. Wiele ceremonii japońskich, w tym słynna ceremonia parzenia herbaty, to czynności wymagające czasu, skupienia i staranności.
Większość japońskich obrazów na wystawie pokazuje świat zachwycający wnikliwą troską o uchwycenie drobiazgów, ale też  na swój sposób konserwatywny i tradycyjny - bardzo daleki od obecnego japońskiego zamiłowania do szybkości. Warto oglądać dzieła w muzealnych salach powoli zagłębiając się w świat, który  do 1868 r. (dzięki shogunowi Tokugawie i jego zakazowi) był dla Europejczyków zamknięty. Japonię zaczęli odwiedzać dopiero kupcy portugalscy, a po nich europejscy misjonarze (jezuici) w wieku XVII.
Odmienne kultury pełne egzotyki i inności fascynowały Europejczyków już na przełomie XIX i XX w., ale dopiero wiele lat po II wojnie światowej, m.in. dzięki filmom kinowym, a potem również telewizji (emitującej np. nakręcony na podstawie bestsellerowej książki Jamesa Clavella serial "Shogun" z 1980 r., bijący rekordy oglądalności) zainteresowano się Krajem Kwitnącej Wiśni.
Jeden z najpopularniejszych japońskich reżyserów, Akira Kurosawa (1910-1998), którego w Europie uważa się za uosobienie japońskiej sztuki filmowej, przez wiele lat w Japonii uchodził za filmowca najbardziej ... europejskiego. Jednak w jego filmach  takich jak Rashomon, Siedmiu samurajów  czy Tron we krwi, dzięki ulubionemu aktorowi Kurosawy Toshiro Mifune, można podpatrzyć wiele typowo japońskich tradycyjnych wizerunków Japończyków z różnych warstw społecznych, które japońscy twórcy uwieczniali w przeszłości na swoich graficznych arcydziełach. "Podróż do Edo" warta jest wyprawy do warszawskiego Muzeum Narodowego.
Wystawa czynna do 7 maja
Zdjęcie: mat.pras. MN w Warszawie

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Flamenco to sposób bycia, śmiechu...kochania..." – wywiad z artystą flamenco FARRU